Artykuły

"Moja ojczyzna jak sztandaru strzęp"

"Mickiewicz. Dziady. Performance" w reż. Pawła Wodzińskiego z Teatru Polskiego w Bydgoszczy na XXXII Warszawskich Spotkaniach Teatralnych. Pisze Hanna Samson w blogu samson.blox.pl.

Zamachnąć się na "Dziady"? Odważne. Nawet udział w charakterze widza wymaga odwagi, strach się śmiać z tego, co na naszych oczach okazuje się śmieszne, bo to jak szargać narodowe świętości. Większość twarzy na sali ma wyraz nieprzenikniony, każda reakcja zdaje się być nie na miejscu. Z mojego spektaklu jeden pan wyszedł w imię protestu przeciwko upadkowi Warszawskich Spotkań Teatralnych. Niesłusznie wyszedł. Nie chcę pisać, że to spektakl, który wszyscy powinniśmy zobaczyć, ale jednak trochę tak myślę.

Zacznę od początku, choć spektakl ten doczekał się tylu recenzji, że nie będę opowiadać o tym, co już wszyscy wiedzą, że namioty, że czasy współczesne, że dziady posmoleńskie, że bieda ludzka, wykluczeni, rozczarowani bezdusznością świata bez wartości, agresywni i wściekli, gotowi mścić się na panach, od których doznali krzywd i ciągle doznają, więc cierpią i zadają cierpienie. W tym tłumie czuje się pogardę i do duchów, które się pojawiają, i do reszty świata. Już samo to jest obrazoburcze i niełatwe do przyjęcia.

A tu jeszcze co jakiś czas słyszymy głosy cudzoziemców, którzy w minionych wiekach odwiedzali Polskę i widzieli w niej biedę, brud, tępotę, duchowe poddaństwo, zapóźnienie cywilizacyjne i nie ma tu ani jednego dobrego słowa. Heine, Wolter, Fryderyk II mówią o Polsce obraźliwie i z pogardą, tego nie da się słuchać, chcę zaprotestować, no jak tak można, przyjechać tutaj w gości i nic dobrego nie widzieć, tylko jakieś szkarady. Chcę zerwać się z krzesła i bronić Ojczyzny przed niesprawiedliwością, przed jawną zniewagą, lecz coś mnie powstrzymuje. Może to, że w tych głosach cudzoziemców, którzy patrzą na nas jak na Innego, pobrzmiewają jakieś znajome tony, czy nie tak patrzymy na ludzi, którzy są przekonani, że "Tylko pod krzyżem, tylko pod tym znakiem, Polska jest Polską, a Polak Polakiem"? Wspólnym mianownikiem wydaje się tu być pogarda. Rzadko używam tego słowa, jest jakieś niedzisiejsze, lecz podczas tego spektaklu wraca do mnie z całą mocą, atakuje od początku do końca.

Jak to możliwe, że tak można nas widzieć? No przecież nie nas wszystkich, chętnie się odcinam, proszę spojrzeć, jacy jesteśmy cywilizowani i europejscy. I wtedy, gdy w myślach szykuję naszą obronę, Konrad wygłasza Wielką Improwizację. Konrad jakby wybrany w castingu na antykonrada, zabawna postać drobnego chłopaczka, któremu się wydaje, że ho, ho, sięga pana Boga i gdy stwierdza, że czuje nieśmiertelność, nie sposób się nie śmiać i widzowie nieśmiało się śmieją, choć przecież dobrze wiemy, że nie wypada. Wystarczyło uwolnić Wielką Improwizację od narodowego patosu, by nie dało się nie zobaczyć jej śmieszności, to groteska, którą można pokrywać powagą i wzruszeniem, ale po co? Czy nie lepiej zobaczyć, co w niej jest? Żądza władzy, potrzeba wielkości, oderwanie od rzeczywistości, przekonanie, że wiem lepiej niż inni i lepiej niż sam Pan Bóg.

I myślę, że od dawna wiemy to o sobie. Z jednej strony czujemy się mali i upodleni, gotowi mścić się za swoje krzywdy, a z drugiej - jesteśmy niezwykli, wybrani, najwspanialsi. A właściwie to kim my jesteśmy?

Ten spektakl daje szansę na poszukiwanie, rozwala nasze mity, między którymi telepiemy się, nie mogąc znaleźć własnego miejsca. Na ich gruzach możemy zacząć budować od nowa. Bo w tej przestrzeni podzielonej barierkami, w tych światach równoległych budować się nie da.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji