Artykuły

Zdjęcia naszego świata

- Teatr musi otwierać oczy na świat. A rzeczywistość "Polaroidów" jest jego częścią -mówi reżyser premiery w Teatrze Jaracza

Leszek Karczewski: Czy "Polaroidy" dotykają tabu?

Andrzej Majczak, reżyser: Zmienia się wrażliwość moralna i społeczne przyzwolenie na dosadność. Zbiorowa świadomość powoli asymiluje tematy, które początkowo wydają się dewiacyjne. To trywialne - ale dla każdej kolejnej generacji rzeczy uznawane za niestosowne przez pokolenie rodziców stają się śmieszne. Przy okazji pierwszej inscenizacji "Shopping and fucking" Marka Ravenhilla jednemu z młodych aktorów postawiono ultimatum: albo jest studentem i rezygnuje z udziału w sztuce, albo zostanie wyrzucony. Wówczas uległ presji. Dziś taki szantaż byłby niemożliwy. Dzięki pracom Grzegorza Jarzyny czy Krzysztofa Warlikowskiego wzrosła ranga dramaturgii "nowych brutalistów". Znamienne, że Teatr Jaracza sięga po te teksty nie po to, by w atmosferze skandalu zdejmować je potem z afisza. A Pan sięga, ponieważ...

- ...język Ravenhilla świetnie opisuje naszą rzeczywistość. Za pomocą dialogów, które brzmią jak z ulicy, i estetyki zakorzenionej w realności. "Polaroidy" to próba opisu rzeczywistości z perspektywy człowieka nieobecnego w czasie 15-letnich przemian społecznych. Polska dwie dekady temu znajdowała się w "szczytowym punkcie depresji" gospodarczej. Ten okres niezwykle kontrastuje z dniem obecnym. Warto zwrócić uwagę, jak opis Ravenhilla (z perspektywy Londynu) pasuje do naszej rzeczywistości - należy tylko "odwrócić kierunki". Na tych, którzy w Anglii walczyli z kapitalizmem, należy spojrzeć jak na naszych antykomunistów... I wszystko zaczyna się zgadzać.

- Bohater polaroidów" Nick jest intelektualistą, zdegenerowanym przez 15 lat spędzonych za kratkami - za próbę zreformowania rzeczywistości zgodnie ze swoimi ideałami. Próbuje od nowa odnaleźć się w świecie, który zdążył obrócić się do góry nogami. Dawna towarzyszka walki stała się konformistką, jest radną, będzie panią poseł; gość obwołany wówczas świnią dziś jest poważanym obywatelem. Ludzie przyzwyczaili się, że skoro zło nie jest karane, to trzeba sobie samemu radzić, niekoniecznie etycznie. Druga warstwa tekstu to próba opisu tej współczesności przez pokolenie dwudziestokilkulatków, nieobciążonych przeszłością, którzy wiedzą, że świata nie zmienią, więc dążą do samorealizacji. Pęd do kariery ustępuje miejsca "Mc pracy", hedonistycznemu nastawieniu do życia. A ono jest krótkie i niewarte autodestrukcji w pędzie do pieniędzy. Tancerka go-go i dwóch gejów chcą być po prostu szczęśliwi. Spełnienia szukają w narkotykach, alkoholu, w "niemoralnej" próbie samookreślenia swoich preferencji seksualnych: to ich przestrzeń wolności. A obok tego cały polaroidowy świat, pstrokaty jak kontrast brudnej ulicy z bajeczną rzeczywistością reklam. Podtytuł sztuki to "Kilka ostrych zdjęć"... A niebezpieczeństwo ekscytacji tą ostrością młodzieży, która może bezkarnie podglądać choćby sceny seksualne?

- To już pytanie o odbiór publiczny. Ale sporo współczesnych zjawisk w sztuce ma korzenie w niezależnych środowiskach łódzkich twórców, którzy mają tu swoją publiczność. Chciałbym, żeby ona zainteresowała się teatrem, do którego "klasyczności" odnosi się sceptycznie. Z kolei widzowie trzaskający z oburzenia drzwiami to dla artysty wręcz pochlebstwo. Choć może to świadczyć nie tylko źle o pruderii widza, lecz także o cienkim efekciarstwie spektaklu. A młodzież tłumiąca ciemne myśli? Zapraszam ją na przedstawienie. Teatr musi otwierać oczy na świat. Rzeczywistość "Polaroidów" jest jego częścią.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji