Artykuły

Kobieta - flesz

- Traktuję zawód aktora jako hobby; mam szczęście, że moje hobby stało się moim zawodem, od dziecka czułam potrzebę sprawiania sobie przyjemności - mówi NINA REPETOWSKA w poczcie aktorów Krakowa.

Pewnie jakiś paluszek Boży zadziałał, bo wszystkiego się można nauczyć w życiu, ale nie talentu, ten się dostaje i ja to czułam, ale byłam nieśmiała - tym wyznaniem aktorka z lekka mnie szokuje, wszak o nieśmiałość nijak jej podejrzewać nie można. A i wiem, co napisał świetnie ją znający Jan Poprawa: "wiotka istotka o głosie syreny okrętowej i bojowym temperamencie młodego bulteńera".

Początki znam z opowiadania; Nina Repetowska wraz ze Stanisławem Zajączkowskim, w przyszłości znakomitym reżyserem telewizyjnym, prowadziła teatrzyk podwórkowy, a mnie, pacholę z blond lokami, obsadzali w roli elfa. Robiła też teatr w domu, malowała się, przebierała. Bodaj w drugiej klasie szkoły podstawowej, w tajemnicy przed rodzicami, zapisała się do gromadki świetlicowej, gdzie zajęcia prowadził Jerzy Ronard Bujański... I tak udzielała się na szkolnych akademiach, śpiewała na tzw. fajfach w niegdysiejszym lokalu "Europa", co skończyło się nagrodą w konkursie Radia Kraków, i nawet jeszcze jako licealistka trafiła do klubu studentów politechniki...

- Traktuję zawód aktora jako hobby; mam szczęście, że moje hobby stało się moim zawodem, od dziecka czułam potrzebę sprawiania sobie przyjemności, chodziłam do domów kultury, uczyłam się tańczyć, śpiewać, ja, która dzisiaj nie umiem sobie guzika przyszyć, w szkole podstawowej uszyłam sobie kostium do czardasza, a i baletki, tak mnie to wciągało... - mówi teraz. I dodaje: - Ja się zawsze teatrem bawiłam, nigdy nie robiąc nic dla tzw. kariery.

A chęć sławy, grania głównych ról, brylowania - przecież to jest w ten zawód wpisane - dociekam. - Powiem szczerze, nienawidziłam głównych ról, uwielbiałam za to błyskotliwe epizody. Kiedyś kolega z "Ludowego" Janusz Rafał Nowicki powiedział: Ty jesteś flesz, przelecisz raz przez scenę i wszyscy cię zapamiętają.

Przed czterema laty wyznała mi: Jestem z tych, co mogą być pierwsi albo ostatni, ale w środku nie.. Jeśli nie mam pewności, że będę pierwsza, to się nie pcham. A teraz dodaje: - O to chodzi, by nie mieć głównej roli, a być pierwszą... I o tym mówię w monodramie o Zapolskiej, już moimi słowami, że najgorzej być aktorką, co nic nie gra, siedzi w teatrze i bierze gażę albo gra, co jej dadzą; i tak wystaje pod tablicą z obsadami, po czym sprawdza w egzemplarzu, ile jej postać wypowiada zdań. Bo myśli, że rola to są słowa. Nie. U Jasińskiego grałam czasem bez słów, a i tak byłam najważniejsza.

Ale choć jako 12-latka pytała w liście do "Przyjaciółki", co robić, by zostać aktorką, to do szkoły teatralnej poszła, bo namówił ją, zanosząc dokumenty Jerzy Saltarski, student AGH, z którym się spotykała. A wybierała się na rusycystykę. - Mnie w szkole średniej nauczono, że dwa zawody budują duszę człowieka - pedagog i aktor.

PWST się bała, nie wierzyła w siebie ani w swoją urodę, wybrała więc wydział lalkarski, wszak od lat fascynowała się spektaklami w Grotesce. Oczywiście, zrobiła i dyplom aktorski, lalkowego nawet nie odbierając.

O czasie studiów można by snuć osobną opowieść, co czyni aktorka od roku w przygotowanym przez siebie spektaklu przypominającym dawne czasy - klubu "Grota", Teatrzyku Piosenki UJ, Studenckiego Teatru Piosenki Hefajstos, i tamten repertuar... I tylko wciąż pozostaje niezrealizowane pragnienie, by go utrwalić na płycie.

To zamiłowanie do śpiewu sprawiło, że mając dyplom PWST udała się nie do Starego Teatru, kierowanego przez jej promotora Zygmunta Hubnera, ale do Rozmaitości. Tam w spektaklach "Niech no tylko zakwitną jabłonie", "Kiss Me Kate", "Słomkowy kapelusz" mogła się wykazać pasją wokalną. Ale i to było mało, zatem szybko podążyła aktorka do Estrady Krakowskiej, by wojażując z nią dowodzić, że estradowe dokonania mogą mieć walor sztuki. To w Estradzie po latach zawiąże aktorka swój jednoosobowy Teatr Faktu, to do Rozmaitości, tyle że noszących już nazwę Bagatela, powróci jako dyrektor artystyczny.

Tak, Nina Repetowska lubi powroty, lubi wstecz zapatrzenie. Stąd wszelako jej recitale "Karuzela z refrenem", "Strych z piosenkami". Przywracała w nich zbiorowej pamięci rozmaite starocie, bibeloty z dekad pożółkłych kalendarzy i niegdysiejszych uniesień, kiedy to swoimi słowami wyznawała: Już nie dla ciebie jest kwiat mojego ciała... Miłość do starych piosenek wyniosła z domu, przypomina je zatem od lat, nie tylko śpiewając, ale i snując opowieści o dawnych gwiazdach w recitalu "Ja jestem tylko po to, żeby kochać mnie". To im - Ordonównie, Pogorzelskiej, a zwłaszcza Zimińskiej-Sygietyńskiej - poświęciła monodram "Taka mała... - Mira".

Po tylu latach pracy (- Wieku nie ukrywam, ale nie lubię mówić o datach. Niech się ludzie domyślają) zawodowe początki jakby przybladły. I aktorka nie ukrywa, że najbardziej ceni prowadzony już 16. rok swój Krakowski Teatr Faktu. Jak napisała: "Po wielu latach przyjemnej, ale i ciężkiej pracy na prawie wszystkich scenach rodzimego Krakowa, kiedy już "wyboksowałam się" ze wszystkim reżyserami i dyrektorami, postanowiłam, że muszę mieć coś, co będzie absolutnie zależne ode mnie". Początkowo korzystała z cudzych scenariuszy, jak i z pomocy reżyserów. Ostatnie premiery przygotowuje sama. Wszystkie są opowieściami o kobietach. Pierwszą była lekarka Barbara Makowska-Witkowska, wrobiona przez SB w rzekomą napaść na pacjenta, drugą Halina Birenbaum, jedna z uratowanych od Zagłady, później Gabriela Zapolska, wspomniana Zimińska, Maria Pawlikowska-Jasnorzewska, Pola Negri. Gdy pytałem aktorkę w przywoływanym już wywiadzie, z czego chciałaby być zapamiętana, odrzekła, że z Teatru Faktu właśnie; wcześniej nie zbierała recenzji, te skrzętnie archiwizuje. Bo też chwalona jest powszechnie.

Ale przecież nie wyłącznie te monodramy tworzą pamięć o Ninie Repetowskiej. Także jej szaleństwa. Jej młodzieńcza, kolorowa, jak mniej lub bardziej czerwona fryzura, dusza. Pewnie nie ma takiego zwariowanego pomysłu, do którego by się Niny nie dało namówić. To ona w legendarnym hotelu George we Lwowie, jak drzewiej Mira Zimińska, popijając szampana, śpiewała z balkonu, a potem w pięknej czerwonejsukni, z boa, w kapeluszu z piórami, zeszła na dół i przeszła przez centrum miasta. I jeszcze rozrzucała ulotki reklamujące spektakl o tejże Mirze. A i w Krakowie jeździła rikszą, reklamując swój letni Festiwal Teatrów Jednego Aktora, w tym roku już piąty. Nie boi się też zwariowanych spektakli muzycznych, do których w Śródmiejskim Ośrodku Kultury zaprasza przedstawicieli świata opery i operetki.

- Im jestem starsza, tym bardziej chce mi się wygłupiać, by pokazać, że można być starym i wesołym. Dopóki się ruszam, nie zamierzam rezygnować ani z teatru, ani z szaleństwa - mówi aktorka. - Ja mam kocią naturę, muszę zjeść, żeby żyć, ale przede wszystkim muszę się bawić. I, jak dodaje, niczego nie żałuje. Gdyby drugi raz przyszło jej wyruszać w drogę życia, robiłaby to samo. Od lat samotna, jedno małżeństwo wystarczyło, acz ma za sobą kilka związków, woli mieszkać tylko z kotem. Tylko on może oglądać zmęczenie, niewyspanie, ból. A ten coraz częściej dopada aktorkę; doskwiera kręgosłup, daje o sobie znać staw biodrowy. - Cierpienie wcale mnie nie uszlachetnia, a nasuwa jakieś straszliwe myśli - dodaje zupełnie innym tonem aktorka.

Cóż, odzywają się skutki dawnych szaleństw, np. w "Makijażu" granym w namiocie Teatru STU, kiedy to półnaga tkwiła po pas w mokrym piasku i jeszcze taczki oraz ciężkie drzewo ciągnęła przez arenę. Ale miała satysfakcję. Po premierze podeszła do Jasińskiego z pretensją: Nawet mnie w ogóle nie pochwaliłeś... Na co on zareagował spokojnie: Przecież wiesz, że gdy dzieliłem przy ognisku kiełbasy, inne dostawały po kawałeczku, a ty dostałaś pół kilo...

Tak, Krzysztof Jasiński to niewątpliwie jeden z najważniejszych twórców spotkanych w teatrze. I on dopuszczał aktorkę do głosu. - Zazwyczaj tłumaczyłam reżyserom: Panie reżyserze, wyobrażam sobie, że przedstawienie to jest Polska, składająca się z województw, a jedno mam ja, zatem to ja proponuję, co się w nim będzie działo, oczywiście tak, by nie kolidowało z innymi województwami. I Jasiński to moje województwo najbardziej szanował, a nawet mi je rozszerzał, nieraz trochę korygując. A jak inni chcieli mi za dużo narzucać, to się buntowałam.

Rozstali się z Jasińskim burzliwie - w Sądzie Pracy, jako że aktorka była wtedy szefową Rady Pracowniczej, a on właśnie postanowił zmienić formułę teatru, zatem zwolnił zespół. A potem jeszcze swoje boje toczyła aktorka jako przewodnicząca ZASP-u w Krakowie, i jako dyrektorka Bagateli, a i teraz walczy z dawnym kolegą Kazimierzem Kaczorem, któremu nie może wybaczyć tego, co zrobił jako prezes ZASP-u. Zapowiada nawet monodram, w którym odsłoni wiele rzeczy, tylko czeka aż się sprawy w sądach pokończą.

- Tak, jestem rogata dusza i muszę postawić na swoim, dlatego nigdy nie dałam się wprząc w żadne układy, ani towarzyskie, ani miłosne, ani zawodowe. Artysta musi być wolny, jeśli bym weszła w jakieś zależności, , przestałabym czuć smak tego zawodu, smak wolności, a to by mnie psychicznie wypaliło - mówi zdecydowanie.

Rogata dusza sprawiła, że z Rozmaitości przeszła do Teatru Ludowego (- Było to po strasznej awanturze z dyr. Gryglaszewską, która potem przyznała mi rację, bo to kobieta z klasą, kochamy się do dzisiaj...) i to kierowanego przez Ryszarda Filipskiego, otoczonego już niesławą z racji erefu, scenki jawnie endecko-antysemickiej. - Cóż, jeszcze na studiach podkochiwałam się w Filipskim, a poza tym to był wówczas, obok Zbyszka Wójcika, jeden z najwspanialszych aktorów.

Czy jest szczęśliwa? - Tak - mówi bez wahania. - Dopóki będę mogła służyć ludziom, rozweselać ich albo wzruszać, będę szczęśliwa. Obojętnie czy to będzie duża scena, czy dom spokojnej starości albo dom dziecka. Tak naprawdę, zawód aktora to jest posłannictwo, jak lekarz pracujący w SŁUŻBIE zdrowia.

We wrześniu rozpocznie Nina Repetowska 40. sezon pracy na scenie. - To powinnam zrobić striptiz - śmieje się. Acz czy na pewno żartuje...? Na pewno dopóki będzie mogła, będzie występowała. I będzie pielęgnowała swój, jak go określa, teatr malutki.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji