Artykuły

Ból oka

Gdybym miał namalować ten milczący spektakl, gdybym miał chwycić za pędzel i odmalować portret pokazanej w Teatrze Słowackiego "Godziny, w której nie wiedzieliśmy nic o sobie nawzajem" Petera Handkego, to byłby to niechybnie pędzel monstrualny, prawdę powiedziawszy - musiałby to być pędzel jak miotła. Umaczałbym go w kadzi pełnej jakiejś gęstej farby w kolorze najzupełniej nieinteresującym, wdrapał się na rusztowanie i namaział na ścianie wielki, bardzo wielki prostopadłościan. Obok podałbym dokładne wymiary geometrycznego kolosa, niżej ciężar właściwy, a na samym dole - wiadomy wzór na ciężar całkowity. Tytuł chlapnąłbym na górze. Ból oka. Zresztą - obojętne. Tytuł, jak i cała reszta, wszystko ściekłoby przecież, po minucie albo pięciu, zlało się w plamę bez znaczenia, w pionową kałużę w kolorze najzupełniej nieinteresującym.

Tak by było gdyby, ale tak nie jest, bo tu nie w malowaniu rzecz, tu rzecz w fabule. Handke zamyślił "Godzinę..." jako wyzuty ze słów, cichy, czysto obrazowy katalizator najprzeróżniejszych historii ujętych w słowa właśnie. "Godzina..." to bezlik poruszonych obrazków, to szereg rozbłysków, to na celowo bardzo wątłą nić nanizane paciorki plastyczne, w których czają się fabuły. Fabuł jest zawsze i ściśle tyle, ilu tych, którzy na paciorki Handkego akurat patrzą, patrzą i starają się widzieć. Bo też snucie fabuły nie jest tutaj sprawą Handkego, snucie fabuły - tej najbardziej intymnej, w cichości mózgu, na gorąco samemu sobie snutej fabuły - jest sprawą widza, każdego, każdego z osobna, pojedynczego. Sekwencje bezsłownych scenicznych obrazów wpadają przez oko i budzą śpiące w głowie słowa, słowa układają się w zdania, te zaś prowadzą do finału fabuły, twojej i tylko twojej fabuły. Taki z grubsza jest zamysł. Tak powinno się stać. Łagodnie skłoń innych do opowiadania historii - rzecze Handke - to twój cel; a zrób to tak, by oni mieli wrażenie, że to im opowiedziano historię (i to piękną). O czym mam opowiedzieć? Może o arkadach przy ul. Krakowskiej?

Lubię tam łazić, zwłaszcza nocą. Lubię przechadzać się tam i sam, bo powietrzu trudno uciec z tego koliście sklepionego prawie zamknięcia, są więc tam jeszcze wyczuwalne jakby ślady wszystkich ludzkich dziennych gestów, słów i przemilczeń. Resztki petów, puszki, worki i papiery w koszach, wydeptane, pęknięte płyty chodnikowe, otarte krawędzie filarów, rozbita szyba cukierni, oderwany tynk, spod którego wyziera krawędź cegły. Wciśnięty w dziurkę od klucza bilet tramwajowy. Ślady. Ślady i mrowie najdziwniejszych, nie wiadomo przez co, nie wiadomo przez kogo rzucanych cieni. Jest tu całkiem jak na pełnych pustki płótnach Giorgio de Chirico. Wyludnione place, wyludnione arkady i jakieś cienie, jakby zaraz ktoś miał tu wejść, wystarczy tylko na chwilę zamknąć oczy. Lektura "Godziny..." na tym samym polega. Po każdym paciorku przymykasz powieki, a paciorek zaczyna ci tańczyć, twoimi słowami opowiadać ci twoją fabułę. Zasadniczy nerw "Godziny..." jest dla mnie cały z płócien de Chirico, a każda, nieomylna pauza "Godziny..." jest z "Krzyku" Edwarda Muncha, z tej cichej, przerażająco rozwartej paszczy, na dnie której tkwi uparcie lita ciemność. O typ mogę opowiedzieć, o tym i jeszcze tysiącu innych poszczególności - od milczenia na przykład Becketta poczynając, na milczeniu choćby Wittgensteina kończąc - mogę, ale w istocie nie mogę, bo czuję, że wciąż jakoś obok jestem. Kompletnie obok spektaklu Piotra Cieślaka mianowicie?

Obchodzę to przedstawienie jak się jeża obchodzi, bo to niestety jest jeż, i to spory. Jeż kwadratowości, rzeczonej myślowej prostopadłościenności; jeż dosłowności, dosadności i nie do zniesienia rodzajowości postacie czyli coś jakby kawa na jeża; jeż oczywistością wręcz jeż truizmów; jeż dojmującej płaskości świateł, porażającej odpustowości scenograficznej i muzyki, która powinna natychmiast pójść spać; wreszcie jeż absolutnej nieobecności jakiegokolwiek wewnętrznego skurczu oraz jakiejkolwiek lekkości. Słowem - pancerny jeż "Rudy 103". Gdy Handke sugeruje dzwony - Cieślak z punktu wali w Dzwon Zygmunta. Jeśli mają być turyści, to od razu jest to grupa podhalańskich półanalfabetów, wyjących z podziwu nad złoceniami Teatru Słowackiego, a zwłaszcza nad kurtyna Siemiradzkiego. I dalej. Jak lotnicy - to tania kpina z lotników Koniewa, którego genialny manewr ocalił nasze miasto. Jak filmowcy - to wychodząca z kanałów, zapewne tuż po zakończeniu zdjęć do obrazu "Kanał", dzielna ekipa filmowców rodzimych. Jak jakiś wojak - to oczywiście Stary Wiarus, wysyłający list, pewnie do Wyspiańskiego, list chyba z informacją, że się źle czuje, w związku z czym nie może przybyć na prapremierę "Warszawianki". Jak pan z siwą brodą - to Pan Bóg, odziany w kostium o wyjątkowej kuriozalności wyrazu. Jak Mojżesz z Kamiennymi Tablicami - to jeszcze gorzej niż z wcześniejszym Panem Bogiem. Jak jacyś afrykańscy czarownicy - to oczywiście ktoś jak Mickiewicz z "Legionu", zapraszający do łodzi. Jak młodzież - to Służba Polsce. Jak pielgrzymka - to kółka różańcowego Koła Gospodyń Wiejskich, do Częstochowy oczywiście. Do tego wszystkiego na ścianie tablica informująca, że plac, na którym toczy się chodzony świat Handkego, gdzie w ciszy ocierają się postacie z tego i tamtego świata, mieści się w Krakowie. Czy mam wymieniać dalej? O czym tu myśleć? Jaką tu opowieść mogę opowiedzieć? Jakiś człowiek przedstawiający wędkarza... tak Handke wprowadza na scenę każdą, prawie każdą postać. Człowiek zatem i zarazem ten, którego człowiek przedstawia. "Godzina..." bez tej dwoistości nie jest możliwa. U Cieślaka ostaje się tylko wędkarz. Ostają się tylko prawe, płaskie, dwuwymiarowe strony postaci. Jaką fabułę mogę z tego wysnuć? Niepiękną.

Spektakl spłynął mi po oku, jak owa farba po ścianie. Obrazy nie weszły do głowy. Słowa się nie obudziły. Nie mam fabuły. Moja fabuła to stojąca opowieść o pionowej kałuży w kolorze najzupełniej nieinteresującym.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji