Artykuły

Zdrowy uśmiech

Teatr nie zawsze musi poruszać ważne problemy, wstrząsać naszymi sumieniami i ukazywać skomplikowaną ludzką naturę. Czasami może bawić

"Prywatna klinika" to zabawna historia pewnej młodej kobiety, która jest na utrzymaniu dwóch kochanków. Ci oczywiście nic o sobie nie wiedzą, a Harriet robi wszystko, by tak pozostało. Sytuacja jednak nieoczekiwanie się komplikuje i któregoś wieczora w jej mieszkaniu znajdują się nie tylko obaj panowie, ale także ich żony oraz zaprzyjaźnione, chwilowo skłócone małżeństwo. To dość nieprawdopodobne, ale tajemnicę udaje się zachować.

Sztuka obfituje w zabawne sytuacje, niezwykłe zwroty akcji, dowcipny język, kilka gagów - czyli we wszystko to, co dobra farsa mieć powinna i co ułatwia osiągnięcie scenicznego sukcesu.

Akcja rozgrywa się w jednym miejscu - mieszkaniu Harriet. Całe zadanie scenografa polega więc na urządzeniu tego mieszkania. Na scenie widzimy tonącą w falbankach i różu sypialnię oraz niebiesko-złoty salon. I to będzie tło dla kolejnych spotkań i miłosnych uniesień.

Wystawienie farsy w taki sposób, aby była zabawna, jest wyzwaniem. Szczególnie dla aktorów. Do tego konieczne jest komediowe zacięcie, bez którego postaci pozostają bezbarwne, a sytuacje całkowicie nieśmieszne. W sosnowieckim przedstawieniu talentem komediowym wykazał się przede wszystkim Wojciech Leśniak, który bardzo swobodnie i z dużym wdziękiem wcielił się w postać Gordona, hodowcę kur i handlowca w jednej osobie. Aktor umiejętnie "wygrał" emocje swojego bohatera i nadał mu wielowymiarowość - Gordon był człowiekiem z krwi i kości, który czasem się boi, czasem cierpi, a czasami bywa zagubiony. I - co najważniejsze - nie ma tu mowy o nachalnym udawaniu, a raczej o przemyślanym "podkolorowaniu" pewnych cech i zachowań w celu osiągnięcia odpowiedniego poziomu komizmu. Zresztą sosnowiecka realizacja w całości należała raczej do panów. Udało się im stworzyć ciekawsze i barwniejsze kreacje. Postaci kobiece wypadły przy nich nieco blado i - niestety - nie zawsze w pełni autentycznie.

W przypadku fars aktorzy często grają "pod publiczkę". Jednak dla bardziej wyrobionych widzów może to być nieco irytujące. Grzechu przesady nie uniknęli także sosnowieccy artyści, którym zdarzało się nieco szarżować i nadmiernie "ogrywać" sytuacje, które w bardziej powściągliwej formie byłyby równie zabawne. To już jednak niewdzięczne zadanie dla reżysera, by poskramiać takie eskapady i utrzymać aktorów w ryzach.

Nie będą zawiedzeni z pewnością ci, którzy wybiorą się na "Prywatną klinikę". To dwie godziny dobrej zabawy, spektakl jest bardzo dynamiczny (szczególnie jego druga część), całość jest zwarta, przejrzysta i konsekwentna, a relacje między bohaterami jasno określone. Krótko mówiąc, to sztuka przyjemna i nieskomplikowana. Po wyjściu z teatru człowiek czuje się zrelaksowany i odprężony. Czasami to także jest potrzebne.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji