Kultura
Widzowie oczarowani premierą "Genesis" oklaskiwali polski Teatr A na Starym Rynku - a Arka Noego pływała przez podobny do potopu deszcz.
Na początku był fajerwerk i niebieskie światło, fosforyzujące balony, wielometrowe kolosy z drutu. Przynajmniej według polskiej grupy teatralnej Teatr A. W sobotę świętowała ona z ogromnym sukcesem swoją premierę Genesis na Starym Rynku. Pod gołym niebem i w ulewnym deszczu, zupełnie jak każe tradycja, jak stwierdziła inicjatorka Maria Golebiewski przed polską restauracją Gdańska - także w ubiegłym roku otworzyło niebo swoje zęby. Młodzi aktorzy z Gliwic pokazali mimo tego tak naładowaną efektami jak i innowacyjną interpretację pierwszej księgi Starego Testamentu.
Tak odważni jak i uroczy.
Światło miga, na dwóch wielkich ekranach drgają kolorowe obrazy do gwałtownej muzyki, przypominające filmy science-fiction. Z ciemności absolutnego początku wykluwają się biało ubrane postacie, ujeżdżają ogromne druciane pojazdy, pokryte folią i przypominające prehistoryczne zwierzęta. Zarówno odważnie jak i uroczo wkraczają później w centralny punkt postrzegania ci, o których w trakcie dalszego przebiegu historii tak naprawdę chodzi: Adam i Ewa wchodzą do jeszcze pokojowego raju, tak jak Pan Bóg ich stworzył.
Ale ci młodzi aktorzy potrafią być nie tylko monumentalnie-epiccy: po tym, gdy Adam skosztował jabłka, płonie raj już zupełnie dosłownie. Szerzy się grzech, szaty opadają, dopełniające pryska bita śmietana, z głośników szaleją rytmy techno-beats.
Długi zachwycony aplauz otrzymali artyści, którzy od choreografii przez muzykę do scenografii wszystko wykonali sami, aż na dobry koniec arka Noego wypłynęła w morze i głos z nieba oznajmił nowy początek.