Artykuły

Lament

PODTYTUŁ tej sztuki hiszpańskiego poety brzmi "poemat w 3 aktach". Raczej powinien on brzmieć "Lament w 3 aktach". Jest to bowiem jeden wielki rozdzierający lament chłopki andaluzyjskiej Yermy; rozpaczającej z powodu własnej bezpłodności, tęsknoty za dzieckiem i poczucia poczucia poniżenia wobec kobiet-matek.

Niewątpliwie, zarówno temat jak i sposób ujęcia tej sztuki mają swe źródło w ludowych wierzeniach i ludowej obyczajowości, która miała tak olbrzymi wpływ na hiszpańskiego poetę. Dla Hiszpanów, a zwłaszcza Andaluzyjczyków od lat zrośniętych z wierzeniami i obyczajami swego ludu, sztuka taka jest zrozumiała i interesująca. Nic też dziwnego, że temat ten pociągnął Garcia Lorkę. Dziwniejsze jest natomiast to, że sztuka ta pociągnęła obecnie kierownictwo literackie Ateneum i że można było przypuścić, iż w takiej formie, w jakiej została nam ukazana, może naprawdę zainteresować naszych widzów. Jedynym warunkiem, który mógłby usprawiedliwić wystawienie dziś w polskim przekładzie "Yermy", byłoby stwierdzenie, że sztuka ta jest naprawdę przepojona wielką poezją. Niestety, doza poezji, która z pewnością w niektórych scenach da się stwierdzić, jest na ogół w całości poematu znikoma. Co więc pozostaje? Monotonne narzekanie, które widownię drażni narówni chyba z rozdrażnionym do żywego mężem Yermy. W antraktach dyskutowano żywo nad tym "poematem ginekologicznym", jak nazwał jeden z dowcipnych widzów sztukę, żałując, że więcej tam jest rozważań tej właśnie specjalności, niż prawdziwego poematu.

Czy reżyseria zrobiła coś, co wpłynęłoby na przybliżenia tej sztuki do widza polskiego? Czy starała się wydobyć na plan pierwszy jedyne interesujące tu motywy wierzeń, czy pieśni ludowych? Bynajmniej.

Zarówno reżyseria, jak scenografia, jak układ plastyczny, szły konsekwentnie w kierunku udziwniania spektaklu. Temu celowi służył olbrzymi zawieszony nad sceną kwiat - pająk, który symbolicznie rozwija swe płatki i więdnie w miarę posuwania się akcji. Temu celowi podporządkowana była efektacja, z jaką grano wszystkie niemal role.

Rolę tytułową grała Antonina Gordon-Górecka, która uderzyła nas swym bezspornym talentem we włoskiej sztuce "Neapol miasto milionerów". Rola Yermy cała bez reszty oparta na nucie bezsprzecznego tragizmu, rola namiętnej praczki, oblewającej łzami swe nieurodzone dziecko, nie dała jej wdzięcznego pola do popisu. Zarówno jej nieszczęście, jak jej niewyznana miłość do Wiktora, jak nienawiść do męża, nie budziły w widzach ani odrobiny wzruszenia, ani współczucia. Mimo woli przychodziło na myśl: "Więc po co tyle krzyku, skoro my pozostajemy zimni?"

Stefan Śródka w roli dręczonego męża Juana skazany był również przez cały czas akcji na straszliwą nie rozświetloną ani jednym pogodniejszym promykiem ponurość. Umiał wydobyć z tej roli twardy chłopski charakter, ale to chyba wszystko, co udało mu się z niej wykrzesać.

Drugi jest rejestr aktorek, grających kobiety w tej sztuce, wśród nazwisk wykonawczyń nie brak takich, jak pełna uroku Aleksandra Śląska, jak najmłodsze nabytki tej sceny - Alfreda Szarnawska, Zofia Grabska czy Mirosława Dubrawska i inne, ale na grze ich wszystkich ciążyła afektacja ruchów, sposobu mówienia, nawet słuchania w milczeniu.

A przecież afektacja i nienaturalność nie jest równoznaczna z poezją.

P. S. Bardzo dobrą myśl powziął Teatr Ateneum, rozpoczynając publikowanie materiałów, poświęconych działalności Stefana Jaracza. W programie do "Yermy" ukazał się interesujący referat "Praca aktora", wygłoszony przez Jaracza na ZASP w roku 1934. (k. b.)

[źródło i data publikacji artykułu nieznane]

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji