Artykuły

Kwartet zazdrości

W POCZĄTKACH bieżącego stulecia zjawiał się w dublińskim teatrze pewien młody, ubogo odziany student, który zamiast okazywać bilet wstępu, oświadczał: "jestem Joyce". Mniemał on, że fakt ten stanowi dostateczny tytuł do gratisowego wpuszczania go na widownię. Jeden z czołowych poetów literackiego odrodzenia Irlandii - William Yeats - mawiał o tym chłopcu: "Nigdy nie napotkałem tyle zarozumiałości u kogoś, kto miałby na swoim koncie mniej osiągnięć pozwalających ją usprawiedliwić." I rzeczywiście James Joyce w owych latach mógł poszczycić się zaledwie jednym esejem opublikowanym przez londyński "Fortnightly Review", jednym publicznym odczytem na uniwersytecie ("Dramat a życie") i głośno wypowiadanymi, krytycznymi sądami o uznanych wielkościach literatury irlandzkiej i obcej. Niezachwiana wiara w siebie, własny talent i pozycję miały znaleźć pokrycie w faktach dopiero znacznie później. Na razie, ku zgorszeniu i zabawie dublińczyków, młody człowiek dostarczał pożywki plotkom i rozrywki prowincjonalnej atmosferze miasta. W roku 1900 dwudziestoletni Joyce napisał swój pierwszy dramat "Wspaniała kariera". Dzieło odznaczało się bezmierną rozwlekłością nadmiarem postaci i niezbyt jasną akcją. A jednak, zdaniem niektórych krytyków, wróżyło autorowi "może nawet więcej niż talent". Mimo tego utwór nie doczekał się wystawienia. W pierwszych miesiącach Wielkiej Wojny, na przełomie 1914 i 1915 roku, Joyce, podejmując pracę nad dziełem swego życia - "Ulissesem", napisał "Wygnańców". Była to jego druga i ostatnia sztuka teatralna. Podobnie jak cała twórczość Joyce'a, również "Wygnańcy" powstali na podłożu autobiograficznych doświadczeń pisarza. Dramat stanowi odzwierciedlenie jego obsesyjnej zazdrości i podejrzeń jakimi obciążał stosunki łączące jego żonę - Norę Barnacle z bratem Stanisławem Joycem, młodym dziennikarzem włoskim - Robertem Prezioso oraz Vincentem Cosgravem. Wszystkie dowody, które zdołali wygrzebać uważni badacze życia Joyce'a i otaczających go osób, wskazują, że podejrzenia były bezpodstawne. Nora - kobieta prosta i uczciwa - darzyła niezmiennym uczuciem swego genialnego, lecz nieznośnego małżonka, dochowując mu przykładnej wierności. Kompleks zdrady podejrzliwość i uganianie się za urojonymi rywalami, stanowiły tylko jedną z kolejnych obsesji wielkiego Irlandczyka.

"Wygnańcy" wystawieni za życia autora na kilku scenach europejskich i amerykańskich, a wznowieni w latach 1959/60 - nie przynieśli ani za pierwszym, ani też za drugim razem sukcesu. Jeden z krytyków nowojorskich określił dramat, jako "trzy godziny gadania w jednym jedynym monotonnym tonie", a sprawozdawca "Die Welt" zatytułował swą recenzję z hanowerskiej premiery "Zła przysługa dla James'a Joyce'a". "Tylko niewielu krytyków i pisarzy oceniało ją bardziej pozytywnie - pisze o tej sztuce polski znawca Joyce'a Egon Naganowski - (m. in. sam Bernard Shaw) wszędzie szybko i wstydliwie schodziła z afisza. Joyce jako dramaturg poniósł klęskę".

Premiera "Wygnańców" w Teatrze Małym, mimo znakomitej obsady, potwierdziła osąd większości dawniejszej publiczności i krytyki. Dramat okazał się rozwlekły, dość pretensjonalny, nawet w sferze literackiej niekorzystnie odbiegając od wielkich wzorów powieściowych pisarza. Współczesnemu widzowi dość trudno przychodzi przełknąć takie zwroty jak np. "w duszy mam głęboką ranę wątpliwości" z kwestii Ryszarda Rowana. Kwartet zazdrości z wariacjami w wykonaniu Zofii Kucówny (Berta) Joanny Sobieskiej (Beatrycze Justice), Andrzeja Łapickiego (Ryszard Rowan) i Zdzisława Wardejna (Robert Hand) nazbyt przypominał repertuar salonowy romanse z wyższych sfer i całą tę, mocno przebrzmiałą już, literaturę. W niewdzięcznym tworzywie dramatycznym najlepiej czuł się Andrzej Łapicki (także reżyser spektaklu), który konsekwentnie zbudował postać wytwornego intelektualisty. Zofia Kucówna miała kilka znakomitych scen i chłodny dystans wobec kreowanej postaci. Zdzisław Wardejn zagrał na jednej, histerycznej nucie, a Joanna Sobieska przemknęła przez scenę wnosząc niepokój i posmak tajemniczości.

Wiem, że wyrażanie krytycznych sądów o jakimkolwiek dziele uznanych wielkości, jest u nas przyjmowane z oporem i traktowane jako nietakt rodzimego krytykanta. A przecież nie było przepadkiem, że Joyce po napisaniu "Wygnańców", przez 26 lat życia nie wpadł na pomysł dalszych eksperymentów dramaturgicznych.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji