Artykuły

Loża Szyłłejki: Na służbie

Zawsze istniała pokusa zaprzęgania sztuki do jakiejś służby, czy to Bożej czy ludzko-wspólnotowej, pedagogicznej czy wręcz propagandowej. Ale trzeba z tym bardzo ostrożnie! Drobny przykład takich niebezpieczeństw mamy w wystawionej przez aktorską młodzież na scenie Margines sztuce "Czasami śnieg pada w kwietniu" - pisze Tadeusz Szyłłejko.

Na styku sztuki i chęci moralizatorskich sytuacja łatwo staje się drażliwa, niejasna, podejrzana. - Dobrymi chęciami piekło wybrukowano - mówi przysłowie, a sztuce ze z góry założoną tezą towarzyszy częstokroć charakterystyczny "dydaktyczny smrodek", jak to nazywał Wańkowicz.

Drobny przykład takich niebezpieczeństw mamy w wystawionej przez aktorską młodzież na scenie Margines sztuce "Czasami śnieg pada w kwietniu" portugalskiego autora Joao Santos Lopes. Przedstawienie przygotowane we współpracy z policją ma poruszać młodych, przestrzegać...

Nawracanie dresiarzy

Pięciu dresiarzy porwało czarną dziewczynę, chcą ją zgwałcić i zabić. Konflikt rasowy, agresja, przemoc w grupie. Mocna rzecz, napisana i wystawiona (w reżyserii Macieja Mydlaka) sprawnie, z muzyką grupy Hunter, spektakl rzeczywiście poruszający w sugestywnie oddanej warstwie obyczajowej. Do pewnego momentu. Bo oto w finale dziewczyna, dotąd sparaliżowana przerażeniem, ożywia się i wygłasza oskarżycielską mowę pod adresem prześladowców; nagle zaczyna mówić krągłymi zdaniami, roztacza wizję narastającego zła, moralizuje jak naiwna inteligentka z Hollywood, a nie dziewczyna ze społecznych nizin, a piątka dresiarzy wysłuchuje jej dłuższego wywodu - sytuacja sceniczna staje się fałszywa, napięcie pryska, znika iluzja uczestnictwa w brutalnym dramacie, ale cóż począć, brniemy dalej, bo zamiar jak najbardziej słuszny... Trudna sprawa. Z podobnym problemem borykał się niejeden twórca teatru. Może najuczciwsze wyjście proponował Brecht, rezygnując z fałszu iluzji teatru "jak w życiu", a zwracając się z morałami wprost do widza, żeby było jasne, że to jest próba przekonania kogoś, a nie mamienia nastrojem. No ale to rzecz do dyskusji. Choć dresiarze na ogół nie chodzą do teatru.

Requiem dla krytyka

Problem w tym, że dyskusji o sztuce coraz mniej u nas się toczy. Niedawno wspomniałem o "Requiem" Mozarta zaśpiewanym w olsztyńskiej katedrze przez pospolite ruszenie wielu połączonych olsztyńskich chórów. Pisałem zresztą ciepło, że wykonanie nie wypadło najgorzej, dodałem też, iż biorę poprawkę, że chodziło im o uczczenie pamięci zmarłego Papieża. I tylko bardzo nieśmiało zwróciłem uwagę, że ta nadmiernie zwiększona masa chóru w akustyce gotyckiego wnętrza powodowała "niekontrolowane i chwilami przykre efekty dźwiękowe".

To wystarczyło, by parę osób rozwścieczyć. W listach pełnych oburzenia wywodzili, że przecież nie o koncert, nie o "efekt" chodziło, lecz o "wspólną modlitwę". Że "lud śpiewa i modli się jak umie", a Bóg potrafi odróżnić koncert od modlitwy, i tylko przemądrzały krytyk tego nie widzi.

A ja dam głowę, że chórzyści - autorzy tych listów, pisząc swoje artystyczne CV nie wpiszą tam: "udział we wspólnej modlitwie za duszę Papieża", lecz: "udział w wykonaniu Requiem Mozarta". I tyle będzie po tej skromnej pobożności.

Drażliwi bywają muzycy, drażliwi bywają plastycy, którzy tworzą przejęci szlachetnym celem i domagają się chwały chyba nie za swe dzieło, lecz za piękne intencje. Nasze media chętnie nagłaśniają takie działania, każda krytyka brzmi jak aspołeczny zgrzyt, i rosną zastępy twórców jak ów malarz ze znanej anegdoty, który Jezusa malował był na klęczkach. - Ty mnie nie maluj na klęczkach, ty mnie maluj dobrze! - odezwał się doń z obrazu Jezus.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji