Artykuły

Bracia odeszli

Ostatni spektakl miał być zaskakujący, a był zaskakująco zwyczajny. W niedzielę zespół teatru Wybrzeże po raz ostatni zaprezentował braci Karamazow.

Spektakl "Kilka zdarzeń z życia braci Karamazow" to adaptacja prozy Fiodora Dostojewskiego. W kilkudziesięciu odsłonach, z których jedne trwają kilka minut, inne zaś - to tylko kilkusekundowe mgnienia, przedstawiona jest rodzinna tragedia. Dostojewski opowiada dramatyczne losy steranego życiem i nadużywaniem alkoholu ojca i jego czterech synów. Wszyscy uwikłani są w narastający z każdą odsłoną konflikt, którego podstawą są pieniądze i kobiety, a gdzieś na jego dnie tlą się jeszcze resztki rodzinnych uczuć.

Tę mozaikę postaw i namiętności udało się realizatorom spektaklu zamknąć w skromnej, ale znaczącej scenografii Marka Chowańca i przedstawić dzięki kilku wyrazistym kreacjom aktorskim. Moje zainteresowanie wzbudziły zwłaszcza postacie dwóch braci stworzone przez Mirosława Bakę i Jarosława Tyrańskiego.

Spektakl, w reżyserii Krzysztofa Zaleskiego, po raz pierwszy został pokazany 24 maja 1997 roku. Od tamtej pory został zagrany ponad 50 razy, niedzielne - ostatnie - przedstawienie było dokładnie 57. Od czasu premiery do dziś w obsadzie zaszło sporo zmian. Nic dziwnego, skoro spektakl był na afiszu cztery i pół roku i angażował sporą część zespołu. Zmieniła się przede wszystkim obsada roli ojca Karamazowa. Na początku grał go Jerzy Łapiński, a po odejściu aktora do Warszawy zastąpił go Stanisław Michalski, który wcześniej występował w drugoplanowej roli sędziego. Alosza, najmłodszy z braci, w pierwszych spektaklach miał twarz Andrzeja Łachmańskiego, w ostatnim czasie grał go Michał Kowalski. Aż trzy aktorki występowały natomiast w roli Katarzyny Iwanowny. W pierwszej obsadzie znalazła się Anna Bielańska, potem zastąpiła ją Marta Kalmus, na koniec dołączyła do niej Magda Boć. Podczas ostatnich spektakli obie aktorki występowały w tej roli na zmianę.

Zawiedli się ci widzowie, którzy przyszli do teatru w niedzielę i spodziewali się, zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami, tzw. zielonego przedstawienia. Ten stary sceniczny zwyczaj nakazuje zagranie ostatniego przedstawienia w nietypowy sposób, ubarwienie go żartami robionymi przez aktorów widzom i sobie nawzajem. Zamiast "zielonego", niedzielni widzowie zobaczyli zupełnie zwyczajne przedstawienie. - Rzeczywiście, zmieniliśmy plan - opowiada Małgorzata Jóźwiak, zajmująca się promocją poczynań teatru Wybrzeże. - Na spektakl przyszło bardzo dużo zwykłych widzów. Uznaliśmy, że przyszli na "Braci", a nie na stek żartów, zagraliśmy im więc "Braci". Z jednej strony, rzeczywiście do poważnego, chwilami wręcz tragicznego spektaklu nie pasowałyby psikusy i kpiny; ale z drugiej - czyż teatralna tradycja nie zobowiązuje?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji