Artykuły

Ambitnie, bez hitu

II Festiwal Łódź Czterech Kultur podsumowuje Renata Sas w Expressie Ilustrowanym.

Od wtorku do soboty odbywał się Festiwal Łódź Czterech Kultur - wizytówka Łodzi, jej tradycji i dzisiejszego miejsca na artystycznej mapie. Ale kiepsko go było widać, bo festiwal rzadko wychodził z niszy. Dobre wrażenia przytłoczyły pytania o dobór programu, myślenie o adresatach i miejscach wydarzeń.

Do "Szafy" (ul. Rewolucji 1905 roku nr 10), która była klubem festiwalowym i miejscem dyskusji literackich, wchodziło się omijając... kontener na śmieci. Wiszący obok plakat z napisem "Mistrzowie" (jeśli ktoś odczytał hieroglify składające się na to słowo) wyglądał więc jak memento.

Z rozmów prowadzonych przy okazji festiwalowych spotkań wynika, że łodzianom marzy się duża impreza z gwiazdą, taka, która ściągnęłaby gości z Polski. Tegoroczny koncert inauguracyjny w Manufakturze, z Czesławem Mozilem (dlaczego on?) poprzedzony nieznanym u nas (świetnym) akordeonistą Vitalym Podolskym i jego zespołem przyciągnął tłumy, ale wyrażano nadzieje, że gwiazda będzie na finał. Jednak oczekiwanej plenerowej puenty nie było.

Na imprezach muzycznych (m.in. Łąki Łan) słuchaczy nie brakowało. Cytryna przypominała filmy z żydowskim humorem. W dziedzinie sztuk wizualnych szczególną wagę miała wystawa prac wywodzącego się z Łodzi Artura Szyka - miniaturzysty i mistrza karykatury. Można ją oglądać... w korytarzu. Niby każda przestrzeń w Pałacu Poznańskich ma urok, ale sala wystawowa byłaby jednak stosowniejsza.

Wielka prezentacja obrazów abstrakcjonisty Jacka Sempolińskiego czynna w Miejskiej Galerii w parku Sienkiewicza ma swoją artystyczną rangę i bardzo wąski krąg odbiorców.

W poszukiwaniu przestrzeni do prezentacji sztuki kryje się głęboki sens, ale ulokowanie wystawy zdjęć "Architektura przymusu" - w schronie na rubieżach miasta (EC4) jest zabójcze dla prac dokumentujących naprawdę ważną ideę, wskazującą, jak opresyjne mogą być miejsca pozornie przyjazne człowiekowi (np. szkoła).

W teatrach był trzy razy Hanoch Levin ("Mord", "Sprzedawcy gumek", "Kaskada") oraz monodram Leo Kantora "Tam, gdzie rosną porzeczki". W "Szafie" codziennie dyskutowano o literaturze. Najobszerniej o Miłoszu (skoro jego rok i wszyscy o nim, to "4 Kultury" też).

Osoby sławne: tłumaczka i poetka Natalia Gorbaniewska, Adam Zagajewski, a także Adam Michnik (poezja Miłosza w rosyjskim tłumaczeniu wprawiła go w drzemkę), obecność Etgara Kereta (izraelskiego literata i scenarzysty) sprawiły, że słuchaczy nie brakowało.

Łódzkim akcentem festiwalu okazał się tuwimowski koncert "Lokomotywa" i inne piosenki dla dzieci zaprezentowany przez Orkiestrę Zespołu Szkół Muzycznych im. Moniuszki oraz aktorów w hydroforni przy ul. Tymienieckiego 22.

Jaki był Festiwal Łódź Czterech Kultur, którego organizatorem tym razem (i na przyszłość) zostało Centrum Dialogu im. Marka Edelmana? Mało obecny wmieście. Choć z nazwy zniknęło słowo "dialog", warto pomyśleć o konfrontowaniu kultur, bez wybierania dominującej. Nawet najskromniejsze środki (budżet około 750 000 zł) wymagają precyzyjnego projektu.

Ujmując rzecz metaforycznie - festiwalu, który chce i powinien być wizytówką miasta, nie wypada chować za śmietnikiem, do którego można wsypać wszystko, nawet to, co najwartościowsze i najgodniejsze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji