Artykuły

Demon (nie z tej) ziemi

FRANK WEDEKIND. Co to nazwiska mówi dzisiaj przeciętnemu widzowi naszych teatrów, a nawet tzw. bywalcom - czyli tym ludziom, którzy dość systematycznie śledzą premiery sceniczne od dziesięciu, dwudziestu i trzydziestu lat? Oczywiście, wyłączywszy spośród jego grona filologów polskich i niemieckich oraz bardziej dociekliwych hobbystów, interesujących się historią dramatu.

Wedekind nie należy do autorów popularnych w naszym kraju. Jego sztuki są prawie nieznane, bywały zaś i bywają całkiem rzadkim gościem na naszych scenach. Przed wojną, o ile mnie pamięć nie myli, raz jeden widziałem dramat Wedekinda w warszawskim Teatrze Kameralnym, gdy w r. 1933 jako bardzo młody człowiek - wraz z rodzicami przez parę dni przebywałem w stolicy i chyba przypadkowej okazji zawdzięczałem fakt wejścia na widownię tego teatru. Musiał to być istotnie przypadek, ponieważ sztuka "Przebudzenie się wiosny" - choć dotyczyła życia młodzieży - niezbyt dla młodzieży się nadawała. Tyle, że jej symbolika, pełna obsesji obyczajowo-erotycznych, poprzez zawoalowanie sceniczne raczej do mnie wówczas nie docierała. A jeśli już, to w sposób omijający jej filozoficzną wymowę - na rzecz drobnych a pikantnych szczególików. Zresztą po prawdzie, spektakl wydał mi się nudny i dość szybko o nim zapomniałem. Od tamtych czasów, a więc po 15 latach, nigdy potem nie zetknąłem się z Wedekindem na scenie. Z jego utworami dramatycznymi, rzecz jasna, miałem do czynienia podczas studiów polonistycznych r germanistycznych, ale na tych lekturowych spotkaniach zakończyła się nasza dotąd znajomość.

WEDEKINDA (1864-1918) uznaje się za pisarza nurtu strindbergowskiego w niemieckiej literaturze dramatycznej i za prekursora ekspresjonizmu w teatrze, co zapewne wiąże się z nazwiskiem twórcy teatru ekspresjonistycznego Maxa Reinhardta, który w jakiś sposób wylansował na prowadzonej przez siebie scenie "Kleines Theater" w Berlinie i autora, i jego dzieła. Szczególnie Demona ziemi. Jest to o tyle ciekawe, że w spektaklu reżyserowana przez Reinhardta - Wedekind wystąpił także jako aktor. Nie ma w tym zresztą niczego zadziwiającego, ponieważ pisarz był jednocześnie aktorem, a nawet często pojawiał się w charakterze wykonawcy na scenkach kabaretowych. Wspomina o tym znakomity nasz dawny reżyser teatralny, a później filmowy (Hollywood) Ryszard Ordylski w książce Z mojej włóczęgi, gdzie w przypisach tak charakteryzuje Wedekinda:

"...poruszał w swych utworach scenicznych problem psychologii seksualnej, co ściągnęło na niego gromy oburzenia za nieobyczajność (...). Poprzednik ekspresjonistów, uważał ludzi stworzonych w swych dramatach za marionetki idei. Operował często nią i groteską. Najważniejsze utwory: PRZEBUDZENIE SIĘ WIOSNY, DUCH (demon) ZEIMI, PUSZKA PANDORY (II część DEMONA ZIEMI, Ordyński przypomina premierę (1902) "Demona ziemi" - omawiając sylwetkę głównej bohaterki w ujęciu heroiny Kleines Theater, Gertrud Eysoldt, która "sukces odniosła w sensacyjnej na owe czasy premierze sztuki Franka Wedekinda (...) Była jakimś diabolicznie skomplikowanym połączeniem "prakobiety" i demona zniszczenia (...) zapełniła scenę opętanymi jej urokiem ofiarami. Sam Wedekind grał jedną z tych "ofiar" i z ferworem na poły dyletanta, na poły średniowiecznego autora walczącego o zwycięstwo swych haseł, wygłosił prolog swojej sztuki w kostiumie poskromiciela dzikich bestii, z których za najstraszniejszą uważał... kobietę"

Nie bez przyczyny przytaczam tu - obok skrótowej charakterystyki pisarza - opis scenicznego wystawienia Demona ziemi oraz interpretację głównej roli, co jest zarazem najogólniejszym szkicem problematyki, zawartej w sztuce. Również i samo aktorskie wcielenie Wedekinda w postać "poskromiciela zwierząt" wydaje się o tyle znaczące o ile przyjdzie nam nawiązać - po z górą 75 latach - do nowej premiery TEATRU BAGATELA w Krakowie, czyli do Demona ziemi, który zaczyna się także od tyrad cyrkowego pogromcy bestii; bestii w przesuwanych na scenie klatkach "niedźwiedzich", "tygrysich" i "szympansich".

Wiemy już zatem, kto zacz ów autor i o jakiej jego sztuce będzie mowa. Wypada teraz przedstawić reżysera (i aktualnego tłumacza dramatu), a także scenografa spektaklu krakowskiego: KRYSTIANA LUPĘ. Ten młody inscenizator dał się poznać, jako twórca bardzo interesującego, wręcz rewelacyjnego widowiska Nadobniś i koczkodanów Witkacego w szkole teatralnej, potem poprzez nazbyt wymyślną realizacją Rzeźni Mrożka na scenie "Miniatury", gdzie nadmiar pomysłów oraz niedosyt aktorstwa pogubiły planowaną wymowę artystyczną całości - a w teatrze TV upamiętnił się trochę przydługim ujęciem Witkiewiczowskiego Wariata i zakonnicy. Na koniec, w Starym Teatrze reżyserował Lupa w tym sezonie Iwonę, księżniczkę Burgunda Gombrowicza. Spektakl tyle drapieżny, co dyskusyjny - tyle naładowany i przeładowany efektami, co efekciarski. Tak czy owak, ze wszystkimi plusami i minusami - zapowiadający z pewnością niebanalną indywidualność twórczą, jedną z ciekawszych postaci wśród inscenizatorów młodego pokolenia.

Ale biorąc na warsztat reżyserski Demona ziemi sztukę jako żywo przypominającą dramaty Przybyszewskiego i jak u Strindberga, rozrywającą krępujące więzy realistyczne a wprowadzająca nas w swoiste królestwo koszmaru obu zwalczających się płci, co decyduje o losach świata i ludzi - Lupa zasugerował się, o czym pisze w programie: smakiem fascynacji demonem. I to nie - jakby wynikała z jego słów - w stylu lekko ironicznego ujęcia satanizmu-retro, lecz z całą powagą "misterium" gdzie "demoniczna kobieta przez napięcie sprzeczności miłości i nienawiści zbliża chuć mężczyzny do tajemnicy, a walka z nią stwarza miraże dotknięcia absolutu".

Dramat Wedekinda był ongiś rodzajem prowokacji, skierowanej przeciw moralności mieszczańskiej cesarskich Niemiec Przeciw okrywaniu spraw nieprzystojnych maską świętoszkowatą. Przeciw nazywaniu prostytucji i stręczycielstwa w kręgach tzw. ludzi dobrze urodzonych, z pozycją społeczną - demonizmem. Z perspektywy czasu więc ów dramat sataniczny przybrać dziś może (i winien) kształt satyry, inaczej będzie nie do zniesienia. Lupa zaś potraktował go, jak Witkacego czy Gombrowicza, których dzieła - im bardziej grane serio, tym więcej emanują groteskowością. U Wedekinda zaś wręcz odwrotnie...

A zatem pierwszy błąd: w założeniu inscenizacji. Byłby to błąd łatwiejszy do strawienia, gdyby braki samej konwencji scenicznej nadrabiało wybitne aktorstwo spektaklu. Niestety, napuszona stylistyka "misterium demonizmu" jeszcze bardziej razi w przeciętnym a niekiedy żenująco słabym wykonawstwie ról. Na nic zdały się niekiedy pomysłowe przystawki dekoracyjne, wzrastająca w miarę rozwoju wydarzeń na scenie ilość parawanów i czerwieni, ze znakomitym - w zamierzeniu - centralnie umieszczonym portretem "demona" (autorstwa Z. M. MACIEJOWSKIEGO), gdy np. pajacowaty kostium głównej bohaterki Lulu w pierwszym akcie "zabija" w niej uosobienie diabelskiej potęgi seksu, czyli myśl przewodnią utworu. Czyni aktorkę niezgrabną, nieponętną, zwalistą - absolutnie antydemoniczną. I to bez motywacji groteskowych, co miałoby jaszcze jakiś sens. Przedstawienie ponadto dłuży się niemiłosiernie, wspierane niezrozumiałym pietyzmem wobec ciekawego tekstu który można śmiało ciąć bez żadnej straty dla idei autorskich. Z możliwości zabawy w satanizm pozostaje tylko śmiertelnie poważna, tasiemcowa celebra wszystkich anachronizmów tej sztuki.

AKTORZY grali "drewnianie". Na dodatek źle ustawieni przez reżysera, a w przypadku głównej roli Lulu "pożeraczki mężczyzn" (Izabela Połabińska-Sul) czy cynicznego Schona (Adam Raczkowski), przedstawiciela malarskiej bohemy. Schwarz, (Bogusław Czarnul) zostali po prostu niewłaściwie obsadzeni Polabińska - odarta z wdzięku i finezji. Czarnul - sztywny, a Raczkowski - retoryczny. Nawet Piotr Różanski (Alva) nie przypominał samego siebie z innych występów na tej scenie. Tylko Jan Guntner usiłował z roli starego żebraka i alfonsa wykrzesać postać satyryczną. Tak więc zarówno konwencja rozgrywania dramatu, jak i niedostatki aktorstwa zadecydowały o obliczu przedstawienia. A raczej o braku jakiegokolwiek oblicza.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji