Filozofia przy śledziu i herbacie
- Staram się w swoich spektaklach unikać tematów, które są reakcją na bieżące wydarzeni i próbują zastąpić publicystkę. Teksty Levina nie są doraźne. Dzięki specyficznemu językowi i konstrukcji dramaturgicznej stają się "mini przypowieściami" o ludzkich słabościach - mówi Piotr Waligórski prze premierą "Jakobi i Liedental" w Teatrze Ludowym w Krakowie.
Z reżyserem, Piotrem Waligórskim, rozmawi Maria Klotzer
Lubisz śledzie?
- Bardzo.
A grę w domino?
- Niezbyt. Dużo w tej grze jest przypadku. Można usnąć z nudów.
Tak jak bohaterowie sztuki Hanocha Levina "Jakobi i Leidental"?
- Tak oni w pewnym sensie śpią, ale nie długo, bo jeden z nich postanawia wszystko zmienić.
Dlaczego zainteresował Cię ten tekst? Dlaczego wybrałeś tekst Hanocha Levina?
- Staram się w swoich spektaklach unikać tematów, które są tylko reakcją na bieżące wydarzeni, i próbują zastąpić publicystkę. Nawet jeśli sięgam do realnych zdarzeń czy miejsc, próbuję odczytać w nich bardziej uniwersalny kod opisujący kondycję człowieka. Teksty Levina nie są doraźne. Dzięki specyficznemu językowi i konstrukcji dramaturgicznej stają się "mini przypowieściami" o ludzkich słabościach.
Wspomniałeś o języku Levina. Czym on się charakteryzuje i dlaczego Twoim zdaniem tak trafnie opisuje człowieka?
- Według mnie tzw. "poetyka kiszonego ogórka" - obecna w tekstach Levina - jest jedną z istotniejszych cechą jego pisarstwa, która zresztą "od zawsze" wydawała mi się niezwykle trafnym sposobem opisywania naszych motywacji i pragnień. Chodzi o nieadekwatność języka do opisywanego tematu. O rzeczach wysokich mówi się językiem rubasznym i prostym. Taki zabieg "profanacji" wydobywa to co "święte". W ten sposób, czasami groteskowy, możemy pofilozofować przy śledziu i herbacie, dochodząc do bardziej praktycznych wniosków niż niejeden traktat filozoficzny. To moim zdaniem stanowi sedno sprawy.
Do jakich zatem wniosków "przy śledziu i herbacie" możne nas doprowadzić tekst Levina "Jakobi i Leidental"?
- Levin mówi nam, że można "przespać" życie. Żyjąc w pozornej harmonii tracimy smak życia. Ze strachu, wolimy aby nic się nie zmieniało. Myślimy: "Dobrze jest jak jest". Autor "Jakobiego i Leidentala" woli niszczyć, by budować od nowa. Już na samym początku swojej sztuki każe swojemu bohaterowi zniszczyć harmonijną przyjaźń, jaka łączy go z jego wieloletnim kompanem od gry w domino. Teraz każdy z osobna wyrusza w drogę by odbudować to, co zostało zniszczone. Jakobi wybiera drogę zmian, a Leidental poniżenia. Pomiędzy nimi staje kobieta, która od teraz będzie ich wzajemnym punktem odniesienia. Obserwując ich rywalizację o względy płci przeciwnej powoli zdajemy sobie sprawę, że dawni przyjaciele nie mogą bez siebie żyć. Wszystko co robią - jest pozorne, a tak naprawdę chodzi o to, co ten drugi o tym pomyśli.
Wspomniałeś o kobiecie. Kim ona jest?
- Pianistką (śmiech).
Co masz na myśli?
- To czyste zjawisko kosmiczne, jak każda kobieta. Uwikłana we własną cielesność. Próbuje się dostosować do archetypu kobiety, ucieleśniającego męskie pragnienia fizyczne. Zgodnie z nim redukuje się do pary atrybutów: tyłka i piersi. W ten sposób chce pokonać swoją samotność i znieść chorobliwe pragnienie bliskości. Taka współczesna redukcja kobiety. Czym może się skończyć związek, skoro u jego podstawy leży takie oszustwo?
Zabrzmiało to dosyć poważnie. Będzie wesoło czy smutno?
Mam nadzieje, że widzowie wyjdą z naszego spektaklu z zapałem do zmian. Być może "święty spokój" nie jest najlepszym sposobem na "przeżycie"?