Artykuły

Dialogi meliorantów

"Stary Franka Hernera" w reż. Iwony Kempy w Teatrze Polskim w Poznaniu. Recenzja Błażeja Kusztelskiego w Gazecie Poznańskiej.

Teatr Telewizji pokazał niedawno znakomitą i wstrząsającą sztukę węgierskiego autora, Janosa Haya: "Geza - dzieciak". Teraz Teatr Polski zrealizował inny utwór sceniczny tego pisarza - "Stary Franka Hernera". Ta pierwsza sztuka zyskała wymiar tragedii, ta druga bliższa jest skeczom, przyprawionym z lekka groteską. Stanowi obrazek z życia szarej prowincji, nie wolnej od kontrastów. Podczas gdy bezrobotni w zamian za zasiłek udrożniają rów odpływowy, młodziutka sekretarka burmistrza (i chyba jego flama) jeździ na inspekcję odjazdowym jednośladem. Sezonowa praca publiczna, choć użyteczna, jest rodzajem wyzysku ukrytego pod płaszczykiem racjonalnego solidaryzmu i terapii poprzez pracę. Trzej bezrobotni nie dostrzegają zresztą jej sensu. Zdobywają się za to na rozmowy, na refleksję. Mają przecież czas. Rozpamiętują więc zarówno przeszłość, jak i zastanawiają się nad przyszłością, próbując rozważać sprawy, które ich dotąd przerastały, a teraz dręczą: los, przeznaczenie, śmierć.

Ciekawa jest w tej sztuce paralela między nowymi a starymi czasy (realnego socjalizmu). Wtedy, "obcym" był milicjant jako przedstawiciel "obcej" władzy. W nowym systemie "obcymi" są ci, o których mówi się w sposób zakłamany i eufemistyczny, że "sobie nie radzą" lub że "nie potrafią się odnaleźć".

Wulgaryzmów pada ze sceny bez liku, choć można było z nich zrezygnować bez utraty gminno-prostaczkowego kolorytu postaci. Mało tego, owa dosłowność popycha dialogi w stronę taniego reportażu, odzierając z pewnej poetyckości. Akurat w nagromadzeniu wulgaryzmów nie kryje się nic istotnego, poza możliwością wywoływania prostackiego rechotu na widowni.

Czytam w programie, że sztuka ta to eksperyment dramaturgiczny. Czyżby? Przecież te "rozmowy przy udrożnianiu rowu" kojarzą się z "Rozmowami przy wycinaniu lasu" Tyma. Zresztą w polskiej literaturze filozofujących prostaczków przy robocie nie brakuje, i to w lepszym wydaniu: poczynając od "Szewców" Witkacego, poprzez "Kondukt" Drozdowskiego, a kończąc na skręcających tory w "Senniku współczesnym" Konwickiego.

Nie wiem, czemu na początku przedstawienia aktorzy tak się spieszą z wypowiadaniem swoich kwestii, jakby ich kto gonił, i czemu tak siebie przekrzykują, jak by byli na ruchliwym rondzie, a nie na jakimś zadupiu. W sumie jednak można mówić i o sprawnym aktorstwie (wyróżniłbym Rolanda Nowaka jako milicjanta), i o sprawnej reżyserii, a także funkcjonalnej scenografii.

Teatr Pawła Szkotaka to teatr wrażliwości społecznej, któremu warto kibicować. Choć niekoniecznie zagłaskiwać.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji