Teatr Strzeleckiego
Istnieje taki teatr? Z całą pewnością tak można to określić, zwłaszcza po obejrzeniu jego drugiej realizacji scenicznej w Koszalinie, prapremiery otwierającej bieżący sezon teatralny. Nie lubię teatru nijakiego, przedstawień o niczym, których ani akceptować nie sposób, ani się na nie żachnąć. Teatr Andrzeja Strzeleckiego do takich nie należy. Jest to teatr w pełni autorski, z własnym tekstem i własną realizacją sceniczną, wsparty jeszcze doskonale przemyślaną, funkcjonalną scenografią Ewy Czernieckiej-Strzeleckiej. Teatr, który każe widzowi myśleć, każe weryfikować swoje sądy, przenosić sytuacje sceniczne, przymierzać je do życia, do własnych doznań.
Andrzej Strzelecki osadza swój teatr w sytuacjach konkretnych: może to być cyrk, w którym wszyscy gramy, może to być miasto X. Idee tego teatru, przesłania, jakie z sobą niesie, to nie abstrakcje, chociaż zgodnie z prawem sceny często przerysowane, wyostrzone pointy, zaskakujące widzów. Teatr Andrzeja Strzeleckiego nie pozwala widzom spokojnie siedzieć w fotelach i przeżuwać mdłe okruchy sztuki. Tak było w przypadku "Clownów", chociaż miałam wątpliwości czy rzeczywiście wszyscy jesteśmy z tejże profesji; tak jest w przypadku "Kazania", które ostatniej niedzieli obejrzeliśmy na koszalińskiej scenie.
Przypomnę, że "Clownów" Andrzej Strzelecki przygotowywał niejako poza normalnym tokiem pracy w teatrze, podczas wieczornych i nocnych prób, do których potrafił zachęcić młodych aktorów i stworzył z nich doskonale zgrany zespół, a od takiej zespołowej gry uzależniony był sukces tego przedstawienia. Z trzonem tego właśnie zespołu, poszerzonym o kilku wyznawców, przygotował kolejną swoją sztukę, zatytułowaną "Kazanie". I tak jak "Clownów", można było uznać za zapowiedź; tak "Kazanie" za kontynuację, konsekwentny kolejny krok, zmierzający do realizacji własnego teatru.
Z satysfakcją patrzyłam na aktorów. Przydały się mozolne ćwiczenia podczas przygotowywania poprzedniego spektaklu, bo teraz każde zadanie reżyserskie wykonane jest precyzyjnie, lekko, jakby mimo woli. Przy tym aktorzy nie boją się pauzowania, tekst odbijają jak piłeczki (II część "Kazania" - Krzysztof Biliczak, Sławomir Krzywiźniak i Wojciech Broda-Żurawski) sprawni w każdej scenie do perfekcji. Bardzo dobry w roli prowadzącej, roli trudnej, którą aktor utrzymuje cały czas w ryzach, jest Krzysztof Biliczak. Oszczędny, relacjonujący niemal beznamiętnie wydarzenia, ani na moment nie przerysowuje żadnej sceny. Aktor ten już w "Paradach" wyróżniał się wśród wykonawców i niewątpliwie Andrzejowi Strzeleckiemu zawdzięcza tak poważny krok w opanowaniu rzemiosła aktorskiego.
Myślę, że w tym przedstawieniu zasługują na uwagę i Ryszard Baldy i Mieczysław Błochowiak, Sławomir Domaszewicz i Jan Grzesiak. Słabsze są panie, zwłaszcza Iwona Domaszewicz w drugiej części przedstawienia jest zbyt bezbarwna przy trójce zgranych aktorów; brak jej osobowości, siły, aby wygrać to wszystko co w tej roli jest możliwe.
Spektakl zatem sprawny aktorsko, w myśl tego o czym stale piszemy: jeśli jest reżyser, przedstawienie może być udane. Ale co nam w tym swoim teatrze proponuje Andrzej Strzelecki? Opowieść sceniczną na temat nietolerancji? Temat jakże żywy, zawsze aktualny. Ale czy na pewno tylko to? Odnoszę wrażenie, jakby na spektakl "Kazania" złożyły się dwie sztuki. Jedna o nietolerancji, w której brak mi zakończenia. Druga zaś? Właśnie, nie wiem. Zagęszczony obraz drugiej części przedstawienia nie jest dla mnie klarowny. Odnoszę wrażenie, że autor Strzelecki chciał za wiele powiedzieć, a reżyser Strzelecki nie potrafił z pewnych rzeczy zrezygnować dla jasności scenicznego obrazu. I te dwie części przedstawienia nie są dla mnie zbyt spójne myślowo. Chory obraz świata, wyrównanie rachunków, wszystko to nazbyt wyolbrzymione, aby znalazło w nas pełną akceptację. Ale jeśli nawet się z tym nie mogę zgodzić, z szacunkiem myślę o tym teatrze, w którym publiczność traktowana jest jak partner myślący i współtworzący spektakl. O teatrze, w którym działanie aktorskie wypływa w sposób jednoznaczny z tekstu, w którym można się nie zgodzić w pełni z przesłaniami, ale one są i zahaczają o nasze życie, o nasz sposób myślenia, o nasz sposób patrzenia na współczesność. Zatem teatr Strzeleckiego to Teatr, w którym nikt nie może pozostać obojętnym.