Pyszna zabawa
Feeria świateł, ruchu, kolorów, plejada zabawnych postaci, wpadająca w ucho muzyka, przeboje nostalgiczne nucone przez dojrzałe pokolenie - to wszystko do wzięcia, od minionej niedzieli w Teatrze Muzycznym w Gdyni, za sprawą zespołu i reżysera.
Jerzy Gruza zgrabnie i z polotem zaproponował widowni komedię muzyczną "Żołnierz królowej Madagaskaru".
Ta dziewiętnastowieczna farsa robiła na scenach polskich błyskawiczną karierę. Grywano ją ku uciesze PT. Publiczności w wielu teatrach. Potem tekst Stanisława Dobrzańskiego trafił w ręce Juliana Tuwima, który jako "przeróbca" wyznaje: "pozostawiłem tylko przebieg akcji, "stawiając" większość ról inaczej niż to autor zrobił, (...) biorę winę na siebie. (...) Oryginał nie ma żadnych piosenek. Dobrałem je ze starego repertuaru estradowego, z dawnych operetek i wodewilów wspólnie z p. Tadeuszem Sygietyńskim.
"Ramotka" pełna wdzięku i humoru ożyła na scenie w Gdyni. Perypetie nobliwego wdowca - mecenasa z Radomia, piewcy dobrych obyczajów, orędownika walki z zarazą moralną, przedstawiciela towarzystwa czystości obyczaju "Lilia Radomska" opowiedziane są urokliwie i z temperamentem.
Dobrotliwy Mazurkiewicz, rzucony na głębokie wody w Warszawie, trafia do gniazda zepsucia i rozpusty, czyli za kulisy teatru. Tutaj w perzynę obracają się jego poglądy, zasady. Świat uciech, miłostek, fascynacja piękną szansonistką Kamilą, staje się nagle przyjemnym doczesnym źródełkiem, miłą perspektywą.
Mazurkiewicza gra Grzegorz Chrapkiewicz. Jest to rola jakby stworzona dla niego. Od nieśmiałości, miękkości i zażenowania, do figlarnej rozpusty - wszystko to Chrapkiewicz demonstruje na scenie. A przy tym do dobrze śpiewa, tańczy - flirtuje z publicznością i bawi się - tak jak jego bohater. Partneruje mu w scenach teatralnych (za kulisami, w garderobie, w numerze hotelowym) słodka Kamilka - aktoreczka z teatrzyku, w którym mecenas może zgubić nie tylko duszę. Eliza Sroka w roli Kamili to urocza kokietka. Nie oprze jej się żaden mężczyzna, a co dopiero biedny "Bój się Boga Mazurkiewicz". Ona zna zasady flirtu - naiwność potrafi połączyć z przebiegłością. Rozbudzenie namiętności to dla niej fraszka. Wytrawna mała kobietka z buzią lalki o wielkich, ciągle zdziwionych oczach. Jest w tym spektaklu więcej ról i epizodów, na które warto zwrócić uwagę. Panna Sabina - osóbka z mieszczańskiego gniazda Mąckich (Katarzyna Chałasińska) jednako dobrze czyta w dawnej manierze Asnyka, Konopnicką, Żmichowską, Felińskiego - co i demonstruje swe kobiece niepokoje. Mecenas może być nudnym mężem, a ona tęskni do mężczyzny z niepospolitą wyobraźnią. Władysław Mącki - junior (Krystian Nehrebecki) - to młodzieniec, który wkracza w świat zakazany. Ubóstwia Kamilkę i rywalizuje ze stryjem (Krzysztof Stasierowski) o jej względy. Młodzieńczy niepokój wyrzuca z siebie jednym tchem. Dwie megiery - matka i ciotka (Maria Trzcińska i Urszula Polanowska) - tworzą zabawny duet. Świetne epizody zaproponowali Jan Wodzyński jako kamerdyner Grzegorz i Krystyna Wodzyńska jako garderobiana. Tomasz Fogiel w roli Kopciuchowskiego - inspicjenta - rozbawił wszystkich do łez. I był w tym spektaklu jeszcze godny uwagi baletowy popis. Kirił Matwiejew stworzył swoistą etiudkę w tanecznej roli kelnera w teatrze - brawa przy otwartej kurtynie.
Zresztą oklasków premierowa publiczność nie szczędziła. Należą się one przede wszystkim Jerzemu Gruzie. Mistrz scen zbiorowych - jeszcze raz udowodnił, że wie jak się robi dobry, rozrywkowy repertuar. Na uwagę zasługuje również choreografia Bogdana Jędrzejaka - pomysłowa i efektowna.
Widowisko rozgrywa się w scenografii Aliny Afanasjew, która szczególnie dowcipnie zaprojektowała scenę za kulisami teatru. Zwracają uwagę także kostiumy - bogate, pyszne w barwach, stylizowane, świetnie osadzone w epoce.
Są w tym spektaklu i drobne mankamenty, potknięcia rytmiczne na premierze kładę na kark tremy. Ale w sumie jeszcze raz Teatr Muzyczny w Gdyni udowodnił, że lekka muza - rozśpiewana i roztańczona - nie ma dla niego tajemnic. Namawiam do obejrzenia spektaklu "Żołnierz królowej Madagaskaru" Prawie trzy godziny murowanego relaksu i oderwania się od przyziemności. A poza tym stary świat w dobrym stylu. Lęki przed koleją żelazną należą już do przeszłości, ale rozbieżności między zasadami moralnymi a praktyką niekoniecznie.