Artykuły

Gada, a nie nudzi

Przez bite trzy godziny na scenie "stoi łysy i gada". Ostatni Mohikanie polskiego kabaretu wiedzą, że jest to idealny przepis na klapę albo telewizyjny program publicystyczny. Żaden tam gwoźdź programu, tylko właśnie gwóźdź do trumny. A przecież łysy nie nudzi widza. Nie doprowadza go do konwulsyjnego ataku ziewania. Bo w roli łysego występuje Stanisław Tym.

W "Kawałku szczęścia '95" jest człowiekiem orkiestrą. Konferansjerem, autorem tekstów, ich wykonawcą. Sympatię publiczności potrafi zaskarbić sobie już od początku. Kokieteryjne podziękowania za niespotykane dotychczas brawa i ponowne wejście na scenę powodują jeszcze większe oklaski. I tak jest do końca. Ale "schlebiając" sobie, mistrz sztuki estradowej pamięta też o ukłonie w stronę publiczności. Angażuje jej uwagę zapowiadając żart-test, który ma sprawdzić inteligencję widzów. Zdecydować o wersji programu, jaki zobaczą. Nie tworzy jednak atmosfery snobizmu. Pokpiwa z niej przy okazji przysięgi na kodeks Boziewicza, w której delegat publiczności zobowiązuje się, że żart-test nie wyjdzie poza salę. Nie tylko z obawy o przyszłą frekwencję i skuteczność badania reakcji widzów. Kodeks honorowy Boziewicza to przecież kabaretowy samograj. Dla Polaków żyjących w czasach, które odmierza Warszawski Indeks Giełdowy, lepszego kawału niż pytanie o długość szpady wymyślić nie można. Tak jak lepszych nagród od akcji Żywca i Wedla. Czyli piwa i bombonierki.

W "Kawałku szczęścia '95" to jedyne rekwizyty. Na scenie, której przestrzeń ogranicza do szerokości rampy czarna aksamitna kotara znajdują się jeszcze tylko stolik ze szklanką wody, krzesło, z którego przemówi do nas komentator sportowy i czerwony ręcznik. W parodii przemówienia "towarzysza sekretarza" zamieni się na chwilę w plenumowe podium. Większość monologów Tym odgrywa już "tylko" komicznymi minami, w dialogach obdzielając własną osobą i ulegającym metamorfozom głosem - postaci sklerotycznych staruszków, nadętych polityków i przemądrzałych dziennikarzy.

Ale choć na trzygodzinny show składa się wiele połączonych konferansjerką skeczy, "Kawałek szczęścia" nie jest zwykłym kabaretowym programem. Może przesadza jego bohater, gdy mówi, że to spektakl i teatr, choć do tej przesady daje mu z pewnością prawo wspaniała aktorska rola. Wydaje się jednak, że Tymowi, którego sceniczna osobowość kształtowała się na deskach Studenckiego Teatru Satyryków, najbardziej odpowiada rola znacznie poważniejsza - ironicznego, ale przejętego obywatelską postawą rzecznika prasowego statystycznego Polaka-szaraka. Bo bez względu na to, czy jest to felieton, telewizja czy teatr, Tym obnażając paranoję językowych wynaturzeń, broni nas przed absurdami rzeczywistości i decyzjami polityków. Tym-językoznawca gada, a nie nudzi. A to wielka sztuka.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji