Artykuły

Okrutny świat kiepskich

Grabarz rąbnął młotem i czaszka rozsypała się w pył... Podobno tym właśnie, wydobywaniem z likwidowanych grobów kości i tłuczeniem ich na proszek, zajmował się dzień w dzień. Tak w każdym razie plotkowali mieszkańcy wioski. Pokazem mocy swego młota w obecności świadka potwierdził te podejrzenia. Ale może tylko demonstracyjnie chciał nabrać plotkarzy?

Chłop żywemu nie przepuści

"Czaszka z Connemary" wystawiona przez debiutantkę Małgorzatę Siudę w zielonogórskim Teatrze imienia Leona Kruczkowskiego jest piątą już sztuką Martina McDonagha, która trafiła na polskie afisze. Wolno podejrzewać, że i ona, i jej poprzedniczki będą wiodły na naszych scenach bujny żywot. "Kaleka z Inishmaan", "Królowa piękności z Leenane" i "Samotny zachód" miały już po kilka inscenizacji w różnych miastach. Już wszedł na orbitę "Porucznik z Inishmore", teraz do kolejki zapisuje się "Czaszka... ".

Pytanie, co tak atrakcyjnego polscy inscenizatorzy znajdują w utworach tego trzydziestoparoletniego londyńczyka, który w zapadłym miejscu Irlandii odkrył kłębowisko inspiracji dramaturgicznych? Czyżby jedną z pociągających cech była właśnie prowincjonalna przaśność? Świat tych sztuk nie ma nic wspólnego z hałaśliwym i błyszczącym obrazem życia, które dzisiejszy modny, "brutalistyczny" teatr kopiuje częściej z filmu i telewizji niż z doświadczenia. Wioski hrabstwa Galway na zachodzie Irlandii nie są bynajmniej odcięte od cywilizacji: w domach są telewizory, po drogach jeżdżą samochody, choć pewnie nie najnowsze. Ale większość wolnego czasu tutejsi spędzają nad szklanką bimbru, na niekończących się pogaduchach, opowiadając niestworzone historie. Z reguły wymyślnie okrutne; groza bywa w nich tak stężona, że aż śmieszna.

McDonaghowi ani w głowie upiększać swoich ziomków. Jego sztuki wypełnia galeria prymitywów: egoistycznych chamów, przygłupich młodzieńców, beznadziejnych alkoholików, sadystycznych staruszek, więdnących dziewic. Język pełen jest wyzwisk i wulgaryzmów. Nieustannie słychać o mordach i torturach zadawanych zarówno ludziom, jak i zwierzętom. Miejscami sztuki McDonagha przypominają "Świat według Kiepskich" doprawiony przemocą. Ograniczenie się do tej warstwy jest najgorszym możliwym błędem popełnianym przez teatry. Mamy wówczas na scenie jedynie rechotliwą apoteozę chamstwa.

Przytłuczona dobroć

Tymczasem na dnie najbardziej odrażających postaci jest coś, za co można je polubić. Jakiś odruch serca, przytłuczona dobroć. A gdy spojrzy się na bohaterów życzliwszym okiem, łatwiej dostrzec, że nigdy do końca nie wiadomo, co z mrocznych opowieści zdarzyło się naprawdę, a co jest tworem niekończących się bajan przy bimbrze. Czy ów grabarz z "Czaszki z Connemary" (celnie grany przez Jerzego Kaczmarowskiego w Zielonej Górze) rzeczywiście z rozmysłem zabił przed laty żonę, której zwłoki musi teraz wykopać? Czy jej śmierć w wypadku jest dla niego wieczną życiową traumą, której ziomkowie nie zrozumieją? A może i jedno, i drugie: i morderstwo, i wieczny żal?

Martin McDonagh w swoich irlandzkich historiach powiada, że świat jest zasadniczo prostacki, chamski, egoistyczny i okrutny, aliści w najmarniejszej istocie ludzkiej może tkwić coś lepszego. I może ta właśnie diagnoza przemawia do naszej widowni tak celnie, że londyński Irlandczyk uzyskał kartę stałego pobytu na polskich scenach.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji