Artykuły

Monodramy

Z JAKĄŻ satysfakcją i ciekawością słuchało się monologu, a właściwie gawędy Bronisława Kani w audycji nadanej w poniedziałek z Katowic pt. "Żołnierska opowieść". Syn opolskiego poety, Józefa, nie tylko umie opowiadać, ale ma o czym. Jego biografia streszcza w sobie powikłaną historię tysięcy opolan. Reportaż przetykany materiałami filmowymi został dobrze zmontowany. Łączyła się w nim uogólniająca myśl z autentyczną materią życia.

W zupełnie inny świat przenosił nas nieoczekiwanie film Waleriana Borowczyka "Rosalie" nadany w ramach "Kina Krótkich Filmów". Zarazem jednak te dwie audycje coś ze sobą wiązało: forma monologu, zbliżenie ludzkiej osobowości. Jest zasługą Waleriana Borowczyka jako reżysera i Ligii Borowczyk jako aktorki, że z tej, z pozoru tak melodramatycznej, historii o "pannie służącej" potrafili zrobić rzecz tak świeżą, poruszającą i doskonałą. Myślą, że żaden obrońca literatury (w tym wypadku Maupassanta) nie skrzywi się na tego rodzaju adaptacje: powstało bowiem małe arcydzieło o niepospolitych wartościach nie tylko artystycznych, ale i społecznych. Borowczyk twórczo wykorzystał doświadczenia cinema verite. Film jego nie stracił, a może nawet zyskał na telewizyjnej projekcji. Bardzo to pięknie, że Borowczyk pracuje we Francji (i dla Francji), ale czy takie filmy, jak "Rosalie" nie powinny powstawać u nas w kraju?

Jawnie formę monodramu zastosowała wrocławska aktorka, Joanna Keller prezentując prozę Sławomira Kryski pt. "Ta śmieszna pamięć" w audycji lokalnej nadanej we wtorek. Można by powiedzieć krótko, że Joanna Keller była o wiele bardziej interesująca niż utwór Kryski. Jej interpretacji utworu nie zaszkodziłoby więcej kpiny. Bo nie ma co ukrywać, że proza Kryski była bardzo słaba. Do tego stopnia, że wybór jej budził niejakie zdziwienie.

W pewnym sensie monodramem była tragedia Sofoklesa "Król Edyp" nadana w Teatrze poniedziałkowym. O przedstawieniu tym krążyły intrygujące wieści - że wystąpią w nim razem Irena Eichlerówna i Gustaw Holoubek, że będzie ono zmodernizowane itp. Już samo nazwisko Sofoklesa i właśnie wybór "Króla Edypa" mogły budzić poruszenie; arcydzieło tak słynne, zarazem tak trudne i najtragiczniejsze z tragicznych.

Ale mimo wszystkich oporów i wątpliwości stało się więcej niż dobrze, że zaryzykowano wystawienie "Króla Edypa" i to w ten sposób, przede wszystkim okazało się, że Sofokles jest pisarzem żywym, wielkim, i bezkonkurencyjnym. Brzmi to jak truizm, ale ileż to nazwisk pierwszej wielkości z historii literatury, wymawianych z nabożeństwem nie sprawdza się dzisiaj lub budzi liczne i uzasadnione wątpliwości. Sofokles choć tak związany ze swoim czasem i sposobem myślenia - swoją genialną sztuką przebija się do nas - jak ktoś współczesny. Do takiego odbioru sztuki przyczyniło się niewątpliwie nowoczesne tłumaczenie Stanisława Dygata (oparte na tłumaczeniu francuskim - ale czyim i jakim?).

Na historię Edypa patrzymy dzisiaj zarazem z dystansem i największym poruszeniem. Jego losy stanowią dla nas rodzaj przypowieści o roli ślepego przypadku w życiu człowieka. Edypa dosięga nieszczęście w chwili, gdy mu się wydaje, że jest bezpieczny.

Sztuka skonstruowana jest jak najlepszy kryminał: "przestępca" prowadzi z uporem śledztwo we własnej sprawie, nie wierząc różnym wieszczom, którzy wszystko wiedzą z góry. W tej fatalistycznej tragedii jest jakiś wielki rys racjonalizmu: trzeba zbadać, jak doszło do tego, że przypadek wziął górę. W takiej pasji poznawczej jest coś z heroizmu. Nieszczęścia nie należy tylko opłakiwać, należy je analizować.

Ten rys dystansu zaznaczył reżyser Gruza poprzez inscenizacje, oświetlenie, dobór aktorów. Wiele rzeczy tu "denerwowało" - ale chyba celowo (Irena Eichlerówna jest w tej materii mistrzynią). Gustaw Holoubek miał świetne momenty, choć w sumie nie była to chyba jego najlepsza rola. Ale przecież dzięki niemu Sofokles nas tak poruszył.

Jeszcze jeden program artystyczny mógłby budzić satysfakcję, gdyby został pomyślany bardziej telewizyjnie. Myślę tu o balecie "Voci" do muzyki Augustyna Blocha, w układnie choreograficznym Grucy. Przydałby się objaśniający wstęp, choć układ i kompozycja baletu były przejrzyste, tyle że oparte na zasadzie skojarzeń i aluzji. Nowoczesna muzyka Blocha okazała się bardzo sugestywna, zaś poziom baletu bardzo zadowalający. Szkoda więc, że realizatorzy filmując balet nie pomyśleli o telewidzach; stosując uporczywie i prawie wyłącznie plany ogólne.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji