Artykuły

"Komu biją weselne dzwony"

"Według Agafii" w reż. Agaty Dudy-Gracz w Teatrze im. Jaracza w Łodzi. Pisze Agata Tomasiewicz w serwisie Teatr dla Was.

Świat Agafii Tichonownej, w reżyserskiej interpretacji Agaty Dudy-Gracz, to świat ustanowiony na mocy kiczu i kultury masowej. W "Według Agafii" zrealizowanej na motywach "Ożenku" Nikołaja Gogola reżyserka Świat maksymalnie przejaskrawia postaci i konflikty. W pewnym stopniu myśl Gogola zostaje rozwinięta: sytuacja, w której na osoby niepozostające w związku małżeńskim wywiera się presję, nie przynosi niczego dobrego dla żadnej ze stron. U Gogola małżeństwo jest przede wszystkim furtką do podreperowania statusu materialnego. Obecnie instytucja małżeńska postrzegana jest głównie jako akt ostatecznego potwierdzenia wzajemnego uczucia, swoiste ukoronowanie związku. Tymczasem zarówno u Gogola, jak i Dudy- Gracz przygotowania do zawarcia ślubu przeradzają się w targowisko, na którym racje przyszłych małżonków zostają zakrzyczane przez otoczenie. Prawda stara jak świat: ludzie bezceremonialnie wchodzą z butami w prywatną sferę dwojga ludzi. Widocznie za parą nowożeńców musi ciągnąć się korowód intruzów.

Już sam początek sugeruje farsowy sznyt całości. Pierwsza scena jest trawestacją biblijnego stworzenia Adama i Ewy. Zamiast pramężczyzny i prakobiety przygotowanych do egzystencji w nienaruszonej harmonii, do życia zostaje powołanych dwoje zwyczajnych ludzi - z małym bonusem w postaci roli społecznej do odegrania. Stworzenie człowieka wiąże się więc z automatycznym przypisaniem pewnych etykiet - mężczyzna jest małżonkiem, zaś kobieta - panną. Panna - Agafia Tichonowna - przyciska do siebie pluszowego jednorożca. Kobieta nie przypomina dziewiczej, eterycznej istoty rodem z piętnastowiecznego cyklu tapiserii "Dama z jednorożcem". Zdecydowanie bliżej jej do Joli Rutowicz z nieodrodnym różowym pluszakiem. Reżyserka nie będzie zapuszczała sondy w odległe sfery symboli i archetypów. Uniwersum Agafii, począwszy od samego aktu stworzenia, będzie modelowane za pomocą popkulturowych wyobrażeń.

A skoro ledwo co stworzony świat został na wstępie wyposażony przez wyższą instancję w pakiet reguł, to nasuwa się jeden wniosek - Agafii nie przystoi zbyt długie trwanie w stanie panieństwa. Na scenę wjeżdżają podświetlone na kolorowo boksy. We wnętrzach boksów, zaaranżowanych na kawalerskie izdebki, znajdują się ustawieni w nienaturalnych pozycjach kandydaci na męża. Scenograficzne rozwiązanie autorstwa samej Dudy-Gracz jest niezwykle intrygujące - szkoda tylko, że wykorzystane w niewystarczającym stopniu. Ruchome boksy nie pojawiają się w późniejszej części spektaklu.

Potencjalni małżonkowie znajdujący się w boksach wyglądają zgoła nieatrakcyjnie. Kawalerzy oddają się codziennym czynnościom, jak choćby wypalaniu sterty papierosów przy akompaniamencie pochrząkiwań i postękiwań. Uwaga koncentruje się na Podkolesinie (bardzo dobra rola Sambora Czarnoty), wylegującym się na łóżku w wymiętej piżamie. Podkolesina w całej kawalerskiej abnegacji zastaje Koczkariow (Michał Staszczak). Jego postać ma niewiele cech wspólnych z serdecznym Gogolowskim pierwowzorem. Nonszalancki Koczkariow od początku wydaje się typem przedkładającym manipulację nad strategię pozytywnej motywacji. Ostatecznie udaje mu się jednak przekonać Podkolesina do złożenia wizyty pannie Tichonownej.

Na scenę wjeżdża platforma, na której w dość niefortunnej pozycji siedzi Agafia. Milena Lisiecka tworzy rolę wartą uwagi. Jej fizyczne przerysowanie - agresywny makijaż, mało dziewczęca sylwetka, podkolanówki "antygwałtki", przybieranie niezbyt subtelnych póz - sugeruje pewną wulgarność postaci. Tymczasem Agafia Lisieckiej jest wrażliwą, nieco infantylną panienką. W zastępstwie ciotki i swatki z "Ożenku" asystuje jej Poradnica - stypizowany homoseksualista (Marek Kałużyński). Odziany w ornat czy kontusz zadrukowany zdjęciami modelek, Poradnica łączy w sobie cechy mistrza ceremonii i bon vivanta sypiącego radami spod znaku "jak być atrakcyjną".

Już na tym etapie Duda-Gracz znacznie oddala się od litery Gogola. W domu Agafii pojawiają się kolejni kandydaci - Anuczkin (Robert Latusek), Żewakin (Mariusz Witkowski) oraz Jajecznica (Tomasz Schuchardt). Każda z maksymalnie stypizowanych postaci w karykaturalny sposób prezentuje inny typ męskości. Potencjalni małżonkowie powtarzają charakterystyczne dla nich gesty niczym w muzycznym kanonie. Starają się zachowywać zgodnie z konwenansem, lecz trudno im ukryć brak obycia. Wszystkie gafy zręcznie tuszuje Poradnica. W swatach, tutaj przypominających raczej "Randkę w ciemno", nie ma miejsca na pomyłki. Gra nie toczy się o Agafię, pannę o wątpliwym potencjale. Ważniejsze wydaje się być zwycięstwo w samczej rywalizacji.

Tutaj klaruje się linia przyjęta przez Dudę-Gracz. Spektakl nosi tytuł "Według Agafii", ale sama Agafia głosu ma niewiele. Z cielęcym zdziwieniem obserwuje samcze potyczki. Mężczyźni przyjmują role mistrzów, próbują imponować w najróżniejszy sposób: czy to obcesowością jak ucharakteryzowany na wojskowego weterana Żewakin, czy też wiedzą czysto encyklopedyczną - jak jajogłowy, nomen omen, Jajecznica. Każdy głosi truizmy o związkach i seksualności z pozycji nieomylnego specjalisty. Jajecznica kieruje do widowni perory o anatomicznych dysfunkcjach spowodowanych długotrwałym onanizmem. Poradnica odkrywa przed słuchaczami arkana mody i kosmetologii. Agafia przez większość czasu milczy. Jej wycofanie trudno jednak tłumaczyć społeczną opresją - pasywność Agafii nie wynika z dyskryminacji płciowej. Przyczyna jest daleko bardziej prozaiczna - kobieta jest zahukania, naiwna i infantylna, a co za tym idzie - niegotowa do przyjęcia roli małżonki. Kluczowym problemem jest stłumienie pierwiastka uczuciowego przez obyczajową nadbudówkę. Obecnie ten problem staje się coraz bardziej widoczny. Tłum specjalistów tworzy uogólnienia, szermuje pustymi hasłami i poradami skrojonymi pod przeciętnego Kowalskiego. W efekcie ludzie są bombardowani podręcznikową wiedzą o uczuciach, a zwykłe rady i wskazówki zmieniają się w wytyczne dotyczące wyglądu, pożycia małżeńskiego czy randkowego bon tonu. Sfera prywatna zostaje wchłonięta przez sferę publiczną. Próżno marzyć o intymnym tte tte - nad zakochanymi czuwa medialna ciocia dobra rada. Nic dziwnego, że instytucja małżeństwa zaczęła się kojarzyć - choć to mocne słowo - z terrorem.

Tylko że w spektaklu ta myśl gdzieś się rozmywa - a może nie została dostatecznie rozwinięta. Problem utonął w kaskadzie scenicznych obrazków. Co z nich można zapamiętać? Mężczyźni starający się zdobyć klucz do serca kobiety, szepcząc czułe słówka do melodii walca z "Nocy i dni" lub rzępolący sentymentalne balladki na gitarze. W tyle głowy przewija się też groteskowa scena kopulacji wszystkich ze wszystkimi, nie wyłączając wielkiego pluszowego misia. Gdzieś na uboczu Podkolesin objada się kiełbasą z podręcznego koszyka, ignorując gorączkę godów. Rozumiem, że preferowany przez Dudę-Gracz wariant estetyczny zakłada maksymalizację efektów i grę z kiczem, ale równowaga między gagami a faktycznym przesłaniem nie została utrzymana. Uproszczenie postaci jest w tym przypadku trafnym pomysłem, dającym szerokie pole do zaaranżowania komicznych sytuacji. Typizowanie postaci jest jednak związane z pewnym ryzykiem - paradoksalnie, wyjaskrawienie nie może opierać się na banale. Przy kreowaniu schematycznych postaci warto wyłuskiwać pewne niuanse, czytelne i identyfikowalne, ale dalekie od szablonu. Przykładowo, dobrze zbudowana jest postać fajtłapowatego Podkolesina, wyjadającego chyłkiem łakocie z kosza czy walczącego z tikami Jajecznicy. Z kolei Kałużyński idzie po najmniejszej linii oporu, wysługując się arsenałem ogranych środków przy tworzeniu kreacji Poradnicy.

Duda-Gracz rozpoczyna wątki i urywa je w połowie, nie wykorzystuje do końca swoich pomysłów. Pod koniec widowisko ześlizguje się z czystej farsy w tragikomedię. Podkolesin nie wybiera ucieczki, jak to uczynił jego literacki prototyp. Dochodzi do naprędce zaaranżowanego ślubu z Agafią. Koczkariow i Poradnica podpierają się parasolkami, przypominają tym samym obecne chyba na każdym weselu babcie i podstarzałe ciotki. To właśnie przez nich zostaje złożona przysięga. Zarówno Podkolesin, jak i Agafia nie wyglądają na zadowolonych z takiego obrotu sprawy, jednak wypełniają małżeński obowiązek odbycia nocy poślubnej (czy też raczej szybkiego numerku na kanapie). Zakończenie przypomina o kluczowej myśli spektaklu, stłumionej przez przesyt scenicznych środków. Pointa byłaby bardziej czytelna, gdyby udało się uporządkować gąszcz obrazów.

Trzeba przyznać, że Duda-Gracz miała solidny pomysł na Gogola: gra z powszechnymi wyobrażeniami miłości, groźba ulegnięcia presji otoczenia, małżeństwo postrzegane jako przymus w kulturze, w której samorealizację stawia się wyżej niż stabilizację. Presja otoczenia połączona z zalewem porad medialnych pseudoautorytetów skutkuje narastającą w singlach frustracją. Szkoda tylko, że w kreśleniu spektrum problemów brakuje spójności i głębszej analizy. "Według Agafii" przypomina patchwork. Można powiedzieć, że spektakl oparty na schematach popkulturowych, bazujący na celowym upraszczaniu i karykaturowaniu postaw i konfliktów nie mógłby wyglądać inaczej. Wykorzystanie dynamicznej stylistyki teledysku czy reklamy można odnieść do kultury hipertekstu, w której dominuje praktyka wielokierunkowych odczytań i dowolnego kursowania między cząstkami informacyjnymi. Lecz czy takie tłumaczenie nie jest rodzajem taryfy ulgowej danej twórcom? Spektaklowi przydałaby się nie tyle ujarzmienie rozbuchanych środków wyrazu, co klarowniejsze poprowadzenie głównej myśli. Reżyserce nie można odmówić talentu, kreatywności i poczucia humoru. W opowieści o Agafii zabrakło jednak żelaznej konsekwencji i precyzji.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji