Artykuły

Co nam dał Poznański Kongres Kultury?

Największe osiągnięcie zakończonego w sobotę Poznańskiego Kongresu Kultury to propozycje realnych, systemowych zmian w życiu kulturalnym stolicy Wielkopolski. To one były clou tego wydarzenia. Przyjrzyjmy więc się im bliżej - pisze Michał Danielewski w "Gazecie Wyborczej - Poznań".

Obrady kongresu od czwartku do soboty to były bardzo udane trzy dni. W ich efekcie w tej chwili leży na stole poważny - choć niepozbawiony wad - projekt systemowych zmian. Musi się do niego odnieść każdy, kto chce sensownie mówić o poznańskiej kulturze. Bo tylko systemowe zmiany mają sens. Nie zastąpią ich ani wieczne abstrakcyjne dyskusje, ani koncert pobożnych życzeń (sala widowiskowa!). Skończyło się bezradne rozkładanie rąk, zaczął czas rzeczywistych działań. Spójrzmy na kilka z kilkudziesięciu - w większości sensownych i znakomicie uargumentowanych - propozycji reform.

1. Powołanie Funduszu Ewaluacyjnego i Eksperckiego stworzonego na mocy porozumienia pomiędzy prezydentem Poznania a marszałkiem województwa. Roczny budżet funduszu raczej nie przekroczyłby kosztu jednorazowej wymiany trawy na stadionie miejskim. Zaś zyski z niego byłyby kolosalne. Wydział kultury UM mógłby zamawiać badania pozwalające na merytoryczną i jakościową ocenę instytucji kultury oraz wydarzeń artystycznych. Możliwe stałoby się również stworzenie bazy niezależnych ekspertów: to z nich czerpałoby miasto choćby (ale nie tylko wtedy) podczas konkursów na stanowiska dyrektorskie w instytucjach kultury. Z ich opinii mogliby korzystać radni i mieszkańcy.

2. Strategia rozwoju instytucji kultury jako obowiązujący dokument dla wszystkich funkcjonujących na terenie Poznania instytucji kultury. To w niej właśnie zawierałaby się misja instytucji. To m.in. na podstawie realizacji strategii oceniany byłby dyrektor teatru czy muzeum. Z tym wiąże się postulat wprowadzenia konkursów na stanowiska dyrektorów instytucji kultury jako jedynej praktykowanej drogi wyboru na te stanowiska i obowiązkowy kontrakt, jaki organizator (czyli miasto lub województwo) podpisywałby z dyrektorem. Do kontraktu byłaby wpisana minimalna kwota, jaka musi być przeznaczona z publicznych funduszy na realizację strategii.

3. Powołanie lokalnego Generatora Kultury, czyli miejsca doradczego i szkoleniowego dla twórców, przedstawicieli organizacji pozarządowych, pracowników instytucji kultury, osób prowadzących działalność gospodarczą w obszarze kultury oraz urzędników.

4. Ocena wniosków w konkursie na dotacje dla organizacji pozarządowych w dwóch etapach: ex-ante (a więc przed rozpoczęciem realizacji danego projektu) oraz ex-post (czyli po zakończeniu projektu). Ważny jest także postulat wprowadzenia podziału na podkonkursy w zależności od skali wydarzenia: funkcjonowałyby one w trzech przedziałach finansowych: do 50 tys. zł, od 50 001 do 150 tys. zł, ponad 150 tys. zł.

5. Obowiązkowa publikacja m.in. strategii rozwoju, sprawozdań finansowych i merytorycznych oraz wyników przeprowadzanych ewaluacji w Biuletynie Informacji Publicznej instytucji kultury (lub ich organizatorów) oraz obowiązkowa publikacja statutów, sprawozdań merytorycznych i finansowych organizacji pozarządowych korzystających ze środków publicznych.

6. Uwzględnienie w planach zagospodarowania przestrzennego miejsc przewidzianych na intensywne działania kulturalne w przestrzeni otwartej. Pozwoliłoby to ożywić przestrzeń publiczną Poznania, wprowadzić do niej nowe ciekawe konteksty, odzyskać ją w części dla mieszkańców.

Czy te zmiany są przełomowe? Przekonamy się dopiero wtedy, gdy zostaną wcielone w życie. Na pewno zmienią logikę i mechanizmy zarządzania kulturą w Poznaniu. Szkopuł w tym, że wprowadzenie większości z nich zależy od dobrej woli i solidnej pracy władz miasta i radnych. To po ich stronie jest w tej chwili piłeczka.

Tymczasem od poniedziałku od części środowiska artystycznego, polityków, dziennikarzy można usłyszeć, że ogromny obywatelski wysiłek kilkudziesięciu osób, które przez rok wypracowały pakiet zmian, jest tak naprawdę mało warty. Dlaczego? Weźmy pod lupę dwa główne zarzuty.

Zarzut pierwszy: środowisko artystyczne jest podzielone i tak naprawdę nie wiadomo, czego chce jako całość.

Cóż, głosicielom tej tezy należy przypomnieć, że ze swej istoty każde środowisko jest podzielone: od dziennikarskiego, przez polityczne aż do społeczności Ochotniczych Straży Pożarnych. Osobliwie w Poznaniu środowisko artystyczne dzieli się na tych, którzy dostrzegli, że z naszym życiem kulturalnym jest źle i postanowili temu zaradzić oraz tych, którzy - parafrazując wiceprezydenta Sławomira Hinca - otrzymali dotacje, etaty, "najczęściej milczą i wykonują swoje zadania". Ci pierwsi są teraz karani wypowiadanymi półgębkiem insynuacjami, że pracowali nad projektem zmian wyłącznie w swoim interesie. To bardzo przygnębiająca logika, bo w rzeczywistości tylko ich postulaty warto brać pod uwagę. Z prostego powodu. Innych - poza pustym narzekaniem - nie ma.

Zarzut drugi (sformułował go m.in. Marcin Kostaszuk w "Głosie Wielkopolskim"): artyści w Poznaniu to gwiazdy własnego podwórka, którzy żyją tylko dzięki finansowym transfuzjom z publicznej kasy, bojąc się, że publiczność ucieknie im do Niemiec autostradą A2. Dlatego o reformy ma być trudno.

Rzecz w tym, że poznańscy artyści, czy szerzej poznańskie instytucje kultury finansowane z funduszy publicznych, mają być przede wszystkim gwiazdami własnego podwórka. Na tym m.in. powinna polegać nowoczesna polityka kulturalna w naszym mieście, by wydarzenia artystyczne kierować do społeczności lokalnej, zachęcać ją do uczestnictwa w kulturze, opowiadać o jej świecie tu i teraz. Najlepiej zdefiniował to Piotr Kruszczyński - obecny dyrektor Teatru Nowego - opowiadając w jednym z wywiadów o swojej pracy w teatrze w Wałbrzychu, z którego uczynił jedną z najciekawszych polskich scen: - Kiedy przyjechałem i zobaczyłem, jak wygląda to miasto, stwierdziłem, że jest w nim pewna misja robienia teatru. Jego mieszkańcy, odkąd skończyło się górnictwo, nie potrafią odnaleźć dla siebie nowego oblicza. Trzeba im stworzyć nową twarz, opowiedzieć nową bajkę, dzięki której znajdą dla siebie jakieś perspektywy rozwoju.

Tak pojmowana rola teatru nie przeszkodziła Kruszczyńskiemu odnieść sukcesu. I o tego rodzaju misji instytucji kultury jest mowa bardzo często w dokumentach kongresu.

O ustaleniach Poznańskiego Kongresu Kultury warto dyskutować i wskazywać ich słabości. Trzeba to jednak robić w oparciu o merytoryczne podstawy. Dlatego w najbliższym czasie będziemy publikować w "Gazecie" rozmowy z ludźmi odpowiedzialnymi za kulturę w Urzędzie Miasta i Urzędzie Marszałkowskim. Dorobku kongresu nie można zmarnować, bo następna taka szansa zmiany już nam się pewnie w tej dekadzie nie trafi.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji