Artykuły

Na sennej nucie

"...i tyle miłości" w reż. Andrzeja Domalika w Teatrze Ateneum w Warszawie. Pisze Temida Stankiewicz-Podhorecka w Naszym Dzienniku.

Mówi się, że dobra materia literacka, zwłaszcza Szekspira i Czechowa, zawsze się obroni. Nawet kiedy reżyser dołoży wszelkich starań, by zawarte w niej idee "rozmyć" doszczętnie. Patrząc na przedstawienie "...i tyle miłości" [na zdjęciu scena z przedstawienia], zaczynam wątpić w skuteczność owego powiedzenia.

"Wujaszka Wanię" napisał Czechow w wieku 37 lat. Był już dojrzałym, w pełni ukształtowanym dramaturgiem i człowiekiem z doświadczeniem pozwalającym spoglądać na otaczającą go rzeczywistość społeczno-historyczną z pewnego dystansu. Ale pierwsza wersja "Wujaszka Wani", opatrzona tytułem "Diabeł leśny", powstała dużo wcześniej, na początku twórczości pisarza jako jedna z jego pierwszych sztuk pełnospektaklowych, ukazująca monotonny świat szarej codziennej egzystencji, do którego nagle wkraczają gwałtowne uczucia, jak miłość i rozpacz, będące wynikiem samotności.

"Diabeł leśny" dziś jest już prawie zapomnianą, rzadko grywaną sztuką. Można zatem powiedzieć, że Teatr Ateneum niejako przywołuje z niepamięci tamtą młodzieńczą wersję "Wujaszka Wani". Inicjatywa cenna, tyle że jej urealnienie - jak widać - zawiodło.

Przedstawienie rozgrywa się w nie najlepiej zakomponowanej przestrzeni przypominającej jakąś ubogą jadłodajnię, współczesną stołówkę z ustawionym dużym wspólnym stołem opartym jednym brzegiem o ścianę. Ten nieszczęsny stół nie tylko zasłania w sporej części aktorów, ale też stwarza wrażenie jakiejś bryły ograniczającej aktorom możliwości ekspresji. W każdym razie nie pomaga. Wypełniające scenę, rozlane jednakowo na całej przestrzeni bardzo jasne pastelowe światło dobrze oświetla aktorów, ale nie współtworzy klimatu sztuki. Podobnie zresztą jak scenografia.

Z pewnymi wyjątkami nie udało się także aktorom przebić przez tę dziwną barierę. Skutecznie pokonał ją jednak Krzysztof Gosztyła w roli starego profesora Sieriebriakowa, bezdusznego egoisty dręczącego otoczenie swymi nieustannymi wymaganiami, rozpieszczonego hipochondryka przekonanego o własnej wielkości, którą dopiero wybija mu z głowy Igor Wojnicki, brat jego pierwszej żony. Sieriebriakow Gosztyły to zdecydowanie najlepsza rola w spektaklu.

Interesująco i wiarygodnie poprowadził rolę Igora Wojnickiego Grzegorz Damięcki, ukazując stan ducha swego bohatera w miarę rozwoju wydarzeń. Przeciwieństwem charakterologicznym i ideowym Wojnickiego jest w spektaklu Michał Astrow (ów tytułowy diabeł leśny u Czechowa), lekarz, obrońca przyrody leśnej wybijający się swoją inteligencją ponad przeciętność. Szkoda tylko, że Łukasz Nowicki, bardzo wyrazisty w tej roli, prowadzi swego bohatera przy wciąż tej samej niezmiennej ekspresji bez względu na przebieg akcji.

Metamorfozie nie podlega też inna centralna postać sztuki, którą jest Helena Sieriebriakowa, młoda żona starego profesora. To ona ma być tą piękną Heleną, stymulatorem zachowań mężczyzn w tym spektaklu, przynajmniej tak jest u Czechowa. Tymczasem występująca gościnnie na tej scenie Aleksandra Justa w roli Heleny jest zdecydowaną pomyłką obsadową pod każdym względem.

Dziwi mnie też, iż tak doświadczony aktor jak Jerzy Kamas nie potrafił uwiarygodnić granej przez siebie postaci Iwana Orłowskiego. Prowadzi swego bohatera na jednej i tej samej "sennej nucie" przez cały spektakl. Szkoda.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji