Artykuły

Nowa wersja dulszczyzny

"Napis" w reż. Norberta Rakowskiego w Teatrze im. Bogusławskiego w Kaliszu. Pisze Stefan Drajewski w Polsce Głosie Wielkopolskim.

Sztuka Geralda Sibleyrasa "Napis" ma zaledwie siedem lat, a już zdobyła uznanie niemal w całej Europie. Trudno się dziwić, wszak historia, która rozgrywa się w paryskiej kamienicy, może się przydarzyć każdemu, wszędzie. Wystarczy wejść do jakiejkolwiek windy w polskich blokach, by natknąć się na brzydkie, by nie powiedzieć ordynarne, napisy. W tym wypadku obelga skierowana jest, niestety, pod adresem konkretnego człowieka, pana Lebrun (Maciej Więckowski).

Państwo Lebrun wprowadzili się właśnie i już po tygodniu on został ordynarnie nazwany. Postanowił dociec, kto to napisał i nie zamierza tego brzydkiego napisu zamalować. Upór godny lepszej sprawy.

Z wielką nieśmiałością odwiedza sąsiadów z pierwszego piętra - państwa Cholley. Ale ani Pan Cholley (Michał Wierzbicki), ani pani Cholley (Agnieszka Dzięcielska) nie chcą się wtrącać w prywatne życie nowego lokatora. Twierdzą, że mają taką żelazną zasadę. Nie interesują ich problemy sąsiadów. Również nieco starsi lokatorzy - państwo Bouvier (Bożena Remelska i Maciej Grzybowski) nie są skorzy pomóc pryncypialnemu sąsiadowi. Bohaterowie "Napisu" są mili

Scena zbiorowa z kaliskiej realizacji "Napisu

aż do przesady, uśmiech nie schodzi im z ust, starają się być politycznie poprawni, są przecież Europejczykami, szermują zdaniami zasłyszanymi w telewizji... Ale nie wychodzą poza konwencję i deklaratywność wypowiadanych słów. Wystarczy, aby ktoś miał inne zdanie, inaczej myślał... Wtedy natychmiast pokazują pazurki a ich europejskość przestaje mieć znaczenie.

Norbert Rakowski z Wojciechem Stefaniakiem zrezygnowali z wielkiej scenografii. Aktorzy siedzą wśród publiczności, nie wyróżniają się swoim ubiorem i kiedy następuje ich moment - wyznacza to opadający i podnoszący się szczątkowy żyrandol - wychodzą na scenę otoczoną z czterech stron widownią. Są jak na talerzu, widać i słychać każdy fałsz. Na szczęście nie fałszują, są bardzo prawdziwi w słowach, które wypowiadają, chociaż postaci, które grają, nie zawsze rozumieją ich sens lub w nie wprost nie wierzą. Słuchając dialogów trzech par nieustannie przypominała mi się Pani Dulska ze swoją obłudą.

Rakowski zdaje się czuwać cały czas, aby aktorzy nie przekroczyli delikatnej linii granicznej między farsą a ciężkim dramatem egzystencjalnym (autor daje duże pole realizatorom, w którym kierunku chcą iść). Rakowski nie moralizuje, ale też nie pozwala na prymitywny rechot. Oglądając kaliski "Napis" z tyłu głowy miałem cały czas gogolowskie powiedzenie "z samych siebie się śmiejecie".

Duża w tym zasługa aktorów. Nie zagrywają się. Pewnie nie raz spotkali ludzi przypominających swoimi zachowaniami postaci, w które się wcielają na scenie. Pokazują, że język bardzo często kłamie, nie przystaje do czasów, a przede wszystkim do ludzi, którzy go bezmyślnie używają.

grudnia 2011 roku.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji