Artykuły

Pomiauczmy razem

Materiał literacki w sam raz na słuchowisko. Życiowe prawdy dotkliwie zapadające w pamięć. W "Zabawie w koty" węgierskiego pisarza Istvana Orkenyego świat zbudowany został z okruchów zdarzeń, ze wspomnień przeplatanych codziennością.

Przestrzeń ograniczają ściany - ekrany. Wydaje się, że każdy za chwilę odsłoni jakiś przechowany obraz. Na jednym powiększone stare zdjęcie. Śliczne, radosne dziewczyny biegną trzymając się za ręce. Kiedy to było? Teraz Giza (Barbara Marszałek) jest sparaliżowaną starszą panią żyjącą w luksusie w domu zamożnego syna w Monachium. Jest samotna a jej największą radością powinno być to, że kiedyś spocznie w wytwornym grobowcu rodzinnym na pięć miejsc. Obnosi swoją siwiznę i z godnością powtarza: "Mam odwagę przyznać się do starości, to jest postawa, dzięki której młodzi nam wybaczają, że jeszcze żyjemy...". Jej kontakt ze światem to telefony i korespondenta z pozostającą na Węgrzech siostrą Erzie (Ewa Mirowska).

Ona ma swój świat. Próbuje żyć, a nie czekać na piękną i godną śmierć. Z każdą chwilą i sytuacją bliżej do prawdy o tej energicznej kobiecie. Cały życiowy napęd, daje jej skrywana miłość. To dla niej Erzie zmienia się zewnętrznie i jak ktoś naprawdę szczęśliwy chce głośno powiedzieć, o tym, co dzieje się w jej duszy. Ale nie stać jej na wyznanie wprost. Dość przewrotnie odsłania więc historię swego wiecznego związku z mężczyzną, z którym romans trwa od młodzieńczych lat. Byli razem, gdy ona została mężatką, są razem, gdy jest już wdową.

I kiedy już można by sądzić, że kroi się piękna starość u boku kogoś, z kim przeszło się tyle, zjawia się ta trzecia... Niczym w tanim melodramacie jest to najbliższa przyjaciółka bohaterki.

Gdyby z całej opowieści wykroić główny wątek, "Zabawa w koty" byłaby tylko banalną romansową historyjką mieszającą śmiech i gorycz. Ale ta sztuka zbudowana jest z chwil zadumy nad małymi ludzkimi sprawami i słabościami, nad ucieczką od samotności i wagą wspomnień. Czasem coś denerwująco długo roztrząsa, częściej przykuwa uwagę życiową prawdą. Czasem, zda się dowodzić tytuł, porozumienie wymaga długich tyrad i przekonywania, czasem wystarczy jakiś sygnał, parę miauknięć... "Zabawa w koty" jest też refleksją nad odwagą życia.

Waldemar Zawodziński układa ludzkie losy w przeplatające się monologi, dialogi i scenki, by słuchowisko zmieniło się w teatr. Główny ciężar spoczywa na aktorach. Ewa Mirowska jako Erzie pozornie chłodna, odtrącająca wszystkich odsłania swoją duszę. Przejmująco opowiada o swoim życiu, stopniuje napięcia. Początkowo wydaje się, że jej życie było puste i niewiele przeżyła, by w końcu okazało się, że jest niezwykle silna - potrafiła znaleźć szczęście i wcale nie liczyć się tzw opinią. Co z tego, że Giza była taka poprawna, Barbara Marszałek miała wyjątkowo trudne zadanie wygłaszając swoje życiowe prawdy tylko z jednej pozycji - z inwalidzkiego fotela. Ale potrafi być przejmująca. Małą rólką miauczącej sąsiadki dobrze zapisała się Ewa Wichrowska. Na przebiegu zdarzeń zaważyła też gra Doroty Kiełkowicz (Ilonka, córka Erzi), Kamili Sammler (Paula, ta trzecia), Henryka Staszewskiego (Witold, ten ukochany mężczyzna), Ireny Burawskiej (jego matka), Mariusza Słupińskiego (zięć Erzi), Bohdana Wróblewskiego (kelner). Dla zwolenników spotkań z serii "porozmawiajmy o życiu" "Zabawa w koty" będzie przyczynkiem do refleksji nad własnym intymnym światem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji