Artykuły

Zamknietęte w lustrze

Tyle radości w życiu tych kobiet, ile nadziei na radość. A nadzieje przyziemne - na to, że za­łoży się ten piękny płaszcz z wystawy, na wy­graną w totolotka, na modne spodnie za 200 zł. Tylko tyle można chcieć od życia?! A gdzie miejsce na uczucia, na miłość i przyjaźń. Gdy nie ma obok człowieka, zostają tylko rzeczy. I wewnętrzny lament nad pustka sa­motności. "Lament" Krzysztofa {#au#2926} Bizio{/#} nad 44-letnią bezrobotną matką, nad córką, która chce, bierze i nie daje, nad babcią, którą za­biło naiwne dzisiaj zaufanie do ludzi.

Paweł Szkotak, dyrektor Teatru Polskiego w Pozna­niu, reżyser najnowszego przedstawienia bydgoskiego teatru, wybrał sztukę K. Bizio, bowiem, jak tłumaczył, żaden inny polski dramat współczesny nie mówi o bez­robociu, na dodatek tak interesującym językiem. Młody dramaturg ze Szczecina, którego "Lament" mogliśmy już zobaczyć na ostatnim bydgoskim Festiwalu Prapre­mier (w reżyserii Tomasza Mana - Teatr Powszechny w Łodzi), wydobywa ten społeczny problem z wnętrza konkretnej osoby.

Zwolniona z pracy Justyna czuje się nikim - jest niepo­trzebna, upokorzona, sama. Mąż ją zdradza, córka nią gardzi. Jeszcze niedawno sumienna kierowniczka działu eksploatacji spółdzielni mieszkaniowej, teraz złodziejka. Kradnie płaszcz, żeby stworzyć siebie na nowo. Ale płaszcz tylko problem przykryje, w środku nic nie zmieni.

Niewypowiedziany wprost, a jednak przejmujący ból tej postaci to zasługa Teresy Kwiatkowskiej. Aktorka dała Justynie tyle różnorodnych emocji (duma, cyniczna złośliwość, rozgoryczenie, bezradność, wstyd, strach, poniżenie), ile trzeba, by zobaczyć na scenie nie tyle bezrobotną, co porzuconą kobietę. Jeszcze więcej natu­ralności przydała swej bohaterce Kazimiera Nogajów­na. Zofia w jej wykonaniu jest tym bardziej wiarygodna, im więcej naiwnej dobroci wkłada w nią aktorka. Za­strzeżenia można mieć do roli Anny. Córka Justyny ma w nosie obojętnych na jej problemy rodziców, ojciec jest zły, bo nie daje kasy, matka do niczego, bo wyrzucili ją z pracy, babcia do przyjęcia, bo ma mieszkanie. Nic nie jest ważne, tylko nowe spodnie. Zepsuta światem rze­czy, wyrachowana, zimna egoistka. Młoda aktorka (Ewa Szumska) próbuje pokazać jakąś wrażliwość, cierpienie dziewczyny, jednak dla takiego obrazu nie ma uzasadnienia ani w słowach, ani w czynach bohaterki. Mamy zatem trzy kobiety z trzech różnych pokoleń. Wszystkie tak samo ubrane (jakby były tą samą postacią), wszystkie w podobnej scenerii. Scenę z dwóch stron za­mykają lustra - nie ma wyjścia, nie ma ucieczki przed od­biciem własnego "ja". Matka, córka i babcia nie stykają się ze sobą, bo i w życiu są od siebie daleko. Każda wy­głasza swój wewnętrzy monolog. I każdej towarzyszy Ona - postać wprowadzona przez reżysera. Coś w ro­dzaju alter ego każdej z kobiet, ale jej rola nie do końca jest jasna. Zwykle wygłasza krótkie kwestie, "wyjęte" z monologu bohaterek. Daje to wrażenie dialogu, rozbi­ja monotonną strukturę dramaturgiczną, ale czy tylko o techniczny zabieg tu chodzi? Ona zwykle odkrywa, podkreśla czy sugeruje to, co złe w życiu kobiet. Tylko czy przez to mówi nam coś więcej o nich samych? Czy pokazuje jakieś sprzeczności? Czy podkreśla emocje, tworzy nastrój? Ona grana przez Barbarę Krasińską ist­nieje na scenie bez czytelnego usprawiedliwienia. To, co w zamyśle reżyserskim miało spektakl wbogacić i ożywić, jest, w moim odczuciu, niepotrzebną komplikacją.

Bizio powiedział z jednym z wywiadów, że nie obra­ża się na różne, czasami zaskakujące go interpretacje reżyserskie. Nie wybacza tylko jednego: pracy bez po­mysłu i zaangażowania, robienia współczesnej drama­turgii na zimno. Szkotakowi na pewno nie można od­mówić zaangażowania, co do oryginalnych pomysłów w "Lamencie" można mieć jednak wątpliwości.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji