Artykuły

[MOŻE żaden dramat...]

MOŻE żaden dramat w literaturze światowej nie wydaje mi się być tak nam bliskim jak wystawiona właśnie w Teatrze Narodowym sztuka Sartre'a. Pokrewieństwo "Much" ze szczytowymi dziełami naszej literatury zdaje się uderzać. Mityczny bohater francuskiego artysty-myśliciela nasuwa na myśl Konrada i przypomina Kordiana. Czyżby sprawił to fakt, że dramat ten powstał w chwili gdy Francję obsiadła i zżerała niemiecka banda hitlerowców? Niewola, umiłowanie własnego narodu, bunt przeciwko jego pognębieniu, pewna beznadziejność sytuacji prowadzą więc do tych samych rozmyślań, do tej samej żarliwości uczuć. Orestes jak Konrad wyzywa na pojedynek boga, jak Kordian postanawia poświęcić się za swój naród, popełnić zbrodnię i wziąć na swoje barki jarzmo całego narodu. Ale Orestes kieruje się rozumem. Traktuje bogów na równi z ludźmi. Bogowie mają swoje prawa i ludzie swoje. "Człowiek winien sam sobie ryć drogę". Orestes ma odwagę myśleć do końca i odrzucić wszystko co nie jest zgodne z ludzką sprawiedliwością, powiedziałoby się, ludzką racją stanu. Dlatego Orestes zwycięża i jako Konrad, i jako Kordian. "Zaledwieś mnie stworzył, już przestałem do ciebie należeć - powiada do Jowisza -... Co mnie i tobie, boże? Przepływamy obok siebie, nie dotykając się jak dwa okręty. Ty jesteś bóg, ja jestem wolny".

Uświadomienie sobie własnej wolności, zrozumienie, że żaden czyn popełniony w imię słusznej sprawy nie jest zbrodnią, sprawia, że Orestes uwalnia rodzinne miasto od plagi much, uwodzi je, uprowadza ze sobą jak Orfeusz uprowadził zaczarowane fletem szczury. Tadeusz Łomnicki w roli Orestesa sprawia satysfakcję. Nie tylko dlatego, że proza Sartre'a ma w jego ustach rytm i kadencję najprzedniejszych wierszy najprzedniejszych poetów. Że gama nastrojów, jaką wydobywa ze swej roli, zadziwia bogactwem. Że tonacja uczuć mieni się subtelnie. Że więcej mówi niż tekst, który wypowiada. Nie tylko o to chodzi. Satysfakcję sprawia nasuwające się samo przez się skojarzenie z postacią Kordiana, którego Łomnicki grał tak niedawno. Młodzieniec, który nieśmiało przybywa do rodzinnego Argos, zaczyna na naszych oczach dojrzewać, nabiera siły i przekonania, pewności, że musi Argos wyzwolić od morderstw, które nad miastem ciążą, od plagi much i pokuty. Zabija zbrodniczą matkę i jej oblubieńca. Bo to jest potrzebne. I nie ma wyrzutów sumienia. Jest wolny. Skoro bogowie popełnili pierwszą zbrodnię czyniąc ludzi śmiertelnymi... A Kordian zadręczył się zanim jeszcze zabił... cara. Orestes mimo wszystko nie jest bohaterem tragicznym. On zwyciężył. Dokonał swego czynu, Miastu Argos odsłonił słońce.

Bo Orestes to serce Kordiana rządzone intelektem. Jego rozumność, jego zwycięstwo sprawia satysfakcję.

Te analogie z "Kordianem" nasuwają się w Teatrze Narodowym tym wyraźniej, że i "Kordiana" i "Muchy" wystawił ten sam zespół. Reżyseria Erwina Axera i Jerzego Kreczmara w "Kordianie", chłodna, analityczna - dawała wrażenie niedosytu. Klawisz fałszywie dotknięty wydawał dźwięk pusty. Nie może nas porwać szaleniec w atmosferze filozoficznej dyskusji logików. Ten sam ton reżyserii Axera w "Muchach", sztuce rozumu i serca, integralnie łącząc się ze sztuką wydobył wszystkie jej walory. Wypunktował jej intelektualną treść. W przedstawieniu wszystko harmonijnie współgra ze sztuką. Oprócz może zbędnych elementów charakterystyczności w grze aktorów (np. Zofia Mrozowska pełna wyrazu, przekonywająca, śliczna w geście i ruchu - zdaje się całkiem niepotrzebnie - w tej sztuce będącej przecież dyskusją filozoficzną - w pierwszej swojej scenie narzucić sobie postać dziewczyny-łobuza). Plastyczne rozpracowanie scen przez reżysera i scenografa jest sugestywne i piękne. Dekoracje i kostiumy Jana Kosińskiego pewnie długo zostaną w oczach widzów. Zwłaszcza kostium królowej i arcykapłana. Albo drobna postać genialnego Jacka Woszczerowicza-Jowisza, który ze zdziwieniem przygląda się przewyższającemu go kilkakrotnie posągowi. Albo taniec Mularczyka-arcykapłana na uczcie zmarłych. Tylko scena przemowy Jowisza do Orestesa pod gwiaździstym niebem niepotrzebnie przecież skomplikowana została postawieniem "kukły" Jowisza na kolumnie i puszczeniem głosu Woszczerowicza z taśmy. Daleko prościej i lepiej byłoby chyba posłuchać wskazań autora: "Widać niebo zasiane wirującymi gwiazdami. Jowisz w głębi sceny. Jego głos nabrał siły wzmocniony przez megafon, ale jego samego, ledwie widać".

Opuszcza się salę Teatru Narodowego bogatszym o jedno przeżycie artystyczne, o jedną myśl: Kordian może zwyciężyć i być Kordianem, być bohaterem. Ale Kordian musi zdać sobie sprawę, że jest wolny. To jest chyba najistotniejsze humanistyczne osiągnięcie filozofii i literatury naszych czasów, które od "acte gratuit" Gide'a doprowadziło nas do wolności Orestesa w "Muchach". Tę wolność człowieka warto sobie uświadomić i o niej nie zapominać.

Data publikacji artykułu nieznana.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji