Teatr konceptualny
Burzę medialną wywołało niedawno odwołanie prób "Drakuli", reżyserowanego przez Piotra Siekluckiego w Teatrze im. Żeromskiego w Kielcach. Poszło o scenariusz, zdaniem dyrekcji zbyt niesmaczny i nastawiony na wywołanie łatwego skandalu - pisze Paweł Sztarbowski w felietonie dla e-teatru.
No tak to już jest, że te wszystkie de Sady, Lautreamonty smaku nie miały za grosz i jeszcze to nieszczęście, że nie daje im się zniknąć w mrokach zapomnienia, ale co chwila znajduje się jakis intelektualista lub artysta, który wmawia innym, że to są bardzo inspirujące idee. Dlatego bardzo zdziwilo mnie zamieszczenie na stronie Teatru całości scenariusza, z domyślnym komentarzem dla łaknących tego typu lektury, by wyobrazili sobie jak zły i zupełnie nierokujący artystycznie spektakl mógłby z takiego scenariusza powstać.
Wczoraj dotarła do mnie natomiast plotka, że w jednym z większych polskich teatrów aktorzy pozbyli się reżyserki, bo nie odpowiadał im zaproponowany przez nią scenariusz, a dyrektor żądanie aktorów spełnił. Nie wiem niestety, czy tym razem też poszło o poczucie smaku, czy o poczucia innej maści. Nie wiem też, czy i tym razem są plany publikacji scenariusza, bo jeśli tak, to możnaby mówić o jakimś nowym nurcie teatru konceptualnego.
Nie chcę jednak podejmować tematu słuszności tego rodzaju decyzji dyrektorskich, bo obie sprawy znam zbyt słabo i domyślam się, że nie są to nigdy decyzje łatwe. Ale z pewnością są świadectwem tego, jak konwencjonalnie wciąż myślimy o teatrze i jak wielkie jest przywiązanie aktorów i dyrektorów do tekstu dramatycznego, który niby determinować ma wszelkie działania na scenie i traktować go należy jak partyturę gotowego dzieła.
Ameryki tu nie odkryję, jeśli dodam, że z marnych tekstów powstają często spektakle wybitne, a z arcydzieł literatury płody sceniczne nędznego kalibru. Na początkowym etapie prób czasem trudno to ocenić.