Z drzewem do lasu
Pierwsza w tym sezonie premiera warszawskiego Teatru Studio poprzedzona była budzącą ciekawość zapowiedzią, że zostanie tam pokazany jeden z wielkich "hitów" Broadwayu. Do tego zapowiedziano reżyserię i aktorski debiut na scenie Jerzego Skolimowskiego oraz gościnny występ Krystyny Jandy i Wojtka (dawniej Wojciecha) Pszoniaka. Hitem okazała się sztuka Ariela Dorfmana: "Śmierć i dziewczyna". A reklama, jak to reklama, wydaje się nieco przesadzona. Sztuka Dorfmana idzie wciąż w dobrej obsadzie na Broadwayu i grana była w różnych krajach, ale nie zdobyła zbyt wielkiego rozgłosu. Najkrócej mówiąc, Dorfman zajmuje się w niej psychologicznymi i moralnymi aspektami terroru, stosunkiem pomiędzy katem i ofiarą, problemem winy i kary, a także seksualnymi aspektami tortur stosowanych nagminnie w Ameryce łacińskiej. Akcja rozgrywa się po obaleniu totalitarnej dyktatury, w momencie kiedy rozpatrywana jest sprawa odpowiedzialności za zbrodnie. Przypomina to "lustrację", a więc temat u nas niezwykle na czasie. Mamy tu adwokata ze zwycięskiej opozycji (Wojciech Pszoniak), który przygotowuje ustawę "lustracyjną", jego żonę (Krystyna Janda) - ofiarę tortur, i kata - lekarza, który współpracował z policją (Jerzy Skolimowski).
Sztuki na podobne tematy, rozgrywające się również w Ameryce Południowej, pisywał w latach siedemdziesiątych Ireneusz Iredyński, i były to sztuki nie gorsze niż "Śmierć i dziewczyna", choć żadnej z nich nie zagrano nawet na off off Broadwayu. Mimo poważnej problematyki i drastycznej treści, fabuła jest banalna, a sytuacja dość sztuczna. Gwiazdorska obsada i pomysłowa, ale powierzchowna reżyseria Jerzego Skolimowskiego, nie wystarczają, aby zapowiadany "hit" stał się dobrym przedstawieniem. Wiadomo, że na Broadwayu grywa się poza musicalami, także dobre i bardzo wybitne sztuki, a wiele spośród nich, choć z opóźnieniem, wystawiano również w Polsce. Jednakże sporo pozycji z tamtejszego repertuaru nie może budzić entuzjazmu. Niechże wreszcie Broadway przestanie być dla nas fałszywym mitem. Takich musicali jak Amerykanie na pewno długo nie będziemy robić, ale sezony warszawskich teatrów dramatycznych bardzo często są o wiele ciekawsze niż nowojorskie. Podobnie jak przygoda "Metra", które z Pałacu Kultury zawędrowało na Broadway, tak i wystawienie w Pałacu Kultury "Śmierci i dziewczyny" przypomina wyprawy z drzewem do lasu.