Artykuły

Myśmy nie wiedzieli że Jurek jest taki sławny

Przyjechało 5 osób. Mieli kamerę i mikrofon. Najważniejszy był ten w okularach, z brodą "Poznajecie mnie?"- spytał Franciszkę Ożogową. "Przecież to nie Grotowski" - zawołała , zadziwiona. Na to bożyszcze teatrów całego świata otwarło szeroko ramiona i przycisnęło do serca staruszkę z Nienadówki - pisze Alina Bosak w Nowinach. Gazecie Codziennej.

Obraz 30 lat temu zarejestrowała kamera, a film o Grotowskim, który wraca do jednego z najważniejszych miejsc swojego dzieciństwa, poszedł w świat. Tylko w Nienadówce nigdy go nie wyświetlono. Aż do czwartku.

Parę miesięcy wcześniej

Anecie Adamskiej, która prowadzi rzeszowski Teatr Przedmieście, już od dłuższego czasu chodziła po głowie ta myśl, że trzeba ich przypomnieć. Kantora, Szajnę, Grotowskiego. Bo czy to nie niezwykłe, że trzej najwięksi reformatorzy teatru XX wieku pochodzili właśnie stąd?

- Może coś jest w tej biednej Galicji, że takie osobowości tu się wychowywały - mówi Aneta. - Tymczasem na warsztatach odkrywałam, że młodzi, zdolni ludzie, w ogóle nie są tego świadomi. Grotowski doczekał się przed laty żenującej dyskusji, czy zasłużył na to, by jego imieniem nazwać plac obok filharmonii. Na szczęście w 2009, który był Rokiem Grotowskiego, Uniwersytet Rzeszowski zorganizował sesję naukową, a Urząd Miasta sfinansował wydanie zbioru publikacji na temat jego twórczości. Jego Nienadówka to dziś jednak miejsce zapomniane.

Dlatego Aneta pomyślała, że trzeba zrobić festiwal, na który przyjadą teatry z całej Polski i znawcy tej sztuki. Będą spektakle, wystawy i film. Właśnie ten - "With Jerzy Grotowski. Nienadówka 1980."

Czwartek

Na szerokim korytarzu Zespołu Szkół nr 1 w Nienadówce rzędy krzeseł. W pierwszym siedzi Weronika Nowak, córka Franciszki. Miała 13 lat, kiedy jesienią 1940 roku do ich domu zapukał kierownik szkoły, prowadząc ze sobą nową nauczycielkę i jej dwóch synów. - Nas w domu było siedmioro dzieci, ale tato przyjął, bo strasznie prosiła - wspomina pani Weronika. - I nawet żeśmy się zgadzali.

Na szkolnym korytarzu zapada cisza. Tylko rzutnik cicho szumi, kiedy na ekranie pojawia się Grotowski. Idzie drogą do wsi swojego dzieciństwa. Schowanym za kamerą Amerykanom tłumaczy: "Kiedy tu przyjechałem, byłem załamany. Zawalił się cały mój świat... Młodsza córka (Ożogów) wzięła mnie za rękę i pobiegłem z nią przez pola, złote łąki. To był nowy początek. Coś się narodziło."

Szuka więc domu Ożogów i jabłonki w sadzie. Odnajduje Ludwika Janika, który był jego nauczycielem. Wypatruje znajomych nazwisk na murze kościoła, gdzie wisi tablica upamiętniająca ofiary II wojny światowej.

Teraz widownia poszeptuje. Znają te miejsca, tych ludzi, uśmiechają się więc do starych drewnianych płotów i konia, co wygląda ze stajni.

- A widziała pani, jak koń się go nie bał. Pies się go nie bał. Krowy stały jak durne, kiedy wziął za łańcuch. A przecież normalnie to takie spokojne nie są, tylko ciągną do domu - komentują widzowie filmowe sceny.

- Teraz już mało kto hoduje krowy i konie - dowodzi pan Marian, który przyszedł na seans z żoną. - Film nagrany 30 lat temu, ale bardzo dobrze się ogląda. I momentami jest do śmiechu. Podobało mi się to, jak Franciszka Ożogowa mówi mu: "Idziemy na mleko", a on się z tego cieszy.

Mama potem nie śpi

Prof. Zbigniew Osiński z Uniwersytetu Warszawskiego, który przez lata przyjaźnił się z Grotowskim i był projektodawcą ośrodka badań nad jego twórczością we Wrocławiu, w Nienadówce jest już trzeci raz.

- Pierwszy raz trafiłem tu na przełomie kwietnia i maja 1980 roku - wspomina. - Parę miesięcy przed Jerzym i jego ekipą filmową. Była piękna pogoda, jak dziś. Zaprosił mnie Międzynarodowy Klub Książki i Prasy z okazji wydania pierwszej monografii Grotowskiego. On o Nienadówce zawsze mówił. Amerykanów i Francuzów uczył poprawnej wymowy i pisowni nazwy tego miejsca. To trwało lata. Napisał bardzo ważny tekst o tym miejscu. Dziś trudno mówić o Grotowskim bez wspominania Rzeszowa i Nienadówki. Dwa lata temu w czasie obchodów Roku Grotowskiego w Japonii właśnie te nazwy padały. Wsi w Polsce są dziesiątki tysięcy, ale ta dzięki niemu zaczęła funkcjonować dla ludzi teatru jako miejsce mityczne.

- Kiedy przyjechał kręcić ten film, myśmy nie wiedzieli, że Jurek jest sławny - mówi pani Weronika. Po filmie jednak coraz więcej osób zaglądało do gospodarstwa Ożogów. To z Warszawy, to z Opola.

- A potem mama nie śpi i przeżywa, czy wszystko dokładnie opowiedziała -kiwa głową Jolanta Ożóg i z niepokojem patrzy na rumieńce pani Weroniki. Bo jak tylko film się skończył i wszyscy przeszli do sali, gdzie Kazimierz Janik, syn Ludwika, zastawił stoły przysmakami, starsza pani znów jest oblegana przez teatromanów. I tylko żałuje, że nie ma Kazia. Starszy brat Grotowskiego jest profesorem fizyki jądrowej na Uniwersytecie Jagiellońskim. Miał być, ale nie dotarł.

To piękni ludzie

- Emilia Grotowska bardzo dbała o edukację synów - przypomina Anna Jamrozek-Sowa z Uniwersytetu Rzeszowskiego, autorka szkiców i recenzji o literaturze i teatrze. - Chociaż była wojna, skąd się dało ściągała dla nich książki. Sama poszerzała wiedzę chłopców, a kiedy uznała, że to za mało, na pomoc wezwała siostrę i szwa-gierkę. Stanisława i Łucja przyjeżdżały z Rzeszowa, by przy karbidówce uczyć ich języków i przedmiotów, które - zdaniem Niemców - Polakom nie były potrzebne.

- Pani Weronika lubi powtarzać: "Gdyby wszystkie matki tak dzieci chowały, to w ogóle byłby inny świat" - uśmiecha się Aneta Adamska. - Ale oni byli kształtowani także przez wyjątkowych ludzi, których poznali w Nienadówce. Uświadomiłam to sobie, spotykając się z Ludwikiem Janikiem (ma teraz 97 lat), Weroniką Ożóg, Janem Ożogiem i Czesławą Nowińską (jej mąż Jan Nowiński uczył Kazimierza Grotowskiego fizyki). To są ludzie, którzy mieli w swoim życiu idee i zasady. Jest w nich jakaś niesamowita serdeczność, pewnego rodzaju elitarność w myśleniu. Piękno.

Więc pani Weronika nie musi rozumieć książek Grotowskiego. - Kiedyś przysłał nam jedną, ale to trudne -mówi.

- Niełatwo odczytać jego przekaz - kiwa głową Anna Grzebyk, dyrektorka ZS nr 1 w Nienadówce. - Ale myślę, że dzięki temu filmowi i sesji w Rzeszowie nasze dzieci chociaż trochę go poznały.

- Kiedy zaczęliśmy się przygotowywać do spotkania, uczniowie dali się porwać tej historii. Szukali świadków, fotografii, śladów Grotowskiego -opowiada Barbara Kołodziej, nauczycielka polskiego w Nienadówce. - Ale jeszcze nie dorośli, by zmierzyć się także z jego dziełem.

"Łatwo, szybko i przyjemnie"

- Sztuka Grotowskiego jest zaprzeczeniem towaru naszych czasów - mówi prof. Osiński. - Kontakt z nią niebył ani łatwy, ani przyjemny. Ale trudny, dojmujący i bolesny. To zapisywało się w człowieku.

Tak, jak zapisało się w profesorze Osińskim. - Poznałem go w klubie studenckim "Odnowa" w Poznaniu. 16 listopada 1962 r. na spotkaniu mówił o założeniach swojego teatru. Następnego dnia zobaczyłem przedstawienie "Akropolis" na podstawie sztuki Wyspiańskiego. Zrealizował je Grotowski z Szajną. Ten spektakl w jakiś sposób uformował moje życie. Otworzył mnie na coś, co być może nosiłem w sobie jako marzenie, tęsknotę. I to się nagle pojawiło w swojej realności, niesłychanie głęboko. To był rodzaj szoku. Od tego momentu zaczęła się moja przyjaźń z Grotowskim. Całe moje dojrzałe życie związane jest z nim. Pomimo, że jego nie ma od 12 lat, wciąż stawiam sobie pytanie, jak by się zachował. To był i jest człowiek, który w bardzo dużym stopniu mnie formował. Przez inspirację, przez obecność. Czego więcej oczekiwać od życia. Spotkałem człowieka wielkiego formatu. Traktuję to jako dar.

Szukam w życiu prawdziwego

Prof. Osiński uważa, że każdy ma takiego Grotowskiego, na jakiego zasługuje.Aneta Adamska: - Mówił, że trzeba być wiernym sobie. Starać się cały czas i nie iść na łatwiznę.

Na schodkach przed domem Ożogów, przytulony do ramienia Franciszki, Jerzy Grotowski mówi do kamery: "Żyjemy w ciągłym pośpiechu i rozkładzie. Jesteśmy przyzwyczajeni do robienia czegoś, co nic dla nas nie znaczy. Wszystko to jest grą społeczną, z uwzględnieniem pewnych momentów historycznych. Nie nadajemy sensu naszemu życiu. Zostało nam dane jakieś pierwotne szczęście, ale gubimy je. Szukam w życiu tego czegoś pierwotnego, prawdziwego."

"Chodźcie, mleka się napijecie" - mówi ciepło Franciszka.

***

JERZY GROTOWSKI (1933-1999), reżyser, jeden z największych reformatorów teatru XX wieku. Urodził się w pałacyku Lubomirskich w Rzeszowie. Z Podkarpaciem związane jest jego dzieciństwo i młodość. Mieszkał w Przemyślu, w czasie wojny przebywał w Nienadówce, później chodził do rzeszowskich szkół średnich (obecne I i IIL0). To stąd wyruszył na studia do Krakowa, a potem w świat. Jego zasługi dla teatru były tak wielkie, że na wielu uniwersytetach otrzymał tytuł doctora honoris causa, a w 1997 roku w College de France specjalnie otwarto dla niego katedrę antropologii teatru, gdzie wykładał do końca życia.

***

Od 14 do 18 września w Rzeszowie, Wielopolu Skrzyńskim i Nienadówce odbył się cykl artystycznych i naukowych spotkań pod nazwą "Źródła Pamięci. Grotowski-Szajna--Kantor". Wystawy, spektakle i spotkania naukowców przypominały o wielkich ludziach teatru, wywodzących się z naszego regionu. Projektodawcą wydarzenia była Aneta Adamska z Teatru Przedmieście, a organizatorami: Urząd Miasta Rzeszowa, Urząd Marszałkowski Województwa Podkarpackiego i Estrada Rzeszowska.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji