Artykuły

Wiele Zachodu na nic

"Rzecz dzieje się współcześnie, prawdopodobnie w Chile, ale równie dobrze mo­że to być jakikolwiek inny kraj, który po długim, okre­sie dyktatury, zafundował sobie rządy demokratyczne" - tak określił miejsce akcji swojej sztuki "Śmierć i dziewczyna" Ariel Dorfman. Jej bohater, Gerardo Escobar, członek rządowej komisji ba­dającej przypadki łamania praw człowieka w okrasie reżimu, przyprowadza do swego domu poznanego przy­godnie mężczyznę. Paulina, żona Gerarda, rozpoznaje w gościu doktora Roberto Mi­randę, który przed 15 laty, kiedy była w więzieniu, torturował ją i gwałcił. Posta­nawia go osądzić. Oto treść sztuki, napisanej w formie politycznego thrillera i opar­tej na schemacie zamiany ról kata i ofiary, a także małżeńskiego - choć wyna­turzonego - trójkąta.

"Śmierć i dziewczyna" grana w kilkunastu krajach, jest przebojem West Endu i Broadwayu. I u nas powin­na stać się sensacją - choć­by dzięki gwiazdorskiej obsa­dzie: Krystyna Janda (Pau­lina), Wojciech Pszoniak (Ge­rardo), Jerzy Skolimowski (Miranda) - debiutuje on w teatrze jago aktor i reżyser.

Największym atutem i war­tością tego spektaklu jest rola Jandy. Aktorka daje wnikliwy obraz psychiki kobiety znisz­czonej ciągłą pamięcią kosz­maru. Z początku podpo­rządkowana mężowi, słaba i znerwicowana, później pora­ża siłą nienawiści, żądzą ze­msty, porusza potrzebą oczy­szczającej spowiedzi. Gra osobę, która - mimo okale­czenia - cały czas świado­ma jest swoich czynów.

Szkoda, że Janda nie znaj­duje godnych siebie partne­rów. Pszoniak, zamiast prze­konanego o randze swych działań polityka, gra śmiesz­nego, małego karierowicza z gębą pełną frazesów. Wy­daje się, że gdy odwodzi żo­nę od myśli o zemście, nie powoduje nim troska o spra­wy publiczne, lecz jedynie lęk o własną pozycję. Jeśli chodzi o Jerzego Skolimowskiego, to nie można tu mówić w ogóle o roli, a jedynie o ciekawostce teatralnej. Je­go zaś inwencja reżyserska ujawnia się głównie we wpro­wadzeniu do spektaklu sce­ny obrotowej. Być może w zamyśle inscenizatora miała ona pomóc w stworzeniu czegoś w rodzaju filmowego montażu w budowaniu rytmu spektaklu. Niestety, obracają­cy się powoli i zgrzytliwie mechanizm: czyni spektakl cięższym, a chwilami wręcz przeszkadza w śledzeniu dramatycznych zwrotów akcji.

Tekst Dorfmana to dobrze napisana i skonstruowana sztuka (w znakomitym tłu­maczeniu Małgorzały Semil ukaże się w 10 numerze "Dialogu"). Gdy jednak postaci Pauliny i Gerarda nie są na scenie - aby tak rzec - równowartościowe, ginie gdzieś podstawowe starcie racji, konflikt między legalizmem i praworządnością a samosą­dem. Dzięki tak znaczącej ro­li Jandy rodzi się za to spek­takl o krzywdzie, nieodwra­calnym okaleczeniu, nienawi­ści i zemści.

Wszystko to oczywiście: jest w dramacie Dorfmana, ale przede wszystkim przynosi on przecież wiele pytań tak isto­tnych dla nas dzisiaj, a w przedstawieniu nie ujawnio­nych. Jak w kraju, który wy­zwolił się właśnie od dyktat, mają współżyć prześla­dowcy i prześladowani: jak nie łamiąc prawa, zadośćuczy­nić zbrodniom: czy w imię spokoju zaniechać szukania prawdy i wreszcie - pisze autor w posłowiu do sztuki - "jak zmierzyć się z tymi pytaniami a jednocześnie nie burzyć zgody narodowej nieodzownej dla stabilnej demokracji".

Nie mamy w tej chwili wielu, a właściwie nie mamy żad­nej sztuki polskiej tak wnikliwie i bezpośrednio odnoszą­cej się do naszej rzeczywisto­ści, jak czyni to chilijski pi­sarz w swym dramacie. Być może szkoda więc tego tekstu na teatralne eksperymenty sprowadzonego z Zachodu znakomitego reżysera filmo­wego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji