Artykuły

"Nieznajoma" ugrzęzła w poprawności

"Nieznajoma z Sekwany" w reż. Agnieszki Glińskiej w Teatrze Współczesnym w Warszawie. Pisze Anna Markowska w TVP on-line.

"Nieznajoma z Sekwany" Ödöna von Horvátha w Teatrze Współczesnym w Warszawie [na zdjęciu scena z przedstawienia] intryguje zwykłego widza tytułem, a bywalca teatralnego przyciąga dodatkowo nazwisko reżyserki, Agnieszki Glińskiej. Wysoka ranga sceny przy ul. Mokotowskiej od dziesięcioleci daje gwarancję sztuki przez duże S. Tymczasem spektakl rozczarowuje.

Horváth (1901-1938) nawiązuje do wydarzenia sprzed lat, kiedy z nurtów Sekwany wyłowiono zwłoki młodej, niezidentyfikowanej kobiety. Gipsowy wizerunek pięknej, subtelnej twarzy ozdabiał potem salony paryskich drobnomieszczan, pobudzał wyobraźnię poetów i pisarzy. Spod pióra Horvátha wyszła opowieść o domniemanych, tragicznych wydarzeniach, które doprowadziły dziewczynę do samobójstwa.

Otóż tajemnicza Nieznajoma zjawia się pośród społeczności domu, przy bocznej ulicy miasta, bezpośrednio przed zabójstwem dokonanym na jednym z mieszkańców. Realna, jest jakby z innego świata, taka duchowo czysta. Przychodzi do strasznych mieszczan w strasznych mieszkaniach - głupich, pazernych, konformistów życiowych.

Wnosi chwilową odmianę w postępowaniu poszczególnych postaci. Przede wszystkim zaś Alberta - człowieka będącego uosobieniem przeciętności, który bez skrupułów i emocji zabija w celach rabunkowych sąsiada, a później zwykłą koleją losu zakłada rodzinę, by żyć długo i szczęśliwie. Popełniona zbrodnia pozostaje bez kary. Wpływ Nieznajomej nie doprowadza zatem do żadnego przewartościowania. Wszyscy znają prawdę, ale każdy dla świętego spokoju woli ją przemilczeć. Kompromis w tym świecie ma wyłącznie negatywny charakter, bo oznacza porozumienie oparte na kłamstwie.

Taka diagnoza jest ponadczasowa. Czy jednak wymowa teatralnej realizacji przechodzi przez rampę do widowni?

Przedstawienie Agnieszki Glińskiej ma zapewne pokazać śmieszność i zagrożenia banalności, bylejakości oraz drugie dno kiczu. Ale to zawsze bardzo trudne zadanie w teatrze, niosące wiele pułapek. I otóż na niedużej scenie krąży w spektaklu aż dwudziestu aktorów, scenki rytmicznie następują jedna po drugiej, a wieje nudą, nijakością. Wykonawcy są sztampowi, konwencjonalni, nieprawdziwi, a wypowiadane kwestie wypadają bezbarwnie. Dramatyzmu i sensacyjności (wszak jest wątek kryminalny) nie ma na lekarstwo, jest nieco ironii i humoru, także cień poetyckości. Ani to tzw. wysoki bulwar, ani komedia. Trzeba by dużo dobrej woli, żeby dostrzec wielowarstwowość zarówno tekstu Horvátha, jak i widowiska.

Chwilami intrygowała Nieznajoma w interpretacji Nataszy Sierockiej. W kilku scenkach z tą młodą aktorką, ale tylko w tych, ciekawie rysował postać Alberta Borys Szyc. Z całego wieczoru w Teatrze Współczesnym w pamięci najwytrwalszych widzów pozostaje scena miłosna - nazwijmy ją tak, w której Sierocka i Szyc bardzo dobrze prowadzą wieloznaczną grę swoich bohaterów.

Ale to za mało na obrosły legendą, renomowany teatr przy Mokotowskiej. Nie do takich pozycji na afiszu przyzwyczaił publiczność reżyser i dyrektor Erwin Axer. Ani kontynuujący dzieło mistrza współczesnej sceny polskiej Maciej Englert, obecny szef teatru.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji