Artykuły

Uwięzienie czy wyzwolenie?

Spektakl "Wyzwolenia" w teatrze olsztyńskim zaczyna się tak, jak chce tego Wyspiański. Pusta scena, pojawia się Konrad, robotnicy, Reżyser, Muza a dalej reszta zespołu. Za chwilę rozpocznie się komedia dell'arte. Czy będzie to teatr konstruowany z mitów narodowych? Tak - ale jednocześnie wyeksponowanie działań Reżysera (Jerzy Stasiuk) nonszalancko musztrującego zespół nasuwa myśl, że właściwie mamy tu także do czynienia z modnym dziś teatrem inscenizowanym ad hoc, z "pisaniem na scenie". Ale nie tylko. Kompromitacja mitów oznacza w przedstawieniu Błeszyńskiego również coś więcej i dlatego jego pracy warto poświęcić uwagę, oznacza kompromitację metody improwizacji i w inscenizacji, i w myśleniu.

Bezpośrednim sygnałem do rozpoczęcia komedii dell'arte, po pojawieniu się już dekoracji markujących scenerię wawelskiej katedry, staje się wniesienie kostiumów i rekwizytów, które wdziewają na siebie aktorzy. Później Reżyser niedbale i w pośpiechu recytuje słowa o tamtamie: Muza (Janina Bocheńska) w tonie emfazy zapowiada, że: "Tragiczną będzie nasza gra: skarżeniem, chłostą i spowiedzią" a po tych ostatnich już przygotowaniach, wokół sceny rusza pochód, procesja - rozpoczyna się narodowe misterium.

Mówiłem o komedii dell'arte - teraz użyłem terminu: misterium. Celowo - bo w sekwencji scen bezpośrednio przywołujących w spektaklu narodową mitologię - Błeszyński nie rozgrywa niczego, jak czyniono to zwykle ostatnio, na zasadzie groteski czy szopki. Przeciwnie: sięga do poetyki obrzędów i jednocześnie najwyraźniej inspiruje się chwytem inscenizacyjnym wymyślonym przez samego Wyspiańskiego w drugim akcie "Wesela".

Obrzędowo i poetycznie wygłaszają swe kwestie Hołysz (Antoni Chętko) i Karmazyn (Józef Czerniawski). Obrzędowością nacechowana jest okrążająca ze sztandarami, przy wtórze organowej muzyki, i pieśni "Boże coś Polskę" - procesja.

Kogo jednak widzimy w procesji? Obok postaci z przytwierdzonymi do ramion skrzydłami husarskimi, obok Hołysza i Karmazyna, także rycerza w czarnej zbroi, figurę ubrana w kostium Stańczyka, postać starca - może to Wernyhora? Skąd te postaci przywędrowały, jeśli nie z "Wesela"? A Harfiarka, która mówi o błędnym "złotym rogu" i wiedzie za sobą tłum, czy także nie przypomina "Wesela"? A wreszcie błędne koło, w jakim obraca się ów - pouczany kazaniami Prymasa, Kaznodziei, Prezesa, Mówcy - pochód, czy również nie przywodzi na myśl "Wesela"? - Z pewnością. Poza tym prowokuje jednak jeszcze do innych myśli, o których za chwilę.

Majestatyczny pochód, jako główna zasada inscenizacyjnego rozwiązania komedii dell'arte, jest w przedstawieniu olsztyńskim zanadto celebrowany, by widz nie odczuł, iż celebrę podszywa ironia. Naprawdę jednak, i całkowicie już jednoznacznie, mity przeszłości kompromitują się w drugiej części spektaklu. Bo maski, z którymi rozmawia Konrad unicestwiając je swą argumentacją, są postaciami w niczym nie zmienionymi, noszącymi te same kostiumy - postaciami z komedii dell'arte. I znów uprzytamniamy sobie, że "Wyzwolenie" olsztyńskie jest jakby dalszym ciągiem "Wesela". W "Weselu" - Dziennikarz, Gospodarz, Poeta - dyskutowali ze zjawami. Z tymi samymi zjawami, tyle że sumarycznie, tyle że nazwano je teraz maskami, na scenie teatru im. Jaracza wiedzie spory Konrad. I jeszcze jedna analogia: jeśli w "Weselu" zjawy powołuje do scenicznego żywota Chochoł, w "Wyzwoleniu" Błeszyńskiego posiadają one także swój wspólny symboliczny rodowód - króluje nad nimi wielka kukła Geniusza.

Ironią komedii dell'arte w drugiej części spektaklu przeistacza się w ostateczna rozprawę z widmami przeszłości. Konrad Edwarda Wnuka jest "podminowany" temperamentem, wygłasza swe kwestie angażując się w to co mówi emocjonalnie, lecz jednocześnie nie zapomina o rygorach logiki. I w ostatecznvm rezultacie zwycięża przeciwników przede wszystkim logiką. Osobliwa to jednak logika - przeradzająca się w retorykę. Konrad przeciwstawia się improwizacji wywołującej duchy przeszłości, a sam - choć tak logiczny - również przecież improwizuje. Czy według jakichś określonych reguł? Owszem - w przedstawieniu olsztyńskim akcentuje się, iż są to regułv sztuki, że wyzwolenie może nastąpić poprzez sztukę, że zamiast mamideł, narodowych mitów powinniśmy kierować się spontanicznością własnego ja, mieć własnych polskich Edypów i polskie Antygony. Dionizyjskość, spontaniczność, rygory sztuki i - niemożność Co znaczą w tym kontekście ostatnie słowa Konrada: "Jak wyjdę z kręgu czarów sztuki". Czy należy przez nie rozumieć, iż według nowych prawideł konstruowany teatr stał się dla Konrada taką samą pułapką jak stary, ten z komedii dell'arte? Otóż właśnie... Olsztyńskie "Wyzwolenie" jest dalszym ciągiem dyskusji, jaką toczy się dziś o roli, funkcji i źródłach teatru. Dowodzi, perfidnie, iż dyskutanci doszli do sytuacji klasycznego pata. Bo zważmy: teatr oparty na dalszej eksploatacji polskich mitów narodowych jest przedłużeniem narodowej maligny? Naturalnie, ale wyjaśnijmy sobie: nasza narodowa mitologia - to nasze narodowe archetypy. Zgoda - odrzućmy je. Cóż jednak ma nastawić dalej? Teatr spontaniczny? W porządku - lecz czymże jest teatr spontaniczny, jeśli nie odwoływaniem się również do archetypów. Mit Gustawa-Konrada, czy Kordiana można zastąpić mitem Edypa, Antygony - lecz to przecież będą również archetypy. I koło sie zamyka - odrzucając strukturę mitologii narodowej, skazujemy sie na strukturę mitologii sztuki uniwersalnej. To także więzienie. Więc może z błogosławieństwa strukturalno-spontanicznej metody twórczej - gwałtem aplikowanej teatrowi przez współczesny strukturalizm - naprawdę mógłby nas wyzwolić powrót do dialektyki?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji