Artykuły

Kocham śpiew, kocham śmiech

- Kocham śpiew, kocham śmiech, kocham grać - mówi MICHAŁ MILOWICZ, aktor i artysta estradowy.

- Mówi się niekiedy o panu: Presley polskiej estrady. Schlebia to panu, czy może raczej denerwuje?

- Elvis jest postacią, której nie muszę się wstydzić. Zawsze byt moim idolem. Zawsze chciałem tak śpiewać jak on, bo stworzył coś ponadczasowego.

- Kiedy w pana życiu pojawiła się fascynacja Presleyem?

- Bardzo wcześnie, od najmłodszych lat słuchałem jego nagrań. Rodzice mieli wspaniałą płytotekę, więc Presley cały czas pojawiał się w moim życiu. A kiedy dorosłem, chciałem naśladować go we wszystkim - w sposobie bycia, w zachowaniu na scenie. To była postać charyzmatyczna, obok której nie sposób przejść obojętnie. Mimo iż tyle lat minęło od jego śmierci, dzięki nagraniom słyszę nieustannie drapieżność głosu Presleya. A dzięki filmom zobaczyłem jak się poruszał, jak tańczy), jak mówił. Wiem jak bardzo jestem z tą postacfą utożsamiany. Przez cztery lata teatr Buffo grał przygotowany przeze mnie spektakl "Elvis Presley". Może mi pan nie uwierzy, ale zaczęto mnie zaczepiać i wołano za mną na ulicy: Presley! Presley!

- Czy tylko Presley stanowił dla pana wzór do naśladowania?

- Nie tylko. Słuchałem jeszcze Mayalla, Joe Cockera, czarnoskórych wokalistów. Byłem fanem Budki Suflera. Słuchałem zawsze dobrej muzyki, dobrych głosów, które były dla mnie szkołą śpiewu.

- Zanim związał pan swoje życie zawodowe ze sztuką, przejawiał pan zainteresowanie sportem. Nie marzyła się panu kariera sportowca?

- Sport od najmłodszych lat był integralną częścią mojego życia. Dużo ćwiczyłem i dzięki temu mam sprawność fizyczną, która pomaga mi w pracy zawodowej w Teatrze "Buffo". Każdy spektakl przygotowywany na tej scenie można porównać z wyczynem sportowym i nazwać sportem artystycznym.

- Kto pana namówił na aktorstwo?

- Nikt mnie nie musiał namawiać. Od dziecka urządzałem jakieś przedstawienia w domu, chowałem się za kotarę, a kiedy przychodzili goście, popisywałem się przed nimi, deklamując wiersze.

- Dlaczego, mimo tych predyspozycji i uzdolnień, nie zdawał pan do szkoły aktorskiej?

- W trakcie przygotowań do tej szkoły ukazał się komunikat o eliminacjach do musicalu "Metro". Zgłosiłem się i zostałem przyjęty. Z perspektywy kilku lat mogę powiedzieć, że wiedza, jaką otrzymałem w Teatrze "Buffo", równa się w jakiejś mierze tej przekazywanej studentom szkoły teatralnej. Można by rzec, że nasz tok kształcenia był niczym innym jak szkołą teatralną w pigułce. Pracowali z nami najlepsi, wybitni aktorzy i pedagodzy.

- Niemała jest lista tytułów filmowych, w których pan zagrał...

- Żeby posiłkować się przykładami, to w pierwszej kolejności należałoby wymienić: "Szczury", "Przemytnicy", "Sztos", "Młode wilki", "Killerów 2-óch", "Chłopaki nie płaczą". Zagrałem też w filmie "Ryzyko jest twoje", typowej komedii, w której występuję obok Olafa Lubaszenki. Wystąpiłem też w nowej edycji serialu telewizyjnego "Lokatorzy", w którym gram młodego yuppie, przedstawiciela amerykańskiej, nieco zblazowanej młodzieży. Zagrałem też kilka epizodów w serialu "Na dobre i na złe" oraz w "Zostać miss", emitowanym w Polsacie.

- Co panu daje największą satysfakcję: role filmowe, teatralne czy występy na estradzie?

- Nie rozgraniczam tych zajęć, traktuję je z jednakową powagą i równie odpowiedzialnie. Kocham śpiew, kocham śmiech, kocham grać. To są moje największe pasje, więc będę zarówno występować w filmach, w teatrze, jak i śpiewać na estradzie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji