Artykuły

Matka Courage-Andrzejewska

Matka Courage jest z pewnością postacią światowego teatru. Przeszła nawet do kolokwialnego języka, przynajmniej kolokwialnego języka teatralnego, stała się symbolem lumpen-plebejusza. Kiedy się mówi: "nie bądź taka kuraż" - wiadomo o co chodzi.

Jadwiga Andrzejewska jest z pewnością postacią w teatrze polskim. Widzom w całej Polsce znana przede wszystkim ze swych przedwojennych ról filmowych; w mieście, którego nie opuszcza - w Łodzi - jest aktorką nie wymagającą żadnych rekomendacji. Kiedy się słyszy: "w tej to a tej sztuce gra Jadzia" - wiadomo, o kogo chodzi.

Rzadka to już dziś okoliczność, ten familiarny stosunek publiczności do ulubionego aktora. Bez dystansu, ale przecież i z szacunkiem. Złego by tu nie pozwolili jej zrobić, taka jest "swoja", kiedy drobniutkim, zawadiackim kroczkiem myszkuje po scenie jak zapobiegliwa pani domu, gdy macha rękoma jak w domowej kłótni, gdy wreszcie zamyśla się, zmęczona, zafrasowana jak po pierwszym, gdy trzeba podzielić pieniądze.

"Swój" jest ten głos, jego koguty wywijane w pasji, jego dramatyczny, ale "zwyczajny" ton, bez śladu patosu, albo z tym patosem, który charakteryzuje wypowiedzi prostych ludzi, gdy mówią proste prawdy tonem objawienia. "Swoje" jest też jej poczucie humoru, "swoje" ciepło, którym przesyca wszystko co gra.

Kiedy więc Teatr Powszechny zapowiedział Matkę Courage wiadomo było o co i o kogo chodzi. Tę rolę, znając Andrzejewską, można było przewidzieć z matematyczną prawie dokładnością. Tak się przynajmniej wydaje teraz, kiedy się już obejrzało przedstawienie i zobaczyło się panią Jadwigę jeszcze raz jakby tę samą, ale przecież nie "taką samą". Andrzejewska to osobowość aktorska; stworzyła typ, który jakby tylko wypróbowuje, a to w "Boso, ale w ostrogach" a to jako Matka Pana Młodego ("Rzecz listopadowa"), a to jako Valida Vrana (w "Babie-dziwo"). Teraz znów w Matce Courage. Ostatnie jej role to jakby ciągle bogatsze i pełniejsze warianty tej samej postaci. Więc i Matkę Courage zagrała Andrzejewska wykorzystjąc doświadczenia z musicalu "Boso, ale w ostrogach", z "Baby-dziwo" nawet. O tyle więc przekroczyła nasze oczekiwania: o tę pełnię postaci tworzonej z wielu różnych postaci, z wielu doświadczeń.

Andrzejewska-Courage krząta się, drepce po scenie - wokół swego wozu, wokół swego losu, wokół swoich drobnych pieniędzy i wielkich dramatów, ale te dramaty ukrywa jak tylko może. Drobne tylko, nieporadne gesty, nagłe zgaśnięcia bystrych, cwaniackich i przemyślnych oczek, tylko rozluźnienia mięśni twarzy, szybko jednak napowrót układanych w maskę drapieżnego gryzonia, świadczą że jest w tej kobiecie coś więcej ponad biologiczną chęć przetrwania, że ma, lub zdobywa ona świadomość swego losu, tragiczną świadomość egzystencji w świecie okrutnym, świecie szczurów. To wszystko nie jest zewnętrzną techniką aktorską; jest przeżyciem wydobywającym się na zewnątrz drogą "naturalną", płynie z wiedzy, lub z odczucia losu ludzi podobnych do Matki Courage, żyjących życiem szczurów, w zaułkach, w rynsztokach świata, zawsze jednak, mimo wszystko, pozostających ludźmi.

Courage drepce, krząta się, coraz bardziej bezradna, coraz częściej odsłania swą ludzką twarz, cierpiącą, godną współczucia. Wybucha wreszcie w ostatnich songach wykrzykując je z rozpaczą. Zaczynamy wierzyć, że to jednak świat i wojna są winne, mamy ochotę wrócić do początków jej życiorysu, zacząć pytać, czemu stała się hieną, skoro tyle w niej człowieczeństwa.

I to jest chyba istota triumfu Andrzejewskiej.

Może zresztą na czymś innym on polega. Może po prostu wierzymy Andrzejewskiej i nie potrafimy sobie wyobrazić, że mogłaby ona być Matką Courage - hieną; może patrzymy na postać sceniczną poprzez postać aktora, jego cechy, jego rysy, czy nasze o nich wyobrażenie?

Byłby to w takim razie triumf jeszcze większy.

Kiedy w Teatrze Powszechnym zapowiadano premierę "Matki Courage", wiadomo było o co i o kogo chodzi. Ale Andrzejewska gra tak jakby o tym nie wiedziała. Nie stara się wysuwać na pierwszy plan, nawet w swej zwyczajności o tym nie myśli. Po prostu jest na scenie wtedy, kiedy trzeba, usuwa się w cień, gdy tak trzeba. Ceni swoich kolegów, wsłuchuje się w nich, od nich odbiera impulsy, im je poddaje. Idealnie współgra z niemą Katarzyną (bardzo dobra rola Hanny Molendy), znajduje wrażliwych partnerów we Włodzimierzu Saarze (Kucharz) i Mirosławie Szonercie (Kapelan). Inne wybijające się postaci w tym przedstawieniu, to Bogdan Wiśniewski i Michał Szewczyk (Synowie Courage Eilif i Schweizerkas).

O życiu Matki Courage opowiada reżyser Jerzy Hoffmann na tle własnej scenografii. Nieśmiertelny wóz krąży jakby na cyrkowej arenie, lub na scenie amfiteatru. Otaczające arenę deski-ławki wykorzystuje niekiedy jako miejsce akcji dla scen "mansjonowych" (w tej konwencji rozegrana jest np. scena między Dowódcą i Eilifem), niekiedy zaś wprowadza na nie "chór świadków". W finale, kiedy ginie Katarzyna (na podeście wyniesionym wysoko nad wejście na "arenę"), wszystkiemu przygląda się "z zewnątrz", przez szpary w obudowie amfiteatru, przerażony, anonimowy tłum.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji