Artykuły

Triumf prawdziwej młodości Spójrz! Ja tańczę! Komedia muzyczna w Teatrze Wybrzeże w Gdyni

Doprawdy nie wiadomo jak to się stało, ale jest faktem bezspornym, że zebrana tłumnie publiczność na premierze angielskiej komedii muzycznej "SPÓJRZ! JA TAŃCZĘ!..." (Salad Days) w dniu 15 bm. w gdyńskim Teatrze Wybrzeże, uległa psychozie zbiorowej wesołości, poddając się bez zastrzeżeń urokowi tego błahego w swych założeniach, a jednak pełnego wdzięku widowiska. (Podobnie reaguje i publiczność angielska, gdzie komedia muzyczna "Salad Days" (Dorothy Reynoldsa i Juliana Slade od czterech przeszło nie schodzi ze sceny).

W CZYM tkwi niezwykła atrakcyjność tej sztuki, ów dziwny czar jaki bije ze sceny, zmuszając do oklasków przy otwartej kurtynie nawet pełnego oporów sceptycznego widza? Nie będziemy dalecy od prawdy jeśli stwierdzimy, że największy atut tego angielskiego coctailu farsowo - muzycznego polega na skoncentrowanej teatralności, wywodzącej swój rodowód zarówno od sztuczek cyrkowych, od udramatyzowanej rewii jak i od jazzowego poematu muzycznego, włączonych we wspólny, oszałamiający rytm, który porusza nawet najbardziej niemuzykalne ucho. Więcej jeszcze!

Mimo że ten huczny, rozbrykany i rozśpiewany światek, z bogatą galerią typów, spotykanych nie tylko w środowisku angielskim, ma służyć przede wszystkim szampańskiej zabawie, to jednak poprzez wybuchy śmiechu dostrzegamy drwiące, pełne satyry spojrzenie twórców "Salad Days" na łamańce i uniki życiowe swych bohaterów, uwikłanych częstokroć w scenerię śmiesznych rygorów i dziwactw, awansowanych nieraz do rangi cnót narodowych przez zdezorientowaną opinię. Ponadto komedia muzyczna młodej angielskiej spółki autorskiej jest sama urzekająco młoda, nie tylko dlatego, że jej czołowi bohaterzy przezywają na scenie swe "szczenięce, albo sałatowe dni".

WSZYSTKIE te bezsporne powaby widowiska znalazły prawdziwego adoratora w swoim reżyserze. Nie tracąc umiaru i smaku artystycznego, tak nieodzownego dla oddania specyfiki anglosaskiej atmosfery i humoru, reżyser Zygmunt Hubner potrafił przekazać polskim widzom autentyzm spektaklu. Osiągnął on ten efekt nie siląc się na wymyślność i zbytnie nowatorstwo, zachowując jednak nie podrabianą świeżość i młodzieńczy rozmach widowiska. Sekundował mu dzielnie cały zespół, świadomy swych celów i środków. Nie wiadomo zatem komu więc należy się właściwie palma pierwszeństwa w tym błyskotliwym turnieju aktorskim. (Bo z możliwościami głosowymi naszego zespołu teatralnego jest już nieco gorzej). Jednak wraz z premierową publicznością trzeba chyba stwierdzić, że najczęściej oklaskiwano Tadeusza Wojtycha, dwojącego i trojącego się na scenie w znakomitej groteskowej roli angielskiego "bobby", Annę Chodakowską, która zabłysnęła talentem charakterystycznym jako histeryczna pacjentka salonu kosmetycznego, Bohdana Wróblewskiego w rozlicznych wcieleniach scenicznych.)

Urok osobisty Tadeusza Hosińskiego, temperament Zbigniewa Bogdańskiego, wdzięk Teresy Kaczyńskiej i Marii Góreckiej, czy Wiesława Ochmańskiego, jak i uroda Mariana Gamskiego, siały spustoszenie na widowni szczególnie wśród jej piękniejszej połowy. Żywiołowa viscomica Józefa Walewskiego, Jerzego Sobieraja, czy Antoniego Biliczaka, oraz pozostałych członków zespołu, prowokowały do śmiechu nawet urodzonych ponuraków.

Dzięki kreacjom czołowych aktorek (exemplum Mirosława Dubrawska) i wspaniałym "kreacjom" toalet zaprojektowanym przez scenografa widowiska Mariana Kołodzieja, nawet epizodyczne role podkreślały atuty spektaklu.

Osobne uznanie należy się sekcji rytmicznej (Hamera, Hajduk, Malik, Partyka) oraz tancerzom.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji