Artykuły

Równowaga z przewagą optymizmu

Wygląda na to, że tęsknota za czasami, w których kolejne teatralne premiery w lokalnym teatrze zawodowym nie będą zmuszone spełniać pozaartystycznych funkcji, to mrzonka. Żyjemy "w ciekawych czasach", kiedy to wszelkie przejawy działań kulturotwórczych przyrównać można by do sytuacji pacjenta po operacji, który najchętniej leżałby bez ruchu, ale jednocześnie jedyną zaleconą dla niego terapią jest ruszać się - dużo się ruszać.

Nie komentujemy więc pozascenicznych tarć i rozdarć całego ogromu tych spraw, które tak naprawdę nie interesują widza. Widza w teatrze interesuje scena.

Na scenie Tarnowskiego Teatru w ubiegłym tygodniu obejrzałem dwie premiery. Dzień po dniu, w dwu różnych spektaklach była okazja zobaczyć w akcji niemal cały zespół aktorski i przy tym spróbować zanurzyć się w kreowane światy. I nie wiem, czy to przypadek, czy jakiś boski palec spowodował, iż te światy były tak od siebie odmienne.

Sobota

Wyraz komiks kojarzymy pejoratywnie. "Mówiąc o jakichś zjawiskach artystycznych (...) - że są "komiksowe" podkreślamy w ten sposób ich skrótowość, posługiwanie się prymitywnymi zazwyczaj chwytami, wartość ich akcji, połączoną jednak z pewnym brakiem powagi i swoistą drugorzędnością artystyczną i myślową "- tak to definiuje w swej książce "Sztuka komiksu" K. T. Toeplitz. Pewnie to nie jedyna, definicja przywołanego zjawiska, ale zupełnie wystarczająca, by ją zestawić: z sobotnim widowiskiem, reżyserskim tworem pana Janusza Tartyłły.

Patrząc na "Komiks" - to tytuł sobotniej premiery - nader szybko widz uświadamia sobie, że słowo odgrywa tutaj drugorzędną rolę. Oczekujemy więc na ruch, na plastykę, na muzykę, światła, na mogące nas zaskoczyć elementy sztuki teatralnej, które z naddatkiem zrekompensowałyby brak słowa właśnie. Cóż otrzymujemy? Zlepek pomysłów plastycznych z których niektóre (np. Indywiduum Głowonożne, Osoba Żałosna - te określenia przytaczam za programem, czy "szczekające" głowy) same w sobie ciekawe, nie tworzą jednocześnie żadnej sensownej całości.

Widzimy grupę ciężko pląsających po scenie dorosłych ludzi, których ciał wyraźnie nie stać na radość z tego co robią. A wszystko to w rytmie "obracanej" w tę i z powrotem gumy do żucia. Czasem tylko muzyka ratuje sytuację zagłuszając niezdarności serwowane ze sceny.

Takie spektakle, takie etiudy - wyliczanki realizowano już w latach 70-tych w teatrach studenckich i amatorskich grupach teatralnych. Tamtym towarzyszyła jednak zawsze emocja wykonawców, ewidentne utożsamienie się z przedstawianą sytuacją. Tutaj widzimy dziewięć osób wpuszczonych w przysłowiowe maliny, w których ani twarzy nie zobaczysz, ani człowieka ocenisz. Czasami tylko mignęła mi w tych krzakach postać "Ludziczki Refleksyjnej", czasem ponad zarośla próbował wyskoczyć "Ludzik Dukający". To co zaprezentowano premierowej publiczności było niemal dosłownie "drugorzędne artystycznie i myślowo". I nie podejrzewam, aby właśnie o to chodziło realizatorom "eksperymentu" - jak określano ten spektakl w przedpremierowych wypowiedziach. I na pewno nie jest w stanie zmienić tego wrażenia "handlowy" finał, raczej je pogłębia.

Dajmy spokój m. in. Buzzatłemu i Worholowi, których nazwiska podpierają program tego spektaklu. Dajmy spokój snom o warszawskim "Metrze" - widowisku niekoniecznie genialnym, ale "Komiksowi" czyli eksperymentowi równie do niego daleko jak miastu Tarnów do jednego choćby podziemnego przejścia.

Piątek

Zaczęło się dobrze. Przestrzeń sceny zamknięta skrzywionymi ścianami emanowała niewytłumaczalnie pozytywnie. To się zdarza. Potem jednak było jeszcze lepiej. Myśli tej nie zamierzam ukrywać, by po kilku zdaniach okrągło podsumować swe wrażenia. Mówię to już teraz: dziadek Fredro "do spółki" z panem RAFAŁEM MACIĄGIEM, reżyserem piątkowej premiery, stworzyli wyjątkowe zdarzenie na scenie tarnowskiej.

"Po Bożemu", choć z niewielkimi skrótami potraktowany wątek fabularny nie stwarza widzom żadnych próbie znów z rozumieniem intrygi "Wielkiego człowieka do małych interesów", bo taki jest tytuł tej granej po raz pierwszy w 1877 r. we Lwowie komedii mistrza Aleksandra. Okazuje się, iż to rozumienie jest bardzo ważne. Teatry często zapominają, iż ich widownie, stanowią w większości namiętni oglądacze telewizyjnych seriali. I tak też, jak się okazuje, można dziś odbierać pana Fredrowską komedię. Po prostu; prawdziwa, rodzinna saga z "po amerykańsku" dosadnie opisanymi postaciami.

Właśnie postaci. To najprzyjemniejsza niespodzianka.. Okazuje się, że nasz Teatr posiada doskonałych aktorów, którzy potrafią stworzyć wspaniałe typy, nawet kreacje. Zaskakująco konsekwentny MIROSŁAW SAMSEL jako Dolski. Wspaniały - i nie jest to przesada, czego dowodem brawa przy otwartej kurtynie - ANDRZEJ RAUSZ jako Marcin. Wciąż według mnie nie spełniony, a o ogromnych możliwościach - GRZEGORZ JANISZEWSKI jako Alfred. I tak naprawdę, dotąd nie oglądana - tutaj naturalna i prawdziwa - MARIA ZAWADA-BILIK w roli Matyldy. Oczywiście, wymienieni powyżej o czym należy pamiętać, mogą zaistnieć dzięki współpracy z kolegami, którzy tworzą w tym spektaklu tą tak istotną atmosferę, w której COŚ staje się.

Przy tym wszystkim wszelkie negatywy stają się mniej istotne. Nawet owa "plażowa wieża dla ratownika" (i gwizdek!) - co najmniej zbędna w natłoku gagów i punktującego wszystko drugiego planu. Istotnym w tym przedstawieniu jest też to, iż uniknęło ono pokusy nachalnej aluzyjności politycznej (czego "w temacie urynkowienie" nie uniknął, niestety, wydrukowany program spektaklu). Jednocześnie poprzez jarmarkowo-odpustowy sztafaż (zachowania, przedmioty) inteligentnie rzeczywistość polityczną komentując.

Zapraszając serdecznie wszystkich ma wspaniałą zabawę jaką gwarantuje ta inscenizacja, chciałbym podzielić się jeszcze jedną z tym wydarzeniem związaną emocją. Proszę zwrócić uwagę na scenę, w której Leon (BOGUSŁAW SUSZKO) "poucza" Dolskiego jak się robi karierę. Ich wspólny "taniec", ów "skrzywiony" polonez, to duży teatr.

Tarnowski Teatr im. L. Solskiego: "Wielki człowiek do małych interesów" Aleksandra Fredry. Reżyseria: Rafał Maciąg, scenografia Elżbieta Oyrzanowska-Zielonacka, muzyka: Krzysztof Szwajgier. Premiera 3 maja 1991.

"Komiks" Janusza Tartyłły. Reżyseria i scenografia: Janusz Tartyłło, muzyka: Mariusz Czarnecki, Roland Róg, choreografia i ruch sceniczny: Zygmunt Kamiński. Premiera 4 maja 1991.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji