Artykuły

Poznań. Powstaje Muzeum Humoru i Absurdu

Poznaniak Marek Łukowski chce założyć Muzeum Humoru i Absurdu, a jego założyciel ma już m.in. 7,5 metrowego "Misia" z filmu Barei i szuka kolejnych eksponatów.

Słomiana kukła, która dzięki filmowi Stanisława Barei stała się symbolem PRL-u, będzie główną atrakcją Muzeum Humoru i Absurdu, które wiosną chce w Poznaniu otworzyć przedsiębiorca i miłośnik polskich komedii Marek Łukowski.

Słynnego misia w oryginalnym rozmiarze (7,5 metra wysokości) odtworzono kilka lat temu pod kierunkiem scenografki Haliny Dobrowolskiej, która pracowała przy kultowym filmie. Obecny właściciel zobaczył go na aukcji Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy i zadecydował: "Miś będzie mój".

Dziś stoi w magazynie na poznańskiej Starołęce w otoczeniu milicyjnego dużego fiata, budki telefonicznej z "Rozmów kontrolowanych", starych foteli kina Bałtyk, zestawu szafek i rekwizytów z Szuflandii (krainy z filmu "Kingsajz"). Oprócz dużych eksponatów ma wiele drobnych przedmiotów codziennego użytku z lat 70. i 80. i szuka kolejnych, takich jak: ręczny magiel skrzyniowy, saturator, teleks i telewizor Rubin.

- Muzeum chcę stworzyć z kilku powodów. Po pierwsze z sentymentu, po drugie kocham polskie komedie, po trzecie i najważniejsze: młodzi ludzie śmieją się z PRL-u, absurdów, głupich haseł itp. Ale 20 lat po transformacji twierdzę, że tamte hasła niczym się nie różnią od tych bzdur i absurdów dzisiejszych. Żeby udowodnić przywiozłem z Białorusi transparent: "Dziś rekord, jutro norma". Hasło z lat 70., ale jakie młodzi mają dziś hasła nad biurkami? W korporacjach handlowcy mają 100 procent do wykonania, a jak zrobią 110, to na następny kwartał mają do zrobienia już 130 - wyjaśnia Marek Łukowski.

Pomysł na PRL-owski skansen nie jest nowy: przez kilka lat w Żywcu działało Muzeum Absurdu i Humoru, w podobnej scenografii odbyła się też pierwsza edycja reaktywowanego festiwalu w Jarocinie w 2006 roku.

- Gdyby rozszerzyć zbiory o absurdy z czasów obecnych, które są niekiedy prawie identyczne, a nawet większe niż z czasów PRL, to szansa na sukces rośnie - komentuje Sławomir Cichocki, szef poznańskiego klubu Proletaryat, znanego z PRL-owskiego anturażu.

Jak miałoby wyglądać Muzeum Humoru i Absurdu? Droga zwiedzającego wiodłaby między innymi przez odtworzony gabinet prezesa Ochódzkiego, w którym - jak w "Misiu" - każdy mógłby nagrać się do szafy łubu dubu. Później na trasie znalazłaby się oglądana przez dziurkę od klucza Szuflandia, sklep spożywczy z asortymentem na kartki, a także kawiarnia, w której obywatel będzie narażony na cło za wyższe wykształcenie i nadwagę. W kąciku poświęconym Barei o twórcy opowiadaliby aktorzy z jego filmów, a edukacyjną rolę muzeum podkreślałaby mapa polityczna, przypominająca, że jeszcze niedawno Polska graniczyła z nieistniejącymi dziś państwami: NRD, Czechosłowacją i ZSRR. Dla chętnych - wycieczka po mieście w starze, służącym kiedyś oddziałom... ZOMO.

- Bardzo dobry pomysł, ale czy młodzież pojmie kontekst takiej wystawy? Dla urodzonych w latach 90. trzeba o PRL opowiadać jak o średniowieczu. Tak jak w Nowej Hucie, gdzie już kwitnie turystyka oparta na pozostałościach po poprzedniej epoce - ocenia Włodzimierz Wieczorek, szef wydawnictwa Vesper z Poznania. O popycie na pamięć o PRL-u wie wiele: książki z cyklu "Absurdy PRL-u" sprzedają się średnio w liczbie 20 tysięcy egzemplarzy. Teraz wydaje... "Absurdy IV RP".

Pozostaje kwestia lokalizacji muzeum. Założyciel widzi je na Szczepankowie, na terenie własnej firmy. Na razie duże eksponaty stoją w wynajętym magazynie daleko od centrum.

- Lokalizacja, wielkość lokalu, jakość zbiorów, forma prezentowania, osoba prowadząca, czas otwarcia, reklama - w takiej kolejności Sławomir Cichocki wymienia czynniki, które przesądzą o sukcesie nowej placówki muzealnej. W świetle prawa ma nawet prawo do takiej nazwy.

- Osoba prywatna może założyć i posługiwać się nazwą "muzeum". Chcąc wymieniać czy wypożyczać eksponaty, trzeba jednak przejść procedurę uzyskania statusu tzw. muzeum rejestrowego - rozwiewa wątpliwości Marcin Szeląg z Muzeum Narodowego w Poznaniu.

- Na końcu trasy muzealnej powieszę transparent z Białorusi albo cytat z Norwida: "Wspaniały naród, społeczeństwo bezwartościowe". Żeby ci ludzie trochę pomyśleli. W końcu mamy jeden kraj po to, żeby się łączyć, a nie dzielić - mówi Marek Łukowski.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji