Artykuły

Między łagrem i jazzem

CZEGO by nie dotknąć - rację miał Gombrowicz. Najwnikliwiej te nasze arcypolskości przewiet­rzał, najtrudniej kompleksy łowił, a rzeczywistość po prostu znał lepiej od nas.

Może dlatego, że lepiej widać z oddalenia?...

"W przeciwieństwie do głosu z emigracji, głos Kraju rozlega się ostro i kategorycznie, aż trudno uwierzyć, aby to nie był głos prawdy i życia. Tu przynajmniej wiadomo o co cho­dzi - białe i czarne, dobre i złe - tutaj moralność brzmi gorzko i bije jak pałka. Ten śpiew byłby wspania­ły gdyby śpiewacy nie byli nim przerażeni i gdyby nie czuło się w ich głosie drżenia, które budzi litość... W gigantycznym milczeniu kształtuje się nasza niewyznana, niema, zakne­blowana rzeczywistość".

Kiedy to Gombrowicz notował w "Dzienniku '53" Andrzej Strzelecki miał pewnie kilkanaście miesięcy, a jogo aktorzy jeszcze byli pyłem gwiezdnym. Jak my wszyscy, urodze­ni po wojnie, poznawali legendę lat 50-ych z drugiej ręki. A ile rąk - tyle optyk, bo przecież życie wtedy mieściło się pomiędzy łagrem i jaz­zem. Spora przestrzeń. W swoim najnowszym przedstawieniu musicalowym Strzelecki nie próbuje jej zmniejszyć. A jednocześnie robi spektakl wybornie rozrywkowy. Jak to jest? Może lepiej widać z odda­lenia?

Spektakl jest fascynujący, perfek­cyjny do tego stopnia, że nawet moż­na uznać za wadę. Muzyka Loranca, choreografia Józefowicza, niebywała sprawność zespołu są tak porywają­ce, właściwie dla nich tylko można smakować to przedstawienie. Gdyby nawet nie miało tekstów, scenariusza, własnej mądrości i sensów... A jest to niewątpliwie jedno z najbardziej inteligentnych w polskim teatrze przedstawień współczesnych.

Bohaterem spektaklu - na równi z innymi (tu rząd nazwisk wszyst­kich! - wybaczą aktorzy) okazuje się także Barecki, który zbudował wielo­funkcyjne podesty, w mgnieniu oka przemodelowane przez aktorów, tak, aby nie tytko służyły rytmowi przed­stawienia, ale sygnalizowały sens (od mrocznego muru po tragikomicz­ną mównicę). Uwodzicielski swing i echo Października, soul i lawina po­mysłów z rewii absurdu, pomiot ,,związku Paranoi z Paradoksem" - jak mówi Strzelecki.

Premiera "Słodkich lat pięćdziesią­tych", błyskotliwego musicalu Strze­leckiego dokonała się w nowo otwar­tej po remoncie, dużej sali teatru Rampa na Bródnie w przytomności wyśmienitej widowni, z taką samą precyzją wyreżyserowanej jak zespół. To ważne, wszystko dziś się liczy. Także dobre towarzystwo i dobre ma­niery. Na osłodę gorzkich lat osiem­dziesiątych...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji