Artykuły

Husiu, husiu, czyli teatralne safari w Ikei

"Afrykańska przygoda" w reż. Marioli Fajak-Słomińskiej i Janusza Słomińskiego we Wrocławskim Teatrze Lalek. Pisze Magda Piekarska w Gazecie Wyborczej - Wrocław.

Wrocławski Teatr Lalek ma propozycję dla najmłodszej publiczności. I na tym wyczerpują się zalety "Afrykańskiej przygody". Bo inicjacja w teatr, jaką zaserwowali małym widzom jej twórcy, niewiele ma wspólnego ze sztuką. Więcej z estetyką podpatrzoną w Ikei i u producentów chińskich zabawek.

To smutny paradoks, że w czasach renesansu polskiej ilustracji dziecięcej w teatrze małych widzów karmi się tak kiczowatą estetyką. Paradoks podwójny, bo wszystko odbywa się na scenie, która swoją publiczność, bez względu na wiek, zawsze traktowała poważnie, nigdy nie zakładając, że małemu człowiekowi w kontakcie ze sztuką potrzebne są protezy pośledniejszego gatunku.

"Afrykańska przygoda" w reżyserii Marioli Fajak-Slomińskiej i Janusza Słomińskiego to rodzaj teatralnego formatu - spektakle w identycznej plastycznej formie były wcześniej grane w Szczecinie i Gdańsku. W opowieści o sennej przygodzie Adasia (rodzicom maluchów ta postać skojarzy się z enerdowską lalką, przedmiotem pożądania dziewczynek w latach 80.), który trafia do bajkowej Afryki, zwierzęta przypominają tanie zabawki z pluszu o oczach koników pony - wielkich, z wyraźnymi rzęsami. A scenografia wygląda wypisz wymaluj jak aranżacja dziecięcego pokoju z Ikei. Jedyną zaletą plastycznych pomysłów Jolanty Brejdak są metamorfozy, którym ulega świat na naszych oczach - kolorowa piłka zamienia się w słonia, samochód w hipopotama, a dwie skrzynie dzięki lustrom w pokrywach skrywają rafę koralową pełną barwnych rybek. Cała reszta to porcja truizmów na temat dziecięcej psychologii. Małe dzieci lubią zdecydowane kolory, opływowe kształty, miękkość w dotyku, przy-

ćmione światło. Nie lubią krzyku i głośnej muzyki, szybkich zmian akcji. To taka podstawowa wiedza, którą znają na pamięć producenci zabawek, kreskówek i projektanci mebli. Do tego twórcy spektaklu dołożyli kilka szkodliwych stereotypów. Że do dzieci nie można mówić normalnie, bo nas nie zrozumieją. Więc należy albo nie mówić wcale (części spektaklu towarzyszy wyłącznie muzyka, i to jest lepsze rozwiązanie), albo używać tak zwanego dziecięcego języka - przecież te wszystkie "husiu, husiu", "buju, buju" czy "hopla" wymyślili dorośli. I że teatr, zabierając maluchy na daleką wyprawę, nie powinien odchodzić zbyt daleko od świata, które oswoiły - stąd meblowanie sceny na podobieństwo pokoiku z katalogu i postaci, które przypominają produkty ze sklepu z zabawkami.

Do tej listy dziecięcych truizmów dodam kolejny - dzieci mają umysły chłonne jak gąbka. Nie byłoby dobrze, gdyby hasło "teatr" uruchamiało skojarzenie ze światem z "Afrykańskiej przygody". Można powiedzieć, że przesadzam. Przecież podczas premierowego spektaklu dziecięca publiczność była zachwycona. To fakt - spektakl hipnotyzował ją, jak hipnotyzują "Teletu-bisie" w telewizji, w zachwyt wprawiają tandetne zabawki i disnejopodobne ilustracje w dziecięcych książeczkach. Tyle że od ich producentów nie mogę wymagać niczego poza bezpieczeństwem wyrobu - resztę reguluje wolny rynek. W przypadku teatru jest inaczej. Tu oczekuję, że twórcy będą mieli świadomość zawieszonej wyżej poprzeczki i przełomu, jakim w życiu dziecka jest pierwsza wizyta w teatrze.

Pomysł, żeby odbyła się jak najwcześniej, do Polski przywędrował sześć lat temu, kiedy w Poznaniu odbyły się prezentacje włoskiej grupy La Baracca. Jednak o ile spektakle Włochów dają szansę na inicjację w świat sztuki, o tyle tutaj mamy do czynienia z tego świata namiastką.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji