Artykuły

Wizja roztańczona

Wystawić "Bal w Operze" Tuwi­ma, to znaczy porwać się na ideę morderczą, trudną i niemal nie do pokazania. A jednak udało się - po­emat na scenie żyje i to nawet bar­dziej niż można sobie wyobrazić po zwykłej lekturze.

Dzieło Tuwima to pamflet na społeczeństwo, władzę, manipula­cję, na pustkę ogromnych haseł i umiłowanie mamony. Obrazy na­stępują po sobie jak na zawrotnej karuzeli. Nie ma tu fabuły - to ra­czej poemat wizjonera-publicysty. I tak też "Bal w Operze" został pokazany na scenie. Efekt jest pioru­nujący. Zdążyliśmy się przyzwy­czaić raczej do kameralnych sztuk, do niezbyt dużej obsady. Tymcza­sem tu gra niemal cały zespół Te­atru Polskiego, a jakby tego było mało - także studenci wydziału wokalno-aktorskiego Akademii Mu­zycznej w Bydgoszczy oraz ucznio­wie ze szkoły muzycznej. W ten sposób na scenie kłębi się praw­dziwy tłum, w dodatku tłum śpiewa­jący, tańczący, tworzący coraz to nowe układy nieustannie przez po­nad godzinę!

Ta inscenizacja to popis dosko­nałej reżyserii i choreografii po­szczególnych grup. Są dostojni uczestnicy balu, tajniacy, prostytut­ki oraz ludzie z ulicy. Tych stopnio­wo coraz bardziej pochłania idea, określona jako enigmatycznie "ideolo". Są wreszcie gapie, którzy pa­trzą na to wszystko i niewiele rozu­mieją... Te grupy śpiewają i rozgry­wają własne historie. Reżyserowi, Ryszardowi Majorowi, udało się przedstawić nie tylko tuwimowską szaloną wizję, ale też pokazać mnóstwo epizodów, które spokojnie rozgrywały się gdzieś poza centralnym planem. A to oficer po­rzucił na chwilę roztańczoną żonę, by zabawić się na boku ze skąpo ubraną prostytutką, a to przyszedł fotograf i trzeba wykonać pamiąt­kowe zdjęcie, a to biedota w cza­sie zamieszek próbuje ochronić dzieci...

Bal w operze, przeplatany sce­nami z ulicy, rozgrywa się w srebr­nych, półkoliście ustawionych ścia­nach. Dekoracja jest prosta, lecz nie trzeba nic więcej. Wszystko re­kompensuje niesamowita dynami­ka tego spektaklu. Od pierwszej do ostatniej sceny tempo jest tak za­wrotne, że widzowi nie daje się na­wet chwili wytchnienia. Bardzo trudno o spektakle bez jednej dłużyzny gdzie nagromadzenia i spię­trzenia, którym nie ma końca, przy­pominają finały gombrowiczowskie. Z drugiej jednak strony, nie­stety - i to chyba jedyna słabość te­go przedstawienia - przez utrzymy­wanie napięcia na tym samym, naj­wyższym poziomie, niknie tekst, to­ną jego najważniejsze akcenty. Bydgoski "Bal w Operze" jest przez to czytelny dla osób, które poemat już znają i teraz w spokoju podzi­wiają kunszt reżysera. Będzie na­tomiast trudny w odbiorze dla wi­dza, który przyjdzie do teatru nieja­ko "z biegu"... Tym bardziej, że ak­torzy nie zawsze śpiewają wyraź­nie. Zrozumiałe są przeważnie fragmenty wykonywane przez cały zespół, gorzej natomiast wychodzi z niektórymi partiami solowymi.

Niemniej nawet dla tych, którzy może nie do końca są z Tuwimem za pan brat, będzie to z pewnością oryginalne doświadczenie. Takie, które powie, że można przedsta­wienie wyrzeźbić - nie z fabuły, nie z dialogów, a z choreografii, muzy­ki, epizodów i obrazów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji