Artykuły

Jak sie starzeć?

Spektakle Durrenmatta Hłaski są kulturalne i zawodowe - ale dziś nie są już żadnym odkryciem

Dwa, zdawałoby się, niespójne przykłady, które, ot, niesie i przy­padkowo stawia obok siebie co­dzienność repertuaru teatru telewizji. "Upadek" według opowiadania Friedricha Durrenmatta i "Piękni dwudziestoletni" według opowieści Marka Hłaski - dwa bardzo różne przedstawienia, oparte na odmiennych typach narracji epickiej, o rozmaitym zakroju tematycznym i prze­słaniach, utrzymane w różnych konwen­cjach teatralnych. A jednak przywołanie dzisiaj na mały ekran Durrenmatta i Hła­ski łączy pewien generalny problem: jak się starzeć?

Dwa są rodzaje dzieł wybitnych: dzieła epoki i uniwersalne, które przekraczają swój czas i trwale pozostają żywe w dzie­jach kultury. Natomiast nawet arcydzieła epoki - krojone na styl myślenia i przeży­wania rówieśnych, według im tylko wła­ściwej skali wrażliwości - wraz ze swoim czasem umierają. Pozostają dokumentem przeszłości, godnym nieraz szacunku, na­wet podziwu - wietrzeje z nich natomiast moc oddziaływania bezpośredniego.

O tych banalnych oczywistościach war­to pamiętać zwłaszcza w teatrze, którego właściwością jest wyłącznie czas teraź­niejszy. W tej sztuce - która istnieje jedy­nie tutaj i jedynie teraz - szczególnej sub­telności wymaga stosunek do materiału li­terackiego, na jakim opiera się widowi­sko. Materiału, który w przytłaczającej większości wypadków powstał w czasie dawno albo jeszcze dawniej przeszłym. Jeżeli tym materiałem nie jest dzieło uni­wersalne, pytaniem podstawowym staje się: jak go kształtować scenicznie, by nie kryć jego starości i aby wręcz była ona wartością rzeczywistą?

Opowiadanie Durrenmatta pokazuje mechanizmy rządzące państwem totalitar­nym. Oto odbywa się posiedzenie Biura Politycznego. Dominującym uczuciem dygnitarzy jest strach; głównym ich celem - zniszczenie konkurentów, walka o do­minację, czyli w praktyce o życie.

Hłasko mówi o sobie; o zniewoleniu w totalitarnym kraju jednostek, które pragną myśleć samodzielnie, i o koszmarze przy­musowej emigracji.

Obydwa przedstawienia telewizyjne są sprawne reżysersko, pełne godnych sza­cunku ról aktorskich. Są kulturalne, zawo­dowe i... banalne. Chcą bowiem zmusić Durrenmatta i Hłaskę do tego, do czego się ich już zmusić nie da: aby wstrząsnęli odkrywczością i siłą współczesnych dia­gnoz, odsłaniali i precyzowali prawdy do­tąd nie dopowiedziane.

Durrenmattowy obraz koszmaru totali­tarnych mechanizmów władzy dziś nie jest już ani żadnym odkryciem, ani głęb­szą diagnozą. Jest jedynie dobrze skadrowaną ilustracją obiegowych oczywisto­ści. Los Hłaski budzi głębokie współczu­cie; porusza tragizm postaci, zewnętrzne i wewnętrzne piekło świata bohatera, z ca­łą jego wielkością i małością. Wspominki z niegdysiejszej warszawskiej Kameral­nej mogą wzruszyć niejednego z dziś podstarzałych dawnych bywalców. (Mnie wzruszają, mam powody). Ale prosta konstatacja, że PRL miał ustrój parszywy, to jednak trochę mało, aby przed telewi­zyjnym przedstawieniem panienka pre­zenterka zapraszała na "Pięknych dwudzie­stoletnich" jako na - wedle niej - rozra­chunek z historią i zapis stanu świadomo­ści pokolenia.

Kiedy pokolenie, o którym telewizyjna panienka szczebiocze z przezabawnie po­ważną miną, kształtowało swoje stany świadomości, jej jeszcze nie było. Nic więc nie wie o wewnętrznych rozmiarach pokolenia i dlatego gada takie głupstwa. Złożonego stanu świadomości pokolenia nie oddaje nawet tragiczny, jak Hłaski, los pojedynczej indywidualności z tamtych lat, pokazanej przez Hłaskę jedynie wła­śnie w perspektywie indywidualnej.

Zatem w jaki sposób pozwolić starzeć się Durrenmattowi i Hłasce? W każdym razie bez udawania, że się nie starzeją. I że coś nam wreszcie obnażają. Bo oni już ni­czego nie obnażają - jedynie sprawnie przywołują oczywistości. Nie szkodzi - nadal mogą ciekawić i wzruszać, byle nie podmalowywać ich na współczesnych rewelatorów i diagnostów, bo to zamiar i beznadziejny, i żałosny. Beznadziejny - bo ukryć, że czas bieży, po prostu się nie da. A żałosny - bo przesadnie odmładza­jący makijaż budzi jedynie politowanie zmieszane z niesmakiem.

Starość może budzić szacunek, więcej nawet: podziw. Pod warunkiem, że nie zgrywa się na młodzieńczość buntu i gło­szenie prawd ogólnych. Że po prostu god­nie opowiada swój czas, stan umysłów i uczuć, czas przeszły. Ale cóż mogą uczy­nić pisarze już nieżyjący, o których dzi­siejszym makijażu scenicznym nie im sa­mym, niestety, przychodzi decydować...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji