Artykuły

Fabryki kultury

Jak sprawić, żeby zamknięta kopalnia w weekendy była równie zatłoczona jak centrum handlowe, choć nikt nie przyjeżdża tu na zakupy? - pisze Roman Pawłowski w Gazecie Wyborczej.

Stoję na dachu hali płukania węgla w Zollverein, jednej z największych kopalni w Europie. Z wysokości 10. piętra widać całą okolicę: wieże kościołów w Bochum, biznesowe centrum Essen ze szklanymi pudłami wieżowców i ciągnące się po horyzont hałdy. Przez 150 lat tutaj biło serce Zagłębia Ruhry. Spod ziemi codziennie wyjeżdżało na powierzchnię 12 tysięcy ton węgla, który trafiał do pobliskiej koksowni i dalej, do stalowni i hut w Essen. Codziennie tysiąc górników po szychcie szło na sznapsa do jednej z piwiarni, które mieściły się tuż za kopalnianą bramą. Piwo było tu obok węgla najważniejszym produktem.

Dzisiaj nie ma już piwiarni, bo nie ma górników. Ostatnia tona węgla wyjechała z Zollverein w 1986 roku. Wydobycie stało się nieopłacalne, kiedy rynek zalał tani węgiel z Chin i Brazylii. Lokalną gospodarkę dobił ostatecznie kryzys w przemyśle stalowym z początku lat 90. Przemysłowe centrum Niemiec potrzebowało zmian. Z pomocą przyszła kultura.

Kopalnia z kulturą

W całej Europie od Manchesteru po Moskwę kultura kolonizuje poprzemysłowe tereny, ale to, czego dokonano w Zollverein, imponuje rozmachem i konsekwencją. Gigantyczny 100-hektarowy teren z dziesiątkami hal i instalacji został w całości przeznaczony na cele publiczne. Modernistyczne budynki w stylu Bauhausu zmieniono w centra kultury, sale koncertowe i muzea. W dawnej kotłowni przebudowanej według projektu Normana Fostera powstało muzeum designu, w koksowni urządzono galerię i studio projektowe pary rosyjskich artystów Ilji i Emilii Kabakowów, a do największego budynku sortowni przeniosło się trzy lata temu Muzeum Ruhry. W sąsiednim kompleksie szybów kopalnianych ulokowano PACT, centrum nowoczesnego tańca, które prezentuje spektakle z całej Europy i przygotowuje własne produkcje.

Tak szeroki program inwestycji w kulturę był możliwy dlatego, że kopalnia Zollverein jest własnością publiczną. W przeciwieństwie do innych europejskich miast, gdzie poprzemysłowe tereny przejmują prywatni deweloperzy, rewitalizacją kopalni i jej zarządzaniem zajęła się Fundacja Zollverein, założona przez region Nadrenii Północnej-Westfalii i miasto Essen. Dodatkowo w 2001 roku cały kompleks został wpisany na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO, co zabezpieczyło go przed wyburzeniem.

Efekty? Dzisiaj w weekendy kopalnia jest równie zatłoczona jak centrum handlowe, choć nikt nie przyjeżdża tu kupować. Na schodach prowadzących na taras widokowy tworzą się prawdziwe korki. Grupy umorusanych węglem dzieciaków wracających z górniczych warsztatów mijają się z wycieczkami japońskich turystów, którzy fotografują każdą rurę i każdą cegłę. Zwiedzających oprowadzają górnicy w białych kurtkach i kaskach, którzy przekwalifikowali się na przewodników i zasypują słuchaczy anegdotami i wspomnieniami z własnej pracy pod ziemią.

W hali, w której przez pół wieku sortowano i płukano węgiel, zamiast huku maszyn słychać dźwięki wiolonczeli. To kameralny zespół smyczkowy przygotowuje się do występu, który rozpocznie się za chwilę na poziomie 23 metrów. Dzisiejszy koncert to jedna z wielu atrakcji na terenie kompleksu. Wybór nie jest łatwy: współczesny design czy koncert muzyki klasycznej, wycieczka po parku czy nowy spektakl światowej sławy choreografki Meg Stuart.

Kulturalny sekretariat

W podobny sposób zagospodarowano w Zagłębiu Ruhry setki poprzemysłowych obiektów. Tam gdzie kiedyś produkowano stal, teraz produkuje się spektakle, wystawy i koncerty. Widać to było na zakończonym w niedzielę (10 lipca) festiwalu niezależnego teatru Impulse, który odbywał się jednocześnie w czterech miastach: Bochum, Düsseldorfie, Kolonii i Mulheim. W ciągu dwudniowego maratonu może ze dwa razy byliśmy na widowni tradycyjnego teatru. Większość przedstawień prezentowano w zaadaptowanych poprzemysłowych przestrzeniach. Spektakl "The Host" amerykańskiego choreografa Androsa Zinsa-Browne (taniec kowbojów heroicznie walczących z nadmuchiwaną scenografią jak ze stadem krów) oglądaliśmy w nieczynnej zajezdni tramwajowej w Düsseldorfie. Od końca lat 90. działa tam Tanzhaus NRW - centrum tańca współczesnego ze sceną i studiami do nauki i treningu. Performance na motywach filmów Bollywood austriackiego kolektywu God's Entertainment rozgrywał się z kolei w dawnej fabryce lokomotyw w Kolonii, a spektakl szwajcarskiej grupy Capriconnection, łączący dyskurs filozoficzny z koncertem barokowej muzyki, grany był w sortowni poczty w Düsseldorfie, zamienionej w kameralną scenę teatralną.

To, że miejsca te żyją i są wypełnione programem, to efekt całego systemu wspierania kultury pozainstytucjonalnej. Jednym z jego elementów jest Kultursekretariat - Sekretariat Kultury. Ta samorządowa instytucja założona w latach 70. przez największe miasta, zajmuje się wspieraniem i prezentacją współczesnej kultury Nadrenii Północnej-Westfalii. Skupia w sumie 21 aglomeracji, od Akwizgranu po Wuppertal, w których mieszka razem 6 milionów ludzi. To mniej więcej tyle mieszkańców, ile liczą Dolny i Górny Śląsk.

Na budżet Sekretariatu Kultury zrzucają się samorządy, władze regionu i firmy prywatne. W tym roku jest to 2,5 mln euro (10 mln zł), suma niewielka w porównaniu z budżetami miast, ale mądrze wydawana. Większość pieniędzy idzie na rozwój nowych projektów artystycznych, kształcenie młodych twórców i współpracę międzynarodową. Żadnych spędów gwiazd ani festynów z piwem, wyłącznie najnowsza, innowacyjna sztuka. Od konferencji na temat cyfrowej sztuki i gier komputerowych przez rezydencje dla twórców tańca współczesnego i warsztaty dla lokalnych grup rockowych po internetową platformę muzeów z całego regionu, na której można nie tylko zobaczyć cyfrowe wersje kilkunastu prestiżowych kolekcji, ale także zaplanować zwiedzanie i zarezerwować miejsca w hotelach.

Wyspa na morzu inwestycji

Oglądając nowoczesne teatry i ośrodki tańca w NRW, myślę o tym, że polska kultura nie wykorzystała dotąd szansy, jaką dają poprzemysłowe tereny. Nie ze swojej winy. W tym samym czasie, kiedy Zollverein zmieniał się w żywy pomnik epoki przemysłowej, w Polsce prywatni deweloperzy zrównali z ziemią inny pomnik przemysłu i historii najnowszej - Stocznię Gdańską. Na miejscu stoczniowych hal ma wyrosnąć miasto apartamentowców. Z szerokich planów kulturalnych związanych z tym terenem pozostał tylko Instytut Sztuki "Wyspa", który rzeczywiście jest wyspą sztuki na morzu prywatnej inwestycji. Ma tu jeszcze powstać Europejskie Centrum "Solidarności", poświęcone dziedzictwu "Solidarności", ale szansa na drugie, kulturalne życie dla stoczni została zaprzepaszczona.

Nie udało się również z Warszawską Wytwórnią Wódek "Koneser". Władze stolicy obiecywały przekształcić ten położony na Pradze zabytkowy kompleks w ośrodek kulturalny z teatrami, salami koncertowymi i galeriami na wzór berlińskiego Browaru Kultury. Artyści uwierzyli w te zapewnienia i zaczęli sami, po partyzancku wprowadzać tu kulturę. TR Warszawa pokazywał w Koneserze swoje przedstawienia, w magazynach odbywały się koncerty Warszawskiej Jesieni. W 2005 roku dramatopisarka Małgorzata Owsiany otworzyła tu Teatr Wytwórnia, w którym występowały niezależne grupy teatralne i taneczne.

Niestety, okazało się, że miasto nie jest zainteresowane kupnem terenu od skarbu państwa i Konesera przejął prywatny fundusz inwestycyjny, który chce tu wybudować osiedle apartamentowców. Kultura jest tylko ozdobnym dodatkiem do tej inwestycji, o czym świadczy los Teatru Wytwórnia: Owsiany musiała go zamknąć pod koniec zeszłego roku, bo budynek poszedł do rozbiórki. Innego nie dostała.

Dlaczego Gdańsk i Warszawa przegapiły szansę, jaką dawały poprzemysłowe tereny? Miasta tłumaczą, że nie stać ich na inwestycje. Rzeczywiście, rewitalizacja nie jest tania. W przebudowę Zollverein zainwestowano 165 mln euro (660 mln zł), na dokończenie projektu potrzeba kolejnych 50 mln euro. Ale w tym samym Gdańsku powstał stadion na Euro 2012 za blisko 800 mln zł, głównie ze środków miasta. Warszawa natomiast zainwestowała prawie 400 mln zł w nowy stadion Legii. Można za to odnowić dwa takie kompleksy, jak Zollverein.

Głównym problemem nie są więc pieniądze, ale priorytety. W Polsce rewitalizację oddano w ręce prywatnych firm, które są zainteresowane zyskiem, a nie rozwijaniem kultury publicznej. Władza publiczna zajęła się natomiast budową stadionów, na których grają prywatne kluby piłkarskie. Według zapewnień organizatorów mają one służyć także celom kulturalnym, jednak nigdy nie będą miały tak szerokiego programu jak fabryki kultury.

Tego błędu nie popełniły władze Mysłowic, które od dwóch lat przygotowują rewitalizację miejscowej kopalni. Na 40 ha terenu w sercu miasta ma powstać muzeum, galerie, centrum handlowe i wydziały kilku wyższych uczelni. Inwestycję przygotowuje spółka z udziałem miasta. Podobna strefa kultury powstaje na terenie kopalni Katowice, swoje siedziby budują tam Narodowa Orkiestra Symfoniczna Polskiego Radia i Muzeum Śląskie. Śląsk na tym tylko wygra.

Czekając na szejka

Bezkrytyczną wiarę w prywatnych inwestorów wyśmiewa spektakl "Tagfish" belgijsko-niemieckiego kolektywu Berlin, jedno z wydarzeń festiwalu Impulse. Opowiada on o fiasku inwestycji, którą właśnie na terenach Zollverein chciał zrealizować kilka lat temu pewien szejk z Arabii Saudyjskiej. Na miejscu dawnego składowiska drewna miał powstać kompleks hotelowo-konferencyjny, spa i kreatywna wioska dla firm z sektora designu, ale po sześciu latach od pierwszej wizyty inwestora nie wbito tam nawet pierwszej łopaty.

Podobne historie znamy z polskiego podwórka: pod koniec lat 90. Michael Jackson chciał wybudować w Warszawie park rozrywki, podejmowała go z honorami pierwsza dama, a prezydent stolicy Marcin Święcicki nałożył z tej okazji nawet ozdobny łańcuch. Gwiazdor rozsyłał uśmiechy i wszystkim opowiadał, że kocha Polskę, ale więcej nie wrócił. Podobnie było z torem Formuły 1, który turecki inwestor miał zbudować w Białej Podlaskiej razem z lotniskiem, stadionem i hotelami. Las Vegas za 6,5 mld dolarów rozpłynęło się jak fatamorgana, kiedy wyszło na jaw, że źródła inwestycji są niepewne.

Spektakl "Tagfish" obnaża naiwność władz i lokalnych społeczności, które czekają na egzotycznych inwestorów jak na zbawienie. Oglądamy naradę, do której nigdy nie doszło. Zamiast realnych uczestników: architektów, planistów, urzędników, dziennikarzy, zaangażowanych w inwestycję, widzimy ich twarze wyświetlane z miniaturowych projektorów na oparcia foteli. Nagrane wcześniej wypowiedzi są zmontowane tak, że tworzą złudzenie prawdziwej dyskusji, którą przerywają nostalgiczne pieśni w wykonaniu górniczego chóru.

Sala pęka ze śmiechu, kiedy uczestnicy narady przerzucają się odpowiedzialnością za niezrealizowaną inwestycję. Rzeczywistość sięga absurdu, kiedy całkiem serio rozważają projekt budowy hotelu pod ziemią, z widokiem na węgiel. Po godzinie nasiadówki wiadomo tylko tyle, że szejk przebywa w Chinach i wciąż nie ma czasu na podpisanie kontraktu. Jego fotel do końca pozostanie pusty.

Jesienią rozpoczyna się wspólny sezon kulturalny regionu Nadrenii Północnej-Westfalii w Polsce. Do Krakowa, Poznania, Wrocławia i Warszawy przyjadą niemieckie zespoły teatralne i taneczne, m.in. Tanztheater Wuppertal ze spektaklem Piny Bausch, Schauspielhaus z Kolonii z "Obłomowem" w reż. Alvisa Hermanisa i teatr z Bochum z "Ameryką" w reż. Jana Klaty. Nie byłoby źle pokazać także spektakl "Tagfish". Może byłby skuteczną przestrogą przed wiarą w potęgę prywatnych inwestorów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji