Ewenement roku 1995
Wszystko w tym teatrze jest nietypowe: nazwa, miejsce, w którym pracuje i sposoby, jakimi pragnie do nas przemawiać. Nazwa wiąże się przede wszystkim z ideą jego twórcy.
Krzysztof M. Rau to postać nie tylko w polskim lalkarstwie prominentna. Znany w świecie twórca teatru lalki, maski i aktora to wychowawca wielu pokoleń artystów sceny. Rau tworzył bowiem i rozwijał w Białymstoku wydział lalkarski warszawskiej PWST, był jego wieloletnim dziekanem, a ponadto prowadził Białostocki Teatr Lalek, poprzez deski którego przeszli wszyscy Polacy liczący się w tym rzemiośle. Wreszcie jako "weteran" lalkarstwa Rau zaryzykował. Założył teatr prywatny i nazwał go "Teatr 3/4". Dlaczego? Wprawdzie sam jego kreator słuszne ucieka od definicji, bojąc się "zaszufladkowania", ale - wydaje mi się wyraźnie, że "w tym szaleństwie jest metoda". Raua od wielu, wielu lat niepokoi problem lalki. Czy lalka jest przedmiotem czy podmiotem? Elementem scenografii czy medium? Rekwizytem czy aktorem?
Te pytania, zadawane sobie przez ludzkość od początku zaistnienia lalki materialnie jako "wizerunku człowieka", bardzo niepokoiły nie tylko artystów, ale i filozofów, kapłanów i polityków. Lalka oddziaływała, zdawała się mieć swoje własne życie, czasami tak niezależne od swego stwórcy, jak Pinokio w słynnej powieści Collodiego. Rau zdaje się wierzyć, że lalka może być "tylko częścią pełni", jaką stanowi człowiek, podobnie, jak i człowiek to tylko cząstka otaczającego świata. Kto jest w końcu "trzy czwarte"? W swoim najwybitniejszym spektaklu "Gianni, Jan, Johan, John, Juan, Ivan, Jean..." (premiera 18 maja 1994) Rau to pytanie skomplikował. Zapragnął zapytać siebie, aktorów i widzów, co może być przed lalką, na etapie jej stwarzania. W spektaklu tym nie ma lalki jako takiej.
Ona, tzn. Bohater noszący imiona Wszystkich Narodowości, a więc Każdy/Everyman rodzi się na naszych oczach z niezwykłej animacji dłoni i stóp, ramion i łydek dwóch par aktorskich. Ten Każdy-Ktoś to również twór "na trzy czwarte". Obok nazwy "Teatr 3/4" stoi dosyć egzotyczne - nawet dla Polaka - uzupełnienie adresowe: "ZUSNO - 16-424 Filipów woj. suwalskie". "Dlaczego osiedliliśmy się na Suwalszczyźnie? - zwierza się Pan Krzysztof. - Myślę, że twórczość wymaga zdjęcia maski, za którą często chowamy się w naszej codzienności, wymaga prawdy, szczerości. Tutaj mamy taką ekologię psychiczną, dzięki której udaje się nam naprawdę cieszyć i naprawdę zasmucić".
I rzeczywiście, przywołując wspomniane przedstawienie, które już narobiło w świecie wiele szumu (Spektakl Tygodnia w styczniu 1995 w Chicago), historia opowiedziana poprzez nie wydaje się najprostsza i zwyczajna. A może dlatego tak wstrząsająca. Życie Jasia jest typowe: uczy się, błądzi, grzeszy, podnosi się z upadków, zwycięża i przegrywa, realizuje marzenia, zostaje kimś, tworzy... Jest typowy, bo powtarza ruchy, gesty, myśli... Jest sprawny i aktywny, zapobiegliwy, ale pusty. Dlatego też, kiedy się zestarzeje, świat całkowicie mu zobojętnieje. Ale i on dla świata będzie obojętny. Umrze w całkowitym zapomnieniu i izolacji.
Ta historia konformizmu jest dlatego tak wstrząsająca, że opowiedziana została językiem animacji rąk i nóg. Młodzi aktorzy: Edyta Łukaszewicz, Monika Filipowicz, Marta Rau, Darek Jakubaszek, Bohdan R. Rau, Roman Wołosik (wymieniam całą szóstkę, która przewinęła się przez spektakl), którzy pracują w Teatrze 3/4 już rok czwarty, poznawali tę bardzo trudną i wymagającą prawdziwej ekwilibrystyki technikę jeszcze na studiach w Białymstoku. Wtedy Rau, który wszystko w tym zawodzie umie, zaczął ze swoimi studentami "rzeźbić kształtami dłoni", by dzisiaj zadziwiać cały świat "partyturą na ręce i stopy". I tak, na przykład - by przywołać wrażenia amerykańskiego krytyka - "łącząc w szczególny sposób palce obu rąk, jeden z aktorów tworzy kształt oczu i ust i tak utworzoną twarz wsuwa w kołnierzyk czarnej koszuli. Przy pomocy ramion innego aktora wsuniętych w rękawy koszuli ukazuje się fantastyczna postać stworzona przez to połączenie. Kiedy postać ta kończy swą długą przemowę, dwie dłonie, które stanowiły twarz, raptownie rozłączają się i stają się ponownie dłońmi frenetycznie oklaskującymi właśnie wygłoszoną mowę" (Richard Christiansen w "Chicago Tribune" z 18 stycznia 1995).
My też klaszczemy głośno, świadomi, że w tej grupie, zaszytej w dalekiej wiosce północno-wschodnich rubieży, Rzeczpospolita Polska odnalazła swego wielkiego ambasadora. Ambasadora polskiej kultury, który deklaruje: "Nie musisz nas szukać, my przyjdziemy do Ciebie!". Warto pamiętać, że działalność tego Teatru, który działając w suwalskim mateczniku, przyjmuje na siebie misję wędrowania, inaugurowały "Wakacje Smoka Bonawentury" - bogate inscenizacyjnie widowisko muzyczne Macieja Wojtyszki i Jerzego Derfla. Było to 27 października 1992 roku, a Hanna Baltyn uświadamiała wyżej wymienionym: "tekst otrzymał taką oprawę i wykonanie, o jakiej autor może marzyć". W roku 1993 Teatr 3/4 zrealizował dwie premiery: "Szewczyka Dratewkę" dla dzieci młodszych i bożonarodzeniową Schillerowską "Pastorałkę". O tej przedświątecznej premierze Liliana Bardijewska napisała:
"Dzięki zderzeniu dwóch poetyk - misteryjnej i jarmarcznej Pastorałka K. Raua staje się spektaklem bardzo dynamicznym (...) o bardzo precyzyjnie wycieniowanych zmianach tempa i kolorytu".
"Gianni, Jan, Johan, John, Juan..." zdążył podbić Chicago, Edynburg i Dijon, a także nasze Kłodzko, bardzo wyrafinowane i grymaśne na "Zderzeniach". Rau i jego ludzie słowa dotrzymują: teatr się robi po to, by go pokazać i dotrzeć wszędzie. "To połączenie wydaje się idealne -stwierdza Monika Filipowicz. - Znakomity teatr, z którym będziemy wędrowali po różnych ważnych i wielkich miejscach w świecie i życie tutaj, w miejscu, którego gdyby nie było, należałoby je wymyślić".
Czyż nie słuszne jest samo zapytanie Sławomira Mrożka, który oglądnąwszy trzy inscenizacje "Miłości na Krymie": warszawską, krakowską i kielecką, na tę ostatnią zwrócił tylko uwagę:
"Kto wie, czy przemieszczanie się teatru ku prowincjom nie jest tylko jednym z symptomów sprawy ogólniejszej. Wciąż jeszcze modnie jest lekceważyć prowincję, ale jak powiedział ktoś (chyba Picasso, a on się na tym znał) modne jest zawsze to, co wychodzi z mody. Świat zmierza ku prowincjom i zdaje się, że lokalne wspólnoty, już nie metropolie, które stały się niemożliwe, będą jego przyszłością".
A poza tym - Teatr 3/4 z Zusna był prawdziwym Ewenementem Roku 1995. .