Artykuły

Wrocław. Pokazy filmu "Pina"

Na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym Era Nowe Horyzonty można jeszcze zobaczyć głośny film Wima Wendersa o legendarnej niemieckiej tancerce i choreografce.

Dobra wiadomość dla tych spośród wielbicieli twórczości Wima Wendersa, którzy obawiali się, że już nigdy nie nakręci dobrego filmu. "Pina" to powrót mistrza w całkiem niezłej formie.

Realizacja tego filmu miała być spełnieniem wspólnego marzenia Piny Bausch i Wima Wendersa. Nie udało się. Bausch zmarła niespodziewanie tuż przed rozpoczęciem zdjęć próbnych kilka dni po tym, jak zdiagnozowano u niej raka. Miała 68 lat. Ta wiadomość wstrząsnęła światem sztuki, który zawdzięcza jej bardzo wiele. Współtwórczyni Tanztheater Wuppertal, tancerka, choreografka i aktorka była jedną z osób, które najsilniej wpłynęły na rozwój i współczesne oblicze teatru tańca. Wstrząs przeżył też Wenders, bo Pina Bausch była nie tylko bohaterką jego planowanego filmu, ale również długoletnią przyjaciółką.

Wspólny film planowali od dawna, cały czas odsuwając moment rozpoczęcia prac nad nim. Wenders długo szukał sposobu na jak najpełniejsze oddanie charakteru jej sztuki. Przełomem była wizyta w Cannes, gdzie U2 pokazywali rejestrację swojego koncertu w zrealizowaną w technologii 3D. Wenders zachwycił się jej możliwościami, do tej pory niewykorzystanymi. Zdecydował, że "Pina" będzie pierwszym na świecie artystycznym filmem w 3D.

Śmierć tancerki spowodowała chwilowe zawieszenie prac. Ostatecznie Wenders zdecydował się jednak wrócić na plan, a głos oddał współpracownikom artystki. Ich wypowiedzi przeplatają się z fragmentami spektakli granymi w teatrze i etiudami rozgrywanymi w przestrzeni miejskiej. Tancerze prezentują swoje etiudy na skrzyżowaniu, na basenie, na tle zakładu przemysłowego czy w parku. To właśnie w tych scenach Wenders najbardziej przypomina siebie sprzed lat, kiedy wszyscy kochali go za umiejętność przyprawiania codzienności odrobiną magii. Całość opatrzono fascynującą ścieżką dźwiękową.

"To film dla Piny Bausch nakręcony przez Wima Wendersa" - głosi jedno z pierwszych zdań, które można wyczytać na jego stronie internetowej. To pean, hołd, opowieść o nieustannie ćmiącej papierosa świętej tańca. W tym tkwi jego siła i słabość. W swojej bezkrytyczności jest to film niezwykle szczery. Wenders nakręcił go szacunku i miłości do wielkiej artystki, zawarł w nim swoje emocje i zrobił to na tyle sugestywnie, że udzielają się one widzowi. Nie można wyjść z pokazu "Piny" nie będąc głęboko przeświadczonym o jej geniuszu i trochę zakochanym w tej niezwykłej kobiecie. Można być przy okazji nieco zmęczonym dawką zachwytów, jaką serwuje nam Wenders. Wynosząc Pinę Bausch na piedestał reżyser powiedział bardzo dużo o jej pracy i bardzo niewiele o niej samej. Jeśli ktoś chce się dowiedzieć skąd się wzięła i co uczyniło ją taką, jaką była, tutaj swojej wiedzy nie wzbogaci. Wenders wybiera życie zamiast śmierci. Zamiast przytaczać jej historię, skupia się na tym, co po niej zostało. Opowiada jaki ślad zostawiła w sercach i umysłach swoich współpracowników.

To oni, młodzi i starzy, wędrują przed jego kamerą falującym korowodem, przypominając prostą prawdę, że choć czas płynie, to nie można przestać tańczyć. W równej mierze co o samej Pinie ten film traktuje właśnie o tym.

We Wrocławiu "Pina" miała swoją polską premierę.

Sobota, godz. 19.00, Helios 1

29 lipca, godz. 19.00, Helios 1

30 lipca, godz. 19.00, Helios 1

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji