Kto się boi "Dziadów"?
Mocne zakończenie arcypolskiego sezonu w Teatrze im. Wilama Horzycy
Przyznam, że buntuję się, gdy w zapowiedziach przed premierą słyszę o konieczności odkurzenia Mickiewiczowskich "Dziadów". Ale może należę do ostatniego z pokoleń, dla których to tekst niezakurzony?
Cieszę się, że mimo tych oporów dałam się przekonać nowej inscenizacji w Teatrze Horzycy.
Pięciu mężczyzn siedzi na krzesłach w rządku. Trzymają butelki z wodą. Piją, trącając się nimi - wszak "jutro jest Narodzenie Boże". Cela Konrada zamieniona w... ławkę przed sklepem z serialu "Ranczo"? A może jednak więzienie? Nie ma potrzeby zastanawiać się, gdzie ta ławka stoi. Wszak reżyser zapowiadał, że chodzi o wewnętrzne ograniczenia, stworzone z kompleksów i niespełnionych pragnień.
To kompleksy odziedziczone po przodkach. Zapewne to sugeruje dochodzące z głośnika wprowadzenie autorstwa Mickiewicza w treść trzeciej części "Dziadów", które przybliża okoliczności uwięzienia filomatów w Wilnie. Czemuż innemu służyłoby w ahistorycznej z założenia inscenizacji?
Głos zza sceny milknie. Pięciu na ławce mówi o wolności i niewoli słowami Frejenda, Żegoty, księdza Lwowicza, Konrada... Aż jeden z nich zaczyna rapować: "Nie uwierzę, że nam sprzyja Jezus Maryja". Obrywa za te obrazoburcze słowa.
A przecież za chwilę zabrzmi kolejna "pieśń szatańska". Rozpisaną na pięć głosów "Wielką Improwizację" intonuje Tomasz Mycan. Wychodzi z teatru i "przenosi się" na ekran. Improwizacji słuchamy z ekranu. Ten, który rozpoczął (artysta?) mówi przemierzając ulice miasta. Tekst podchwytują kolejni: sportowiec w barwach narodowych, grany przez Łukasza Ignasińskiego, kapłan w papieskiej bieli (Jarosław Felczykowski), polityk przy biurku (Paweł Tchórzelski), bogacz w limuzynie (Radosław Garncarek). Każdy na swój sposób syci się swoją potęgą i przekonuje, że to on jest milijon. By na koniec skapitulować wobec kruchości tego, czym w istocie jest - "iskrą tylko, jedną chwilką".
Pożegnawszy się ze snem o boskiej mocy, więźniowie upajają się tą ziemską. Oglądamy fragmenty "Balu u senatora". Prześmiewcze u Mickiewicza, tu jeszcze bardziej groteskowe. Cynicy i manipulanci tańczą w takt "Pożegnania ojczyzny" Ogińskiego. Za chwilę tę swoją ziemską moc pokażą torturując człowieka. A potem słowami z czwartej części "Dziadów" rozważać będą, czy świat jest bez duszy...
Klarownie to i mądrze dobrane wyimki z "Dziadów", ciekawie rozpisane na głosy. A co najważniejsze, bez próby doraźnego aktualizowania, dzięki czemu pozostały wielkim tekstem o snach o potędze, nie tylko tej narodowej, poszukiwaniach Boga i próbach zwycięstwa nad znikomością "jednej chwilki".