"Lepiej skończyć w pięknym szaleństwie niż w szarej, nudnej banalności i marazmie"
"Wariat i zakonnica" w reż. Sylwestra Biragi w Teatrze Druga Strefa w Warszawie. Pisze Anna Czajkowska w serwisie Teatr dla Was.
Groteskowo-fantastyczny dramat Stanisława Ignacego Witkiewicza "Wariat i zakonnica" był jednym z tych, które wystawiono za życia autora (w Teatrze Miejskim w Toruniu, 1924). Po premierze Witkacy napisał: "...artysta nie może w komponowaniu sztuki krępować się tym, że dziwaczna treść życiowa może odciągnąć widzów od czysto artystycznych wrażeń. Dość będzie, jeśli stworzy naprawdę dzieło sztuki (choćby nawet obciążone wadami), a nie sceniczną kondensację jakiegoś wycinka życia. Co innego jest opracowanie sceniczne danego tematu, a co innego konsolidacja koncepcji czysto formalnej".
Już po raz drugi Sylwester Biraga mierzy się z "Wariatem i zakonnicą", sztuką dedykowaną "wszystkim wariatom świata". Na scenie Teatru Druga Strefa, twórczy umysł poety, ograniczany przez "lekarzy - katów", przepisane przez nich lekarstwa, wciąż walczy ze sztuczną i przeciwną jego naturze masą. Opór pacjenta, jego pogoń za unikalnością jest uznany za szaleństwo, z którego próbują go wyleczyć doktor Burdygiel oraz doktor Gruen, psychoanalityk ze szkoły Freuda. Nieskutecznie. W tej sytuacji decydują się wysłać do pacjenta siostrę Annę, która ma odkryć przyczyny jego choroby. "Piekielne pomysły działają na zmysły, a dusza gdzieś skryta, nikt o nią nie pyta". Narasta dramatyczne napięcie, widz coraz wyraźniej dostrzega kontrast między indywidualnością a społeczeństwem, symbolicznie reprezentowanym przez personel szpitala. Witkacy uważał, że to właśnie społeczeństwo w swoim dążeniu do uległości, spętało wszystkie oryginalne talenty i nałożyło ograniczenia na jednostkę.
Akcja sztuki rozgrywa się w jednolitym świecie bieli i sterylności, co w oczywisty sposób kojarzy się ze szpitalem psychiatrycznym . Reżyser zredukował liczbę postaci do dwójki bohaterów: Mieczysława Walpurga (Paweł Hajnos) oraz siostry zakonnej Anny (Beata Bójko), a środki sceniczne ograniczył do minimum. Stworzona w oryginalny sposób przestrzeń wprowadza widza w świat poety, zamkniętego w przezroczystym sześcianie, nieco klaustrofobicznym, który symbolizuje celę zakładu dla umysłowo chorych. Pojawia się pytanie - czy ten świat istnieje tu i teraz, czy jedynie w głowie Walpurga? Kto jest normalny a kto to szalony? Jaką moc może mieć miłość? Mieczysław Walpurg jest poetą demonicznym, który kusi swą grą, swym słowem, młodziutką zakonnicę. Walpurg uwodzi, wykorzystując wiarę w siłę uczucia i erotyzmu. Siostra Anna, która trafiła do zakonu po śmierci ukochanego, podejmuje tę grę, na swój sposób sama zaczyna uwodzić, chcąc uwolnić się z przeciwnego jej naturze, krępującego habitu. Artysta i jego kochanka odrzucają ostatecznie pozory i cynizm, by stawić czoło własnym demonom i światu zewnętrznemu.
Reżyser sztuki zastrzegł, że zgodnie zresztą z intencjami autora, nie starał się o dokładne, realistyczne odtworzenie szczegółów ani o prawdopodobieństwo sytuacji relacji między jednostką i społeczeństwem. Spektakl wiernie odwzorowuje treść dramatu, ale nie brak mu "twórczych przekształceń". Białe twarze, niczym maski, białe kostiumy, wystudiowane w najdrobniejszych szczegółach ruchy, pauzy i zatrzymania, przywodzą mi na myśl teatr pantomimy. Spektakl jest aktorskim popisem Beaty Bójko i Pawła Hajnosa, w doskonały sposób wcielających się we wszystkie postacie dramatu. Oboje grają głosem (który u siostry Anny zmienia swą barwę w miarę, gdy kobieta odkrywa w sobie szał pożądania, czystość uczuć i godzi się z nimi), gestem, a wszystko to podkreśla muzyka, skomponowana do spektaklu przez Marka Żurawskiego. Reżyser wyeksponował również niepowtarzalny humor Witkacego, widoczny w rysunku postaci, sytuacjach, a zwłaszcza ironicznym , zdecydowanie krytycznym potraktowaniu psychoanalizy. Ostateczne wyzwolenie Walpurga poprzez cierpienie i samobójstwo, to obraz poety jako męczennika, a nawet Chrystusa. Na oczach widzów dokonuje się zwycięstwo jednostki nad wrogim społeczeństwem, tyleż groteskowe, co tragiczne. Bowiem, cytując podtytuł sztuki "Nie ma złego, co by na jeszcze gorsze nie wyszło".