Artykuły

Rozczarowanie i niesmak

"Hamlet" w reż. Bartłomieja Wyszomirskiego w Teatrze Zagłębia w Sosnowcu. Pisze Danuta Lubina-Cipińska w Raporcie.

"Hamlet" Szekspira. Wyżyny teatru. Nie dla każdego, choć niemal każdy zespół teatralny prędzej czy później porywa się na wystawienie tego arcydramatu.

Sosnowiecki Teatr Zagłębia też sięgnął po "Hamleta". Nie powinno to dziwić. Od kilku lat, odkąd dyrekcję teatru przejął Adam Kopciuszewski, sosnowiecki zespół coraz bardziej dojrzewa do grania największych sztuk, co stwierdzam z satysfakcją. Wierzyłam więc, że i tym razem - choć wyzwanie jest naprawdę wielkie - nie rozczaruje mnie. Nie wzięłam jednak pod uwagę, że od dawna w teatrze to nie aktor ma najwięcej do powiedzenia, a reżyser. I jego interpretacja. Na "Hamlecie" nie polegli aktorzy Teatru Zagłębia (no, może nie wszyscy), a reżyser Bartłomiej Wyszomirski. Trudno się dopatrzyć w jego propozycji jakiejś spójnej koncepcji inscenizacyjnej, a tropy interpretacyjne są tak sprzeczne i nielogiczne, ze na ich analizę musiałabym mieć co najmniej tyle miejsca, ile na rozdział książki. Powiem tylko, że Wyszomirski to reżyser porażony chorobą naszych czasów - skłonnością do tzw. postmodernistycznej papki. A mnie oglądanie na scenie komiksu o Hamlecie nie odpowiada. Tak jak dziwi mnie, że monolog tytułowego bohatera można powiedzieć tak demonstracyjnie niechlujnie i bezmyślnie, jak zrobił to - pewnie zgodnie ze wskazówkami reżysera - Mariusz Zaniewski, aktor skądinąd w innych scenach grający zupełnie przyzwoicie, z przebłyskami talentu.

Jednak nie rozczarowanie jest dojmującym uczuciem po premierze "Hamleta". Gdy kończył się ostatni akt sztuki... ostatnie tchnienie wydawał Jan Paweł II. Nikt na scenie ani na widowni tego nie wiedział, jednak na zapleczu teatru informacja o śmierci Papieża była znana, i to zanim wybrzmiała ostatnia Szekspirowska kwestia. Mogę zrozumieć, że nie zdecydowano się przerwać spektaklu, jednak nie mogę zrozumieć dlaczego, gdy opadła kurtyna, nie znalazł się nikt z dyrekcji lub zespołu Teatru Zagłębia, kto poinformowałby publiczność o tym, co stało się o godz. 21.37 w Watykanie. Jak gdyby nigdy nic odbył się więc praktykowany po każdej premierze "spektakl" braw widowni, ukłonów aktorów, wywoływania na scenę pozostałych twórców spektaklu i wręczania artystom kwiatów. Cały świat zastygł w żałobie po stracie wielkiego i świętego Polaka, a w Teatrze Zagłębia nikt nie przerwał radosnego rytuału fetowania premiery. Dlatego dojmującym uczuciem, jakie odczuwam, gdy wspomnę premierę "Hamleta" w Teatrze Zagłębia, jest po prostu niesmak. I tyle.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji