Artykuły

Fałszywe montaże

"Jak być kochaną" w reż. Weroniki Szczawińskiej z Bałtyckiego Teatru Dramatycznego w Koszalinie na XXXII Warszawskich Spotkaniach Teatralnych. Pisze Szymon Spichalski w serwisie Teatr dla Was.

Koszalińskie przedstawienie Weroniki Szczawińskiej bawi się ludzką pamięcią. Rozbija klisze wspomnień, które przywołuje w myślach lecąca samolotem Pani Fatalna (Natascha Aleksandrowitsch). Według twórców spektaklu nie jest ona już tą samą kobietą, jaką była, grając Ofelię. Reżyserka rozbija narracje Brandysa i Hasa, szukając nowych dróg konstruowania tożsamości przez bohaterów.

Sceny znane choćby z filmowego "Jak być kochaną" znajdują odbicie w nowych aranżacjach. Pani Fatalna przerzuca własną osobowość na Felicję (Aleksandra Padzikowska). Towarzyszą im trzej mężczyźni. Pan Kochany (Piotr Wawer Jr) to po prostu Wiktor Rawicz. Pan Niebezpieczny (Artur Paczesny) jest Niemcem, który poznał aktorkę w jej mieszkaniu podczas przeszukiwania. Zaś Pan Bezpieczny (Jacek Zdrojewski) to wcielenie Tomasza z baru artystycznego, ale także i Petersa. Przytknięte łatki nie pozwalają na wyjście z raz przypisanej roli życiowej. Spektakl próbuje zatrzeć te granice. Rekonstruuje poszczególne sceny i przestawia ich porządek. Znaczną jego część stanowią natomiast zabawy dźwiękiem.

Retrospekcja zdarzenia ze spoliczkowaniem volksdeutscha wywołuje sprzeciw Felicji, która ,,przewija" je do tyłu. Aktorzy niczym na taśmie filmowej powielają swoje gesty, tym razem w odwróconej kolejności. Rozczłonkowanie opowieści równa się rozbiciu języka. Przedstawienie rozpoczyna się od nałożenia przez wykonawców słuchawek i powtarzaniu różnych wariacji z partykułą ,,nie". Sekwencja gwałtu polega na spuszczeniu spodni przez dwóch mężczyzn i przerzucaniu z rąk do rąk Felicji. Wiktor popełnia samobójstwo, przerzucając swoje ciało przez białą ramę. Robi to zresztą niechętnie, na wyraźne polecenie zakochanej w nim kobiety. Dialogi z tekstu opowiadania i scenariusza są repetowane, naginane lub dopisywane. Scenografia nosi elementy parkietu z restauracji, ścian z mieszkania Felicji, żwirowego bruku, na jaki spadł Rawicz. Duże drzwi stają się zaledwie częścią tego śmietnika. Wejście i wyjście ze sceny jest wszędzie. Pozwala to na dużą swobodę w konstruowaniu scen, ale jednocześnie wprowadza chaos. Skoro więc główna bohaterka wspominała w myślach o ,,kangurach w Ottawie", pojawia się kostium zwierzęcia. Nie spełnia jednak ważniejszej funkcji. Pozostałe stroje zdają się być oparte na stereotypowych i utartych wyobrażeniach na temat ówczesnych realiów. Chociaż już przebrania Padzikowskiej i Aleksandrowitsch mają wiele wspólnych elementów, szczególnie w zakresie barw.

Gra na kieliszkach wprowadza znane motywy muzyczne. Aktorzy śpiewają lub tylko nucą ,,Tę ostatnią niedzielę", ,,Rozkwitały pąki białych róż", ,,Czerwone maki na Monte Cassino", ,,Pamiętasz, była jesień". Twórcy są nieufni wobec znanej powszechnie poetyki filmu Hasa, ale są od niej de facto uzależnieni. Spektakl Szczawińskiej jest ciekawą, interesującą zabawą konwencją. Ale niczym więcej. Nic bowiem z niego nie wynika. Nie pokazuje niuansów konstruowania tożsamości, co z takiego pomysłu mogłoby się ukształtować. Pozwala sobie na wejście w interakcję z pierwowzorem, ale nie przekracza go. Bynajmniej, dekonstrukcja nie tworzy tutaj niczego, co byłoby nowe albo zapadające w pamięć. Techniczne przygotowanie aktorów pozwala im na spełnienie oczekiwań reżyserki i dynamizację spektaklu. Tylko że paniom udaje się ze swoich ról wyciągnąć coś więcej, nawet jeśli jest to co najwyżej pastisz gry Krafftówny. Panowie bowiem zanadto ukrywają emocje. Twarz Piotra Wawera pozbawiona jest mimiki. Znieczula to jego kwestie do tego stopnia, że trudno o znalezienie w nich powiązania z postacią.

,,Jak być kochaną" powiela grzechy przedstawień opartych na analizie konstrukcji. Nie da się całkowicie na zimno opowiadać o sylwetkach ludzkich. Gra z formą sprawia, że teatr traci nagle swój konkret, popadając w abstrakcję. Co bowiem mówi nam Szczawińska? Że jesteśmy kreowani przez szablony? Że świadomie nakładamy na naszą percepcję ograniczenia? Skoro świadomie, to spektakl nie staje się niczym innym, jak eksperymentem, zaaranżowanym ,,sobie a muzom".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji