Artykuły

Nie wystarczy kiwnąć palcem

"Słomkowy kapelusz" w reż. Piotra Cieplaka w Teatrze Powszechnym w Warszawie. Pisze Temida Stankiewicz-Podhorecka w Naszym Dzienniku.

Wydawałoby się, że niełatwo dziś rozśmieszyć widza, zwłaszcza polskiego, kiedy rzeczywistość pozateatralna nie sprzyja takim klimatom. Wydawałoby się też, że nasze wymagania wobec prezentowanego na scenie tekstu, który ma nas rozśmieszyć, są obecnie większe, choćby z uwagi na dostęp do rozmaitych dzieł i dziełek przez telewizję czy internet.

Tymczasem okazuje się, że owe telewizyjne dziełka typu - na przykład - "Kiepscy" tworzą u widza swoiste poczucie humoru (by nie rzec odmóżdżające) na tzw. parterowym poziomie, formując takież potrzeby "intelektualne" i gusta estetyczne. W takich sytuacjach kiedy - według mnie - na scenie mamy do czynienia z żenującym intelektem i nudą, a obok na fotelu ktoś się zaśmiewa, uderzając przy tym raz po raz rękami po kolanach dla pełnego wyrażenia swojego nastroju, mam wrażenie, że oto świat Kiepskich wkroczył frontalnie do teatru. Na szczęście nie rozgości się w nim na dobre - taką mam przynajmniej nadzieję.

Te i inne refleksje nachodzą mnie zawsze przy okazji oglądania fars (choć nie tylko fars), za którymi - mówiąc krótko - nie przepadam. Oczywiście, farsa farsie nierówna. Są klasyki gatunku, które przetrwały lata i ciągle pozostają w repertuarach teatrów, grane są na scenach właściwie całego świata, jak na przykład "Słomkowy kapelusz" Eugene'a Labiche'a, który obejrzałam niedawno w Teatrze Powszechnym. I pomyśleć, że za tę właśnie farsę jej autor otrzymał członkostwo Akademii Francuskiej.

W warstwie fabularnej nie ma tu nic nadzwyczajnego, banał nad banały. Oto podczas porannej przejażdżki konnej młodego paryżanina jego koń zjada słomkowy kapelusz pewnej pani romansującej z pewnym panem. W tej sytuacji młodzieniec jest zmuszony odkupić owej pani taki sam kapelusz. A to okazuje się niełatwe. Rozpoczynają się zatem rozmaite perturbacje, qui pro quo etc.

Aby dziś wystawiać "Słomkowy kapelusz", trzeba znaleźć nie tylko powód, ale i mieć pomysł, jak to zrobić. Reżyser najnowszej inscenizacji tej farsy, Piotr Cieplak, postanowił potraktować rzecz pastiszowo i postawić na tzw. zabawę formą, gdzie treść pełni rolę drugorzędną. Żeby zaś bawić widza formą, trzeba i błyskotliwości reżysera, i znakomitego wykonania aktorskiego.

Zespół Teatru Powszechnego mimo uszczupleń ciągle jeszcze należy do aktorskiej czołówki wśród naszych scen. Toteż sformowanie obsady nie stanowiło tu żadnego problemu. W spektaklu biorą udział znakomici aktorzy, tyle że reżyser chyba nie do końca wiedział, w jakim kierunku ma ich prowadzić i jaki cel ma tej "podróży" przyświecać. Bo próba wywoływania śmiechu u widza na skutek przysłowiowego kiwnięcia palcem przez aktora - a tak w skrócie można określić ową zabawę formą zaproponowaną przez Cieplaka - nie przystoi, zarówno jeśli idzie o szacunek dla widza, jak i aktora.

Na zdjęciu: scena ze "Słomkowego kapelusza".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji