Artykuły

Czterech panów na scenie

"Teatr jest czynną refleksją człowieka o sobie samym. Życie bez teatru byłoby życiem bez refleksji, życiem pustym. Więc rację ma Novalis, który ukuł to pierwsze zdanie. Powiada ten czy ów: za pomocą teatru niczego się nie zmieni. Teatr służył różnym celom: Czy może niczemu nie służyć?".

Ten fragment eseju Bogusława Schaeffera "Teatr, czyli o trudnej sztuce podobania się" (rozdział "Horribile dictu: życie bez teatru") - wydaje się być w kontekście toruńskiej premiery "Kwartetu dla czterech aktorów" dość istotny i znaczący. Publiczność tego miasta zapoznaje się bowiem z teatralną twórczością Schaeffera po raz pierwszy (pojawiła się ona wprawdzie na OFTJA, ale były to prezentacje pojedyncze, dostępne dość wąskiemu kręgowi widzów). Stąd też warto, przy okazji przedstawić - choćby w skrócie - autora "Kwartetu" jednego z najwybitniejszych w świecie kompozytorów muzyki awangardowej. Zakres jego zainteresowań jest zdumiewająco szeroki - Shaeffer pisze książki o muzyce współczesnej i eseje o teatrze, wykłada w klasie kompozycji, maluje i tworzy dla teatru. Jest autorem wielu nie drukowanych dotąd sztuk - poczynając od powstałego w 1966 roku "Kwartetu", poprzez cykl "Audiencji", "Scenariusz dla nie istniejącego aktora" - aż do utworów pełnospektaklowych, takich jak "Mroki" czy "Zorza". Schaeffer stworzył też pierwszy w Polsce teatr instrumentalny - zespół MW 2 w Krakowie, komponując dlań większość utworów. O twórcy "Kwartetu" można zatem nieskończenie. Napisano o nim zresztą wiele książek i artykułów.

Dobrze się więc stało, iż - z dużym wprawdzie opóźnieniem - trafił na toruńską scenę propozycji. Co więcej - jego realizacji podjął się gorący propagator twórczości kompozytora, reżyser paru prapremier sztuk Schaeffera - Mikołaj Grabowski, który jak nikt inny czuje klimat tego pisarstwa, wywiedzionego z muzyki w sposób zaiste niepowtarzalny.

"Kwartet" trudno byłoby nazwać sztuką teatralną, zarówno w tradycyjnym, jak i szerszym znaczeniu tego słowa. Jego formę określają w dużej mierze prawa kompozycji muzycznej. Postaci są tu niedookreślone, tematem jest próba zestrojenia w jedność, w tytułowy kwartet właśnie, czterech ludzkich indywidualności. Próba z góry zresztą skazana na niepowodzenie. 25 scen "muzycznych, niemuzycznych, dialogowych, parateatralnych" (plus wprowadzone do przedstawienia - i wyraźnie wyodrębnione - fragmenty dzienników Ionesco pt. "Trzy sny o Schaefferze") układa się tu w rzecz teatralną, równocześnie jednak w specyficzny koncert orkiestry kameralnej. Jego osobliwością jest tu, że koncert ów rozpisany został nie na instrumenty, ale na dialogi i sytuacje, które wykonać mogą tylko aktorzy. Tematyka tych mikroscenek ma zasięg wyjątkowo szeroki, rzec by można uniwersalny, bowiem Schaeffer ukazuje w "Kwartecie" rzeczywistość w parodyjnym ujęciu. Mówi się tu więc o roli sztuki w życiu, o etyce, o poszukiwaniu "czystego brzmienia" jednostki, ale także o niemożliwości porozumienia między ludźmi. Każda z postaci reprezentuje tu inną indywidualność, inne doświadczenia życiowe, ich "zestrajanie się" - to jednoczesne poszukiwanie siebie w chaosie wartości, pasji czy emocji, często (czy przeważnie) z sobą sprzecznych. Tą pasją będzie dla pierwszego Skrzypka (Piotr Chudziński) piłka nożna, dla drugiego Skrzypka (Ryszard Balcerek) - alkohol, dla Altowiolisty (Michał Marek Ubysz) - karty, wreszcie dla Wiolonczelisty (Paweł Tchórzeiski) - kobiety. - Mimo jednak tych odrębności - które w istocie swej nie pozwalają na prawdziwy kontakt osobowości - postaci "Kwartetu" są w osobliwy sposób do siebie podobne. Dość tu wspomnieć scenę "dyskusji", kiedy to trzej mędrcy ulegają człowiekowi głupiemu i prostackiemu... Może dlatego właśnie harmonia między nimi okazuje się w końca niemożliwa?

Utwór teatralny Bogusława Schaeffera budzi spory rezonans odbiorców. Wynika to przede wszystkim stąd, iż proponuje im intelektualną zabawę z gatunku dotychczas nieznanych. Humor w "Kwartecie" nie jest efektem wygłaszania udatnych kalamburów, wynika natomiast z prezentowania pewnej sytuacji - już w założeniu absurdalnej - prezentowania ironicznego, satyrycznego, a przecież w sposób pełen głębszych znaczeń. Mikołaj Grabowski bardzo dobrze te plany przedstawienia zestroił - wydobywając i podkreślając zmienne tempo kolejnych scen, rytm dialogów, nastrój poszczególnych sekwencji, (bardzo udanie wtopiono np. w całość dzienniki Ionesco). Także aktorzy, obdarzeni zaufaniem, znaleźli dla swych postaci interesującą formę sceniczną, grając role z nerwem, a jednocześnie - bez wyjątku - utrzymując się na granicy odróżniającej postaci "z życia wzięte" od uniwersalnych autorskich symboli.

Otwarta struktura utworu złożonego z oddzielnych epizodów, z ledwo naszkicowaną akcją i niedookreślonością postaci - sprzyjała zresztą takiemu typowi kreacji - bez celebrowania poszczególnych kwestii i podkreślania ich jaskrawymi środkami wyrazu. Efektem stała się przeszło godzinna, znakomita zabawa, podczas której nie ma czasu na zastanawianie się, z kogo się tu właściwie śmiejemy. Jednak, co oczywiste - refleksja pozostaje. I - sądzę - będzie powracać do widza "Kwartetu" jeszcze nieraz.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji